M O D L I T W A

Twoje światło w Fatimie

piątek, 23 sierpnia 2013

Mordercy Napoleona Bonaparte.



OUVERTURE.
Święta Helena

St Helena Oczom Francuzów ukazało się miejsce, które miało się stać ich domem. Zobaczyli wielką, jałową ścianę bazaltu, pozbawioną wszelkiej roślinności, wznoszącą się jak naturalna forteca w formie dwóch nagich, ciemnoszarych szczytów. Na wprost nich, zgrupowane w rozpadlinie między dwiema skałami najeżonymi działami, przycupnęły domy, blade na tle czarnej wulkanicznej góry. Był to wrogi, odpychający krajobraz, niczym nie przypominający bujnych, zielonych pól Francji i głębokiego piękna Korsyki - rodzinnej ziemi Napoleona. Francuzi byli przerażeni. "Diabeł załatwił tu swoją potrzebę w drodze z jednego świata do drugiego" - mruknęła jedna z kobiet. Nawet Anglicy byli wstrząśnięci widokiem miejsca, które jeden z nich, Walter Henry - lekarz okrętowy, opisał jako "najobrzydliwszą, najbardziej ponurą skałę o poszarpanej, nierównej powierzchni, wyrastającą jak ogromna czarna narośl z bezdennej głębiny". Marchandowi wyspa przypominała grobowiec. Napoleon przyglądał się jej w milczeniu i, jak wspomina Marchand, "po kilku chwilach wrócił do kabiny, nie wypowiadając ani jednego słowa komentarza i nie okazując swych uczuć". Jakiś czas później cesarz powiedział do Gourgauda: "Nie jest to atrakcyjne miejsce. Lepiej bym zrobił pozostając w Egipcie. Byłbym cesarzem Wschodu".
Źródło: B. Weider, D. Hapgood, Morderstwo Napoleona

Montholon



W oryginale tytuł książki Forshufvuda brzmi: Vem mordale Napoleon? (Kto zamordował Napoleona?). Odpowiedzi na to pytanie szukał Szwed drogą eliminacji podejrzanych, przy założeniu, że podejrzani byli wszyscy mieszkańcy Longwood przebywający u boku cesarza od jego przybycia na Św. Helenę aż do śmierci. Po przepuszczeniu przez sito logiki dedukcyjnej na liście tej został jeden tylko człowiek, który we wszystkich encyklopediach, podręcznikach oraz na Łuku Triumfalnym w Paryżu figuruje jako dzielny żołnierz, a także arcywierny i arcyoddany towarzysz niewoli Bonapartego - generał Karol Tristan hrabia Montholon. Otóż większość tego, co pisano w XIX wieku o dzielności i prawości Montholona i co powtarzają jeszcze dzisiaj niektórzy historycy nie znający ustaleń dokumentacyjnych z początków naszego stulecia - jest w świecie dokumentów z epoki wymysłem. Twórcą tych fantazji był oczywiście sam Montholon.
Karierę zawdzięczał Montholon wyłącznie protekcjom swego ojczyma, Hugueta de Montaran de Semonyille, człowieka, o którym najwięcej mówi fakt, iż potrafił się utrzymać w kołach rządzących przez dziewięć kolejnych reżimów, od Ludwika XVI do Rewolucji Lipcowej! Przyjrzyjmy się tej karierze:
1. Montholon twierdził, że brał udział w bitwie pod Hohenlinden i za odwagę otrzymał szablę honorową. W rzeczywistości w roku 1801 usunięto go z armii.
2. Montholon twierdził, iż otrzymał stopień pułkownika za zasługi wojenne. Nieprawda. Starał się o to jego ojczym, lecz w 1805 roku cesarz odrzucił prośbę. Dopiero w roku 1809 machinacje przyniosły efekt i Montholon został pułkownikiem.
3. Montholon tak sumuje swoją brawurę: pod Eckmuhl szarżował na czele Wirtemberczyków, w Madrycie odbił Arsenał na czele marynarzy gwardii, za co otrzymał tytuł barona Cesarstwa i Legię Honorową, a po Wagram tytuł hrabiego Cesarstwa i funkcję szambelana dworu. Dokumenty wykazują, że wszystko to są bezwstydne kłamstwa. Montholon nigdy nie odznaczył się na polu chwały, a tytuły otrzymywał dzięki intrygom (szambelaństwo) bądź uzurpował je sobie (generalstwo w roku 1811).
4. W dalszych kampaniach nie wziął udziału ze względu na zdrowie zniszczone w bojach. I to jest nieprawda. Gdzie tylko mógł, podawał się za rannego, by przeczekać zawieruchę wojenną na tyłach. Podczas kampanii polskiej 1807 roku z takiej "rany" kurowała Montholona namiętnie w Toruniu głośna warszawska piękność nie najcięższego prowadzenia, pani Cichocka.
5. W roku 1812, uczyniwszy wszystko, by nie brać udziału w kampanii rosyjskiej, po krótkim urzędowaniu został Montholon pozbawiony funkcji ministra pełnomocnego na dworze Wielkiego Księcia Wurzburga, w wyniku skandalu wywołanego przez jego małżeństwo z Albina Heleną de Vassal, dwukrotną rozwódką, uwielbiającą intrygi (zwłaszcza łóżkowe), w których zazwyczaj grała jedną z głównych ról.
6. W roku 1813 nasz "bohater" dostał wezwanie do objęcia dowództwa 2 dywizji lekkiej kawalerii w Metzu i odmówił, tłumacząc się "ranami, które nie pozwalają dosiadać konia". Wezwanie ponowiono jeszcze dwukrotnie - bez skutku. W rezultacie ministerium wojny wydało 7 sierpnia 1814 roku nakaz szukania symulanta (albowiem zniknął) i postawienia go do dyspozycji I korpusu armii. Znaleziono go w Paryżu (22 I 1814), lecz zasłonił się zaświadczeniem lekarskim o niezdolności do służby. Potem pętał się przy milicji obywatelskiej, co dało mu okazję do przywłaszczenia sobie kilku tysięcy franków. Postawiony na czele jednego z oddziałów Gwardii Narodowej z rozkazem powstrzymywania marszu nieprzyjaciół na Paryż, manewrował tak zręcznie, że jego podwładni nie ujrzeli ani jednego wroga.
7. W czasie abdykacji cesarza udał się do Fontainebleau i zaproponował Napoleonowi, że poprowadzi go w góry Tarare, gdzie czekają resztki armii. Cesarz odmówił, uściskał Montholona i rzekł: "Zostań i chroń dla mnie swą wierność!" Montholon został i odrzucił możliwość służenia Burbonom. Wzruszające, prawda? Niestety, nie da się tego nazwać kłamstwem, to już ohydne łgarstwo, zważywszy, że w rzeczywistości Montholon żebrał o łaskę Ludwika XVIII w sposób tyle natarczywy (listy, prośby, protekcje), co odrażający, i wreszcie wyprosił sobie funkcyjkę na dworze Burbona.
8. Montholon wybiegł naprzeciw wracającego z Elby cesarza, wskazał mu rozlokowanie oddziałów rojalistowskich i został mianowany adiutantem w randze generała dywizji. W rzeczywistości pojawił się "spod ziemi" pod Waterloo, ubrany w mundur szambelana, i wkręcił się do najbliższego otoczenia cesarza. [...]

Wszystko, co powyżej napisałem o Montholonie, korzystając z ustaleń Massona, Forshufvuda, lorda Rosebery i własnych, jeszcze nie wystarcza, by można było oskarżyć hrabiego o morderstwo, bez ściągnięcia na siebie zarzutu, że się jest jednym z tych, co "na garbusów zrzucają odpowiedzialność za wszystkie nieszczęścia świata". Idźmy więc dalej.
Zastanówmy się. Człowiek, który przez pięć lat regularnie truje drugiego człowieka, cóż będzie czynił, by nie został przyłapanym lub by nie powzięto wobec niego podejrzeń? Będzie się oczywiście starał usuwać z otoczenia ofiary ludzi, którzy z nią stale przebywają. Oprócz Montholona stały dostęp do cesarza mieli: Bertrand, Gourgaud, Cipriani. Las Cases, dr Antommarchi oraz pokojowcy: Noyerraz, Saint-Denis i Marchand.
Marszałek dworu Bertrand nie był zbyt groźny, gdyż mieszkał w innym budynku niż Napoleon i chociaż często otrzymywał audiencje, jego kontakt z cesarzem był nieregularny. W roku 1821 udało się Montholonowi sprawić, że Napoleon przestał darzyć Bertranda sympatią i rzadko dopuszczał go do siebie.
Za to generał Gourgaud mieszkał o kilkanaście metrów od komnat cesarza. W roku 1818 Montholonowi udało się, w wyniku serii intryg, spowodować opuszczenie wyspy przez generała. Dodatkową przyczyną była choroba Gourgauda, z symptomami identycznymi jak w pierwszej fazie choroby Napoleona!
W ten sposób z trzech głównych satelitów cesarza na Sw. Helenie tylko Montholon pozostał w tym samym budynku, w którym mieszkał Napoleon. Sąsiadowali ze sobą przez ścianę.
Jeszcze przed Gourgaudem, w roku 1816, opuścił wyspę Las Cases, który był o tyle niewygodny, że Napoleon prawie co dzień przez długie godziny rozmawiał z nim lub dyktował mu. Las Cases i jego syn zapadli nagle na chorobę, której objawy: bezsenność, zawroty głowy, duszności, należą do bogatego repertuaru symptomów zatrucia arszenikiem. Cierpieli także na ataki palpitacji serca. Las Casesowie, którym lekarze polecili zmienić klimat, wyjechali z wyspy i wkrótce przestali chorować. Powiernikiem i kimś w rodzaju sekretarza Napoleona stał się wówczas Montholon.
Najniebezpieczniejszy dla truciciela był Franciszek Cipriani, agent tajnej policji Cesarstwa, który na wyspie stanowił jednoosobowe biuro wywiadu i kontrwywiadu Napoleona i szpiegował nie tylko u Anglików, lecz i w Longwood. Usunąć go za pomocą intryg było absolutną niemożliwością, gdyż jak mówił Gourgaud: "Cesarz wszystkich nas poświęciłby dla Ciprianiego". Przestraszyć i wygnać go chorobą, choćby najcięższą, było równie niemożliwe - Cipriani był człowiekiem ze stali. Bez żadnych wcześniejszych dolegliwości, 23 lutego 1818 roku, zaczął się nagle skręcać z bólu i zmarł po trzech dniach męczarni z objawami typowymi dla ostrego zatrucia arszenikiem. W otoczeniu cesarza szeptano o truciżnie, lecz oficjalnie podano jako przyczynę zgonu... zapalenie wyrostka robaczkowego.
Marchand i Noverraz, pełniący przy cesarzu codzienne posługi, również zapadli na ,,chorobę klimatu", przy czym Noverraz w takim stopniu, że w ogóle nie mógł pracować. Wówczas generał hrabia Montholon... zgłosił chęć objęcia funkcji kamerdynera! I mimo że obok był jeszcze Saint-Denis, Napoleon wyraził zgodę, chcąc mieć w codziennej służbie kogoś inteligentnego. Od tej chwili Montholon niemal nie opuszczał pokoju cesarza, decydując o wszystkim, o pokarmach, lekarstwach etc. W grudniu 1820 roku Montholon napisał do swej żony, która przebywała już w Europie: "Stałem się jego jedynym lekarzem, bierze tylko to, co ja poradzę". A właśnie to, co brał wówczas Napoleon i jak, wśród wszystkich argumentów wysuniętych przez Forshufyuda najbardziej zasługuje na miano dowodu.

Dla mordercy trującego ofiarę do końca arszenikiem rzeczą niezwykle niebezpieczną jest fakt, że arszenik osadza się na fałdach błony śluzowej żołądka w postaci białawo-żółtawego pyłu, który można bez trudu zauważyć w czasie autopsji zwłok. Markiza de Brinyilliers przewidziała to. Ostatnia faza jej metody, którą należało stosować na krótko przed przewidywaną śmiercią ofiary, polegała na zastąpieniu arszeniku trucizną wymiotną, powodującą oczyszczenie żołądka ze wspomnianego osadu.
Według Forshufvuda morderca przystąpił do realizacji tej fazy swego planu dokładnie 22 marca 1821 roku. Uważna analiza faktów całkowicie tę tezę potwierdza. Tego właśnie dnia Montholon po raz pierwszy podał Napoleonowi lemoniadę z emetykiem przygotowanym przez doktora Antommarchi, co miało ulżyć żołądkowym cierpieniom chorego.
Emetyk, czyli winian antymonylopotasowy, najpopularniejszy w owym czasie środek wymiotny, podawany w dozach leczniczych jest nieszkodliwy dla zdrowia. W przypadku przedawkowania zawarta w nim trucizna (antymon) straszliwie wyniszcza organizm. Antommarchi przepisał cesarzowi minimalną dozę emetyku, 1/80 grama (nieszkodliwa jest nawet 1/20 grama), tzw. "dozę defensywną". W efekcie - ku zdziwieniu lekarza - Napoleon po wypiciu lemoniady dostał ataku wymiotów i stan jego poważnie się pogorszył. 23 marca Montholon podał Napoleonowi kolejną porcję lemoniady i wówczas wymioty przerodziły się w konwulsje. Cesarz kategorycznie zakazał dalszego podawania mu emetyku.
Antommarchi, który posłusznie wykonywał rozkazy, stał się w tym momencie dla Montholona "persona non grata". Po usunięciu z wyspy Las Casesa i Gourgauda i uśmierceniu Ciprianiego i zepchnięciu w niełaskę Bertranda był on dla mordercy ostatnim już inteligentnym świadkiem, gdyż nie mających pojęcia o medycynie pokojowców nie trzeba się było zbytnio obawiać. 24 marca Montholonowi udało się przekonać Antommarchiego, że nie ma co sugerować się słowami chorego i należy dalej stosować kurację emetykową. W tym samym dniu ciężko zapadł na zdrowiu Noverraz i Montholon objął już na stale funkcję kamerdynera!
W trzy dni później (27 III 1821) Bertrand zapytał cesarza, czy podawany mu emetyk przynosi ulgę. Napoleon pojął, że nie posłuchano jego rozkazu i wpadł w straszliwy gniew. Przekonany, że winowajcą jest Antommarchi, kategorycznie zabronił mu pokazywać się w swoim pokoju. W ten sposób Antommarchi został wyrzucony za burtę gry. Chociaż cesarzowi gniew minął, nie przyjmował już od swego ziomka (Antommarchi był Korsykaninem) żadnych wskazań terapeutycznych. I tak "jedynym lekarzem" cesarza na Św. Helenie stał się generał hrabia Montholon. Był poza tym pielęgniarzem i pokojowcem, a więc wszystkim.
Myślę, że większość czytelników domyśliła się, że od 27 marca 1821 roku Napoleon nie przestał już wymiotować aż do swej śmierci. Ostatnie wymioty były pełne krwi. Tę fazę jego choroby można nazwać antymonową. Ale była jeszcze jedna.

Truciciel z Longwood wzbogacił klasyczne trucie ,,a la Brinvilliers" czymś w rodzaju "coup de grace", za pomocą trucizny rtęciowej, przystępując do realizacji tej dodatkowej fazy w pierwszych dniach maja 1821 roku.
Rzecz prosta Montholon, strojąc się w piórka "jedynego lekarza", nie mógł pozbawić Napoleona pomocy prawdziwych lekarzy, gdyż to byłoby podejrzane. Natychmiast więc po odsunięciu dr. Antommarchi od łoża chorego zaczął sprowadzać do Longwood lekarza garnizonu brytyjskiego na wyspie, Arnotta, który konsultował się z dwoma swoimi kolegami, Shorttem i Mitchellem. 3 maja 1821 roku o godzinie 17.30, po raz pierwszy, a następnie 4 maja, Napoleon otrzymał z rąk Montholona, zgodnie z zaleceniem Arnotta, Shortta i Mitchella, kalomel, uważany wówczas za quasi-panaceum, analogicznie do uwielbianej w XX wieku penicyliny. 5 maja o godzinie 17.50 zmarł.
Chlorek rtęciawy, zwany kalomelem, jest środkiem leczniczym (m.in. przeczyszczającym), który sam nie jest niebezpieczny. Jeśli jednak zmieszać go z mleczkiem z gorzkich migdałów przetwarza się w piorunującą truciznę - w cjanek rtęci. Bertrand, Marchand i Antommarchi podają w swych pamiętnikach, że od ostatnich dni kwietnia aż do śmierci Napoleona Montholon serwował mu regularnie orszadę. Do produkcji orszady używano wówczas wody z kwiatu pomarańczowego, cukru i... mleczka migdałowego!
Montholon, jako jedyny, w swym pamiętniku ze Św. Heleny nie pisze o orszadzie, ale o oranżadzie. Ot, taka drobna pomyłka pamięciowa. Zaraz potem następuje druga, równie interesująca: pan hrabia "zapomniał" napisać, że 3 maja to właśnie on nie dopuścił trzech lekarzy brytyjskich do łoża Napoleona (!) i że to właśnie on (gdy ich decyzji o podaniu kalomelu sprzeciwił się stanowczo dr Antommarchi i do Montholona zwrócono się o rozstrzygnięcie sporu) zdecydował ostatecznie, by zaaplikować choremu chlorek rtęciawy!
Montholon był ostrożny - swoje pamiętniki wydał dopiero w roku 1846 (i to w Lipsku, a nie we Francji!), gdy ze świętoheleńskich towarzyszy Napoleona żyli oprócz niego już tylko Gourgaud i Marchand. Wobec faktu, że ten pierwszy przebywał na wyspie tylko do roku 1818, Montholon opisał ten okres bardzo pobieżnie i liczył, że na resztę stary Marchand nie zareaguje. Ale się przeliczył - gdy Marchand przeczytał zawarte w tych wspomnieniach kłamstwa, wpadł we wściekłość i zażądał natychmiastowych poprawek. Wybuchłby skandal, lecz Montholon umarł i sprawa przycichła.
Myślę, że wystarczy już, by uwierzyć w dowodzenie dr. Forshufvuda wymierzone w człowieka, który w swych pamiętnikach napisał: "Otrucie Napoleona było rzeczą niemożliwą", a który nie tylko precyzyjnie zrealizował trucicielski przepis Marii Magdaleny de Brinvilliers, lecz nawet wzbogacił go własnym wynalazkiem. Jak pisał w roku 1961 już wówczas przekonany dowodzeniami Szweda tygodnik "Der Spiegel" (nr 52): "Cesarz Francuzów zmarł planowo".

Pozostały jeszcze do wyjaśnienia motywy. Data rtęciowego "coup de grace" jest łatwo wytłumaczalna: w kwietniu Napoleon podyktował Montholonowi swój testament i w tym momencie Montholon - jedyny człowiek, który znał treść tego dokumentu, nie licząc cesarza - marzył już tylko o jak najszybszym opuszczeniu wyspy i dorwaniu się do 2 milionów franków. Była to najwyższa suma ze wszystkich, które "bóg wojny" zapisał swym sługom.
Lecz motywy ogólne trucia cesarza arszenikiem od początku pobytu na Św. Helenie? Nie ulega wątpliwości, że Montholon był tylko narzędziem w czyimś ręku. Czyim? Forshufvud zakończył swą książkę dwoma zdaniami: "Kto był prawdziwym mordercą Napoleona? Nie ustawajmy w poszukiwaniach!" Lecz ten prawdziwy autor zbrodni jest już chyba nie do rozszyfrowania. Możemy tylko spekulować.

Źródło: W. Łysiak, Empirowy pasjans
http://napoleon.org.pl/helena/tru.php

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz