M O D L I T W A

Twoje światło w Fatimie

czwartek, 20 listopada 2014

POczątek "d e m o k r a c j i"

Krwawe "osiągnięcia" Rewolucji Francuskiej (cz. 1)


     Rewolucja Francuska, rozpoczęta w 1789 roku, uznawana jest powszechnie za wydarzenie przełomowe w nowożytnej historii Europy i świata. W zdecydowanej większości przypadków uważa się, że Rewolucja Francuska była przełomem ku lepszemu. No, bo "zerwała z feudalizmem i absolutyzmem", uchwaliła prawa człowieka i "zapoczątkowała erę demokracji". Krótko mówiąc: postęp we wszystkich dziedzinach. Taką wykładnię dziejów i dorobku Francuskiej Rewolucji napotykamy również w przeważającej większości szkolnych podręczników do historii, także w naszym kraju.

     Z pewnością, należy się zgodzić, że Rewolucja Francuska była czymś przełomowym. Jednak fakty historyczne nie potwierdzają pozytywnej oceny jej dorobku. Rewolucja ta (podobnie, jak każda inna rewolucja w dziejach ludzkości) nie była jutrzenką wolności i wyzwolenia. O wiele bardziej była ona rewolucją antyfrancuską, antychrześcijańską, antyludową. Jeżeli we Francji po 1789 roku coś trwale pozytywnego zaistniało - to nie dzięki, ale pomimo (lub wbrew) Rewolucji. Za hasłami, bowiem o wolności, równości i braterstwie tkwiła ponura i krwawa rzeczywistość. Jakże niewielu ludzi wie na przykład, że wśród ofiar Rewolucji Francuskiej (a więc zgładzonych przez samych rewolucjonistów) procentowo największą grupę stanowiły osoby wywodzące się z tzw. stanu trzeciego (tzn. ludu, nie-szlachty), który rzekomo miał się najbardziej cieszyć z "dobrodziejstw" rewolucyjnego przewrotu we Francji.
     Gdy dziś używamy nazwy "Wielka Rewolucja Francuska", używajmy jej, nie dlatego aby podkreślić nieistniejącą pozytywną wielkość Rewolucji, ale aby podkreślić wielkość i wielość jej ofiar i zbrodni. Jeżeli bowiem w czymś Francuska Rewolucja była prekursorem, była nim w dziedzinie praktykowania ludobójstwa i rządzenia w oparciu o pretotalitarne metody.
     Skoro było tak źle, to dlaczego do dzisiaj tak dobrze mówi się i pisze o Rewolucji Francuskiej? Odpowiedź tkwi w fakcie szczególnego zmistyfikowania i zniekształcania dziejów Francuskiej Rewolucji. Weźmy na przykład datę - symbol: 14 lipiec 1789 rok, data zdobycia Bastylii, uznawana za oficjalny początek Rewolucji.
     W potocznej świadomości (nad ukształtowaniem której pracowały całe pokolenia nierzetelnych historyków) Bastylia jawi się jako XVIII-wieczny odpowiednik obozu koncentracyjnego lub łagru, w którym okrutny, abso-lutystycznie rządzący król Francji arbitralnie wtrącał licznych przeciwników swojej władzy. Wreszcie jednak 14 lipca 1789 roku, działający ze szlachetnych pobudek lud paryski przyniósł wolność uciemiężonym i po długiej i krwawej walce zdobył bronioną przez liczne wojska królewskie, Bastylię. Nastała wolność.

     Jak było w rzeczywistości? Otóż, w istocie 14 lipca 1789 roku paryski tłum w znakomitej większości podburzony i opłacany przez Filipa księcia Orleańskiego, kuzyna króla Ludwika XVI (Filip chciał detronizacji Ludwika XVI, by samemu móc objąć tron) otoczył Bastylię. Bastylia była wówczas bardzo słabo broniona (Ludwik XVI w ogóle dozwalał bardzo małej ilości swojego wojska na obecność w stolicy). Załoga tej fortecy w zdecydowanej większości składała się z inwalidów i weteranów, którymi dowodził kawaler de Launay. Opór załogi Bastylii ograniczył się do oddania jednej salwy, która raniła kilka osób z tłumu. Zaraz po tym de Launay zgodził się na kapitulację Bastylii, pod warunkiem, że jej załoga będzie mogła bez szwanku opuścić twierdzę. Warunek ten został zaakceptowany. Jednak, gdy tylko załoga wraz ze swoim dowódcą znalazła się poza murami Bastylii, tłum rzucił się na nich. Szczególnie okrutnie znęcano się nad de Launayem. Kłuto go pikami, a gdy sam zaczął błagać swoich oprawców o dobicie go, ci oddali go w ręce niejakiego Feliksa Denota, czeladnika rzeźnickiego. Ten stwierdził, że de Launay jest zbyt ranny, aby przywiązać go do ogona konia i włóczyć w ten sposób po ulicach Paryża. Zdecydował się więc na inny sposób mordu, przez odcięcie głowy. Próbował najpierw szablą. Nie był jednak wprawnym katem. Parę cięć szablą nie wystarczyło, by dobić komendanta Bastylii. Denot zdecydował się więc na wypróbowanie na nieszczęsnym de Launayu swoich początkujących umiejętności rzeźnickich. Przytępym rzeźnickim nożem odciął głowę swojej ofierze. Tą makabryczną "zdobycz" obnosił paryski motłoch przez cały 14 lipiec 1789 roku po ulicach stolicy Francji. Taka właśnie rzeczywistość wypełniała dzień, którego każda rocznica jest do dzisiaj świętem narodowym Francji. Czy jest co świętować?

     Kogóż więc uwolniono z Bastylii 14 lipca 1789 roku? Setki, tysiące wycieńczonych i niewinnie więzionych przeciwników królewskiego absolutyzmu? W tamtym dniu uwolniono z Bastylii kilka osób. W większości pospolitych przystępców, dwóch chorych psychicznie oraz jednego szlachcica, osadzonego w twierdzy na prośbę swojego ojca. Prawda jest bowiem taka, że na długo przed rewolucją Bastylia świeciła pustkami. Bardziej straszyła swoim ogromem, niż liczbą więzionych w niej ludzi. W ostatnich latach przed rewolucją osadzano w niej przede wszystkim przedstawicieli szlacheckich rodzin na prośbę ich własnych krewnych (najczęściej powo-I dem było prowadzenie hulasz-I czego trybu życia prowadzącego do zadłużenia) lub autorów libertyńskich i bluźnierczych dzieł. Mało kto dzisiaj wie, że 14 lipca 1789 roku z Bastylii do szpitala Charenton został przeniesiony markiz de Sade, od którego nazwiska pochodzi nazwa jednego z seksualnych zboczeń (sadyzm). Tenże markiz, autor szeregu pornograficznych książek, został uznany przez swoją własną rodzinę za chorego psychicznie i na jej prośbę został osadzony w Bastylii (jego seksualna dewiacja była niebezpieczna dla otoczenia). Rewolucja francuska dla niego, właśnie dla niego, była prawdziwym wyzwoleniem. Jeszcze mniej znanym faktem jest to, że markiz de Sade wypuszczony z Charenton jako "patriota" (w żargonie rewolucyjnym "patriota" oznaczał "jeden z nas") aktywnie zaangażował się w sprawę "wolności, równości i braterstwa". Został członkiem klubu jakobinów (tzn. najbardziej ekstremistycznego stronnictwa rewolucyjnego) i autorem szeregu tekstów rewolucyjnych. De Sade działał w tzw. Sekcji Pik (rewolucjoniści podzielili Paryż na tzw. sekcje) wraz z przywódcą jakobinów i pierwszoplanową postacią całej rewolucji: Maksymilianem de Robe-spierre'em.

     A co z Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela uchwaloną przez rewolucyjną Konstytuantę 26 sierpnia 1789 roku? Przecież jest tam tyle wspaniałych słów o równości wszystkich ludzi, o prawie wszystkich do wolności. Cóż w tym może być złego?
     Dla oceny wspomnianej Deklaracji kluczowe spostrzeżenie winno dotyczyć nie tego o czym Deklaracja wspomina, ale tego, o czym nie wspomina. Przede wszystkim bowiem nie wspomina żadnym słowem o Bogu. Jest to Deklaracja praw człowieka, który (wg autorów Deklaracji) nie ma Stwórcy i sam dla siebie i mocą własnego, ludzkiego autorytetu ogłasza sobie przynależne prawa. Zamiast Boga-Stwórcy wspomina się w tej Deklaracji o jakiejś "Istocie Najwyższej", wziętej wprost z masońskiej ideologii (masoneria na długo przed Rewolucją ukuła taki właśnie termin). Zupełnie inną drogą poszli autorzy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych z 1776 roku, w której znajdujemy jasne odwoływanie się do Boga-Stwórcy.

     Rewolucyjni autorzy francuskiej Deklaracji praw człowieka przeszli zupełnie do porządku nad chrześcijańską nauką, że źródłem godności człowieka, a tym samym jego praw jest fakt przybrania ciała i ludzkiej natury-przez Boga samego. Kościół od początku głosił powszechną równość wszystkich ludzi jako Dzieci Bożych wobec Boga i Jego Prawa (Dekalog i nauki objawione przez Chrystusa Pana). Dla chrześcijanina tylko tak pojmowana równość nie tylko jest faktyczna, ale i jest niezachwianą gwarancją praw i ludzkiej godności. Jednak taki pogląd był obcy autorom Deklaracji praw człowieka. Nie było już odniesienia do Boga jako dawcy i źródła praw ludzkich i praw dla człowieka. Źródłem tych praw ma być odtąd prawo stanowione przez rewolucyjny parlament (Konstytuantę), który wydał tę deklarację.
     Nie słuchano przestróg tych parlamentarzystów, którzy wskazywali na ten brak odniesień do wartości transcendentnych. Część z nich wskazywała również słusznie, że Deklaracja Praw powinna być uzupełniona także Deklaracją Obowiązków Człowieka i Obywatela. Człowiek żyje przecież w społeczeństwie, od którego nie tylko trzeba brać, ale i dać coś od siebie. Już Apostołowie, wskazując na prawa człowieka jako Dziecka Bożego, nawoływali: "Jedni drugiego brzemiona noście". Nie tylko prawa, ale i obowiązki. Jednak i w tym aspekcie autorzy Deklaracji z 26 sierpnia 1789 roku pozostali głusi na wskazania płynące z chrześcijańskiej nauki o człowieku.

     Takie były w największym skrócie filozoficzne i antropologiczne (tzn. dotyczące nauki o człowieku) błędy zwodniczo pięknie brzmiącej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Natomiast w płaszczyźnie konkretnego doświadczenia historycznego wkrótce okazało się, że deklaracja dla samych rewolucjonistów była nic nie znaczącym świstkiem papieru. Parę lat po jej publikacji większość z jej autorów i głosujących za nią w parlamencie, albo straciła życie na szafocie - wysłana tam przez kolegów - rewolucjonistów, albo ratowała się ucieczką na emigrację. Ci sami rewolucjoniści stale posługujący się frazesami zaczerpniętymi z tej Deklaracji (m. in. o równości wobec prawa, poszanowania własności i swobód obywatelskich) uchwalali prawa, które były jednym wielkim ograniczaniem wolności. Cóż bowiem wspólnego z hasłami Deklaracji miało prawo (uchwalone jeszcze w 1789 r.) sankcjonujące rabunek majątków kościelnych i zakonnych (tzw. nacjonalizacja)? Cóż wspólnego z deklarowaną swobodą wyznania miało prawo z 13 lutego 1790 roku likwidujące zakony we Francji oraz prawo z 15 sierpnia 1791 roku zakazujące noszenia przez księży strojów przeznaczonch dla ich stanu (sutanna, habit)? Cóż wspólnego z ogłaszaną równością wszystkich wobec prawa miało niesławne prawo z 17 września 1793 roku, tzw. prawo o podejrzanych (loi des suspects), które zezwalało na skazanie człowieka na śmierć w oparciu o anonimowy donos lub o tak nieostre kryteria jak "arystokratyczne sympatie". Wystarczyło być podejrzanym przez nieżyczliwego sąsiada, by zginąć na gilotynie. Ten tragiczny los (w oparciu o to prawo) stał się udziałem tysięcy Francuzów, wcale nie arystokratów! Jedno jest pewne w czasach "niedobrej", absolutnej monarchii francuskiej: tzw. szary Francuz miał o wiele więcej wolności niż pod rządami Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela.

     Tę konstatację potwierdzają inne fakty. Przy pomieć bowiem należy, że jednym z "osiągnięć" Rewolucji Francuskiej było wprowadzenie obowiązku powszechnej służby wojskowej (tzw. leve en masse), nieznanego w czasach monarchii. Rewolucja dała też pożywkę dla rozwoju nacjonalizmu, przede wszystkim we Francji, choć nie tylko. Rewolucyjne hasło o "Francji jednej i niepodzielnej" oznaczało w praktyce administracyjne zniesienie lokalnych odrębności, które pielęgnowała Francja królów. Przytoczmy tutaj przykład Alzatczyków (zachodnia Francja przy granicy z Niemcami). Królowie Francji szanowali ich kulturową odrębność, objawiającą się przede wszystkim w posługiwaniu się przez nich własnym dialektem alzackim (mieszanina francuskiego i niemieckiego). Jednak dla jakobinów Francja i Francuzi mieli być jednakowi. Żadnej tolerancji dla odrębności w zwyczajach i języku.
     Rewolucjoniści doszli więc do wniosku, że Alzatczycy posługują się "nierepublikańskim językiem" (tzn. dialektem, nie będącym literacką francuszczyzną). Na drodze administracyjnych nakazów (cały czas obowiązywała Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela) zmuszano nieszczęsnych Alzatczyków do porzucania tradycji swych przodków. Ci zaś, którzy nie nazbyt ochoczo pozbywali się swojego "nierepubli-kańskiego języka" kończyli na gilotynie. Nie trzeba dodawać, że takie praktyki nie wzmacniały przywiązania Alzatczyków do francuskiego państwa.
     Rewolucjonistów ogarnął prawdziwy szał ujednolicania i zrównywania wszystkiego. Dziś to brzmi groteskowo, ale w 1793 roku poważnie roztrząsano we francuskim parlamencie rewolucyjny projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie wszystkich wież kościelnych we Francji w imię... równości. No, bo jak argumentował projektodawca, nie może być tak w republikańskiej Francji, aby jedne budowle wynosiły się nad inne.

     Zresztą barbarzyński stosunek Rewolucji Francuskiej do dóbr kultury (głównie zabytków architektonicznych) jest osobnym zagadnieniem. Wspomnijmy tutaj tylko o takich "osiągnięciach" Rewolucji jak uczynienie z paryskiej Sainte-Cha-pelle (cudeńko gotyckiej architektury, obecnie na światowej liście UNESCO dóbr kultury) spichrzów zbożowych, zniszczenie wspanialej bazyliki w Cluny (była niewiele niższa od rzymskiej bazyliki św. Piotra), wyrzucenie z grobów bazyliki w Saint-Denis doczesnych szczątków królów (jak byśmy my, Polacy oceniali stronnictwo odpowiedzialne za profanację grobów królewskich na Wawelu - gdyby do takiej doszło?). Jakobini zadekretowali także zniszczenie wspaniałej katedry gotyckiej w Chartres (obecnie również zaliczana przez UNESCO do kulturalnego dziedzictwa ludzkości). Od zniszczenia uchronił ją jeden z bogatszych kupców, który wykupił katedrę od rewolucyjnego rządu po cenie gruzu. Piękna katedra w Chartres stoi do dziś, choć nosi na sobie ślady rewolucyjnego barbarzyństwa (np. uszkodzona figura Chrystusa Króla na portalu przy głównym wejściu).

     Współczesny Rewolucji Francuskiej angielski myśliciel Edmund Burkę (anglikanin, a więc trudno go posądzać o szczególną stronniczość na rzecz katolicyzmu) nie wahał się w 1790 roku użyć bardzo ostrych (ale i bardzo proroczych) słów, pisząc o antykościelnym ustawodawstwie Rewolucji Francuskiej: "Krótko mówiąc, wydaje rru' się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej tego ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy, kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach. Ci entuzjaści bez skrupułów głoszą swe przekonanie, że państwo może funkcjonować lepiej bez żadnej religii i że potrafią zastąpić to, co w niej może być dobrego, własnymi pomysłami, a mianowicie wymyśloną przez siebie edukacją, opartą na wiedzy o fizjologicznych potrzebach człowieka, która stopniowo prowadzić ma do uświadomienia sobie własnych interesów, co z kolei... ma ponoć doprowadzić do utożsamienia ich z interesami szerszymi, interesami ogółu" (E. Burkę, Rozważania o rewolucji we Francji, Warszawa-Kraków 1994, s. 162).

     Burkę dotknął sedna rzeczy. Prawdziwym i najważniejszym celem rewolucjonistów było stworzenie nowego człowieka. Nie na obraz Boży, ale na obraz wymyślony przez oświeceniowych i jawnie an-tychrześcijańskich "filozofów" (Rousseau, Diderota, Woltera i in.). Przy ocenie bowiem "osiągnięć" Rewolucji Francuskiej nie wystarczy tylko pamiętać o jej zbrodniach i zniszczeniach. Trzeba też zwrócić uwagę na to, co rewolucja stworzyła. Stworzyła mianowicie podwaliny pod kształtowanie tzw. republikańskiego człowieka - zupełnie oddanego państwu i wierzącego w "Istotę Najwyższą". Zamiast Dekalogu i Ewangelii Chrystusowej, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela oraz "Umowa społeczna" Jana Jakuba Rousseau. To był zupełnie nowy projekt człowieka. Dlatego też chciano zniszczyć Kościół we Francji, bo głosił inną prawdę o człowieku, nie głosił "Istoty Najwyższej", ale Trójcę Świętą, no i miał istotny wpływ na edukację młodego pokolenia.
     Nowy świat i nowy człowiek miał funkcjonować w nowym czasie ("nowy" czyli antychrześcijański). W tym też świetle należy widzieć wrowadzenie przez francuskich rewolucjonistów (od 1792 r.) nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być proklamacja Republiki we Francji (22 wrzesień 1792 r.), a nie narodziny Chrystusa. Zniesiono Dzień Święty - niedzielę (jak i wszystkie inne chrześcijańskie święta), zamiast 7-dniowego tygodnia, utworzono 10-dniowe dekady. Wszystkie te zmiany po to, by wymazać z pamięci ludzkiej prawdę o chrześcijańskich korzeniach naszej cywilizacji. Czas i sposób jego mierzenia ma bowiem niezwykle duży i bezpośredni wpływ na codzienną ludzką egzystencję. Stąd też iście orwel-lowski zapał francuskich rewolucjonistów, by zyskać panowanie nie tylko nad teraźniejszością, ale i nad przeszłością (nowy punkt odniesienia: zamiast narodzin Syna Bożego, proklamacja Republiki).

     Gwoli prawdy historycznej dodajmy, że i w tym przypadku lud francuski nie zechciał docenić tych "dobrodziejstw" opracowywanych dla niego. Mimo oficjalnych zakazów, wielu ludzi nadal świętowało niedzielę i inne chrześcijańskie święta. Ponieważ jednak, jak twierdził jeden z wodzów Rewolucji, L. A. Saint-Just "nie ma wolności dla wrogów wolności", ci, co nie organizowali swego życia według dekad, kończyli w więzieniu i niejednokrotnie na szafocie.

     Co jest prawdziwym wyróżnikiem totalitaryzmu? Na pewno nie same zbrodnie i ich liczba. Totalitaryzm rozpoczyna się tam, gdzie władza państwowa przystępuje do budowania nowego, wspaniałego świata, gdzie pragnie się stworzyć "nowego człowieka" (republikańskiego, aryjskiego czy socjalistycznego). To dopiero w imię tych projektów stworzenia bezbożnego raju na ziemi, dokonuje się okrutnych i licznych zbrodni. Wszyscy totalitaryści powtarzali za Saint-Justem: "nie ma wolności dla wrogów wolności". Jeżeli, człowieku, nie chcesz żyć w przygotowanym przez nas dla ciebie raju (niech on nazywa się: Republika, III Rzesza, Związek Sowiecki), albo co gorsza - wierzysz w innego Zbawiciela - musisz zginąć. Wyraźne cechy takiego właśnie myślenia odnajdujemy u francuskich rewolucjonistów, szczególnie u jakobinów. Snuli oni plany rządów "republikańskiej cnoty" we Francji po ostatecznym zwycięstwie Rewolucji (czyt. po wymordowaniu wszystkich opornych księży, arystokratów i "wrogiego wobec wolności" ludu - jakieś parę milionów osób). W imię tejże "republikańskiej cnoty" planowali oni m. in. odbieranie dzieci rodzicom i wychowywanie ich przez państwo, likwidację prywatnej własności, ujednolicenie strojów. Nie miało być żadnej sfery życia ludzkiego zakrytej przed ewentualną ingerencją Republiki. Badacz intelektualnej historii Rewolucji Francuskiej, izraelski historyk J. Talmon, nie zawahał się zatytułować swojego dzieła poświęconego tej tematyce: "Totalitarna demokracja" (Totalitarian democracy). Za pięknymi słówkami Robespierre'a o "rządach cnoty", skrywało się krwawe widmo totalitary-zmu. Bo, jak powiedział XIX-wieczny poeta niemiecki, Fryderyk Holderlin: "Każda próba zbudowania raju na ziemi, kończy się stworzeniem piekła".

     W następnych odcinkach poznamy dzieje niektórych z tych, którzy tragicznie zostali dotknięci przez piekło Rewolucji. Ginęła w nim cała stara Francja królów i tylu świętych. Pierwszą ofiarą (pierwszą pod względem symbolicznego znaczenia) miał być sam król Francji Ludwik XVI i jego rodzina.



Grzegorz Kucharczyk

Publikacja za zgodą redakcji

nr 9-10/1998 

niedziela, 16 listopada 2014

Niewolnicy Bestii - pisze Henryk Pająk

Nadchodzi bio-elektroniczna apokalipsa. Henryk Pająk

Mamy przyjemność przedstawić Państwu fragment najnowszej pracy Henryka Pająka pt: „Okupacja dziesięciu pokoleń 1750-2050-?”. Po przeczytaniu prosimy dzielić się materiałem z innymi. Polecamy zgłębić wiedzę całości książki. Jest bezcenna.   SEE


W przesłaniu do wnuków nie może zabraknąć ostrzeżeń przed trwa­jącym biometrycznym czipowaniem ludzi. Jest nim piętnowanie ludzko­ści „znakiem Bestii” zapowiedzianym proroczo przez św. Jana Apostoła w „Apokalipsie”.
Współczesny „koncłagier” – Unia Jewropejska zakłada czipy już nie tylko dorosłym. Dobiera się z tym uniwersalnym chomątem (obrożą) do noworodków. Od połowy 2014 roku będzie to obowiązkowe na zachodzie.

Noworodkom będą wszczepiać czipy w przegubie łokcia. We wszyst­kich barakach Jewropejskiego koncłagru nadzór nad masowym czipo­waniem noworodków będą prowadzić powstające Komitety Doradcze ds. Kontroli Ludności, w skrócie CCCP. Odbywa się to bezpłatnie dla każdego kto tego zapragnie, a noworodkom będą wszczepiać bez wiedzy rodziców, natychmiast po urodzeniu. Niektórzy rodzice w „przodujących” barakach Jewrejołagru na razie nie wierzą w masowość tego zamachu na wolność i „prawa człowieka”, ale inni uważają to za „kontrolowany przeciek”. Na wielu stronach internetowych już w 2013 roku pojawiły się uspokajające informacje, ale bez oficjalnych zaprzeczeń ze strony władz europejskich baraków koncłagru.

Oto 15 grudnia 2013 roku włoskie media poinformowały, że od maja 2014 roku w całym koncłagrze będą noworodkom obowiązkowo wszcze­piane czipy bezpłatnie. Doniosło o tym poczytne „Corriere di Roma”.

Mikrochip to tzw. układ scalony o wymiarach zbliżonych do ziarna ryżu, oparty na technologii o nazwie JEE.
Oficjalny, podstawowy argument na rzecz czipów, to permanentne monitorowanie (przez satelity) „obiektów ludzkich”, co ułatwi np. ustalenie miejsca pobytu porwanego dziecka, zaginionych dorosłych, etc.
Gazeta podała, że „liczne kraje” już implantują czip podczas maso­wych szczepień, ma się rozumieć – bez informowania o tym znakowanych „obiektów”.
Urządzenie zawiera informacje o nosicielu, a system GPS nowej gene­racji znajdujący się w urządzeniu, pozwala ustalić położenie „nosiciela” z dokładnością do pięciu metrów.
Instytucja, o której czytelnicy włoscy dowiedzieli się o tym po raz pierwszy, w wersji włoskiej napisanej literami łacińskimi, nazywa się tak właśnie: Komitet Doradczy ds. Kontroli Ludności. Jeżeli „kontroli”, to wszystko jasne: po prostu permanentnej inwigilacji, przez całe życie ludz­kich „obiektów”.
Zabieg jest szybki, bezbolesny, dokonywany na lewym łokciu – uspo­kajało „Corriere di Roma”.
Świat współczesny zagrożony przez porywaczy dla okupu lub dla or­ganów zastępczych, wreszcie odetchnie: Wszystko widzące Oko czuwa, jak niegdyś czuwały nasze MO, ORMO, SB, a teraz UOP, CBŚ, ABW, MBW, itp.

Gazeta nie powołuje się na żadne rządowe dokumenty. „Corriere di Roma” wyjaśnia swoje zainteresowanie czipowaniem tym, że pismo po­czuło się zawstydzone istnieniem „Komitetu”, o którym nic konkretnego dotąd nie wiedziało[1], podobnie jak rzekomo nie wiedziało o technologii NWO (New World Order – Nowy Porządek Świata).
Z nieznanego powodu nie wyjaśniło, że informacje są tajne i nie prze­widuje się uprzedniego informowania rodziców niemowląt.
Na alarm uderzyły strony internetowe oraz duchowieństwo prawo­sławne i greko-katolickie w „zacofanej” Rosji oraz na Ukrainie. W Resztówce Polski, cicho-sza!
Strona „Rosyjskie matki” (russkije matieri) obawia się, że nie ma dymu bez ognia. W alarmistyczne dzwony uderzyli przedstawiciele średniego szczebla duchowieństwa Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, bo wyższy już od dziesięcioleci jest czcicielem „Czarciej Łapy” i znaku Bestii – „666″, o czym pisałem ilustrując to fotografiami w kilku książkach.
Od stycznia 2013 roku weszła ustawa rosyjskiej Dumy Państwowej: o jednolitym państwowym demograficznym rejestrze w dokumentach, które potwierdzają obywatelstwo, identyfikują osobę albo jej status so­cjalny[2].

Konsekwencją będzie – informował Oleg Szczerbaniuk (zob. przypis) – prawo o bio-dowodach. Przewiduje ono wprowadzenie dowodu osobistego nowej generacji – elektronicznego czipu, który trzeba będzie aktualizować co dziesięć lat. Opór teologiczny w aspekcie religijnym to odrębny temat.
Nazajutrz po informacji w „Corriere di Roma” ukazała się (16 XII 2013 r., www.3rm.info/42092) informacja Centrum Analitycznego INFO- WATCH o kontach bankowych i plastikowych kartach kredytowych. Ogól­ny wniosek: poziom ochrony danych o płatnościach pieniężnych w Rosji i na świecie jest bardzo niski, co wykorzystują cyber-przestępcy. Na banki przypada 29 procent ogólnej liczby wycieków o danych płatniczych: na firmy kredytowo-finansowe 31 procent. Pozostałe przypadki obciążają sieci komercyjno-handlowe:
Detaliści w większości przypadków po prostu nie biorą poważnie możliwych konsekwencji wycieków w postaci strat finansowych i reputacyjnych. W konsekwencji nie podejmą starań o zwiększenie poziomu bezpieczeństwa danych swoich klientów. W rezultacie detaliści prze­kształcili się w ulubionych cybernetycznych przestępców. Zyskują oni łatwy dostęp do informacji o klientach, włącznie z danymi personalnymi i o płatnościach[3].

Analitycy INFOWATCH ostrzegają, że jeśli uczestnicy rynku nie wzmocnią bezpieczeństwa poufnych informacji o klientach, to nastąpi drastyczne podważenie zaufania do systemu kart płatniczych. Nawiązują do ustawy rosyjskiego Ministerstwa Finansów o tym, że już w 2014 roku wszystkie zakupy powyżej 600 tysięcy rubli będą dokonywane bezgotówkowo, a w 2015 roku zakupy powyżej 300 tysięcy rubli (1 rubel = 10 groszy).

Właściciele kont bankowych stają się ofiarami oszustów w chwili doko­nywania zakupów w Internecie. Wzrost tych przestępstw wynika z tego, że Rosja szybko staje się wiodącym rynkiem sprzedaży internetowej on-line Rosja.

W 2013 roku Rosja zajęła trzynaste miejsce z wolumenem sprzedaży wynoszącym dziesięć miliardów USD. To właśnie w Rosji jest najlicz­niejsza społeczność internetowa – 70 milionów ludzi, z czego 33 miliony użytkowników już kupują towary w sklepach internetowych.
Wprowadzenie w życie biometryzacji dokumentów osobistych; zinte­growanie całej informacji o ludności w jednym centralnym rejestrze, w róż­nych etapach realizacji tego projektu doprowadzi do stworzenia warunków totalnej kontroli i szantażu także obywateli Ukrainy; do wymuszeń, ma­nipulacji. Jak wiadomo, wiedza o licznych archiwach „X” życia ludzkie­go, będzie przechowywana w tym gigantycznym, nowoczesnym „KGB”, jednej bazie danych. Powstanie także zbiorcza baza danych na podstawie odcisków palców ludności Ukrainy.

Konsekwencją będzie skupienie całej wiedzy o obywatelach w rękach posiadaczy takiego jedynego, jednolitego rejestru; stworzenie pokusy dyktatury nowego typu, podeptania podstawowych praw obywateli. Je­sienno-zimowe demonstracje na kijowskim Majdanie, prowadzone przez dziesiątki tysięcy „staczy” opłacanych przez dywersyjne forpoczty UniiJewropejskiej na rzecz wejścia Jewrejopy do Ukrainy (a nie odwrotnie!) – ten proceder „kolczykowania” ludzi jaszcze przyspieszy.
Jednym z podstawowych niebezpieczeństw jest ustanowienie systemu całkowitej kontroli wydatków obywateli rosyjskiego ukraińskiego koncła- gru. To proste – jeśli powstanie obowiązkowa identyfikacja kupującego podczas procedur kupna-sprzedaży, czyli o wydatkach obywateli, to usta¬lanie dochodów do opodatkowania będzie technicznie łatwą formalnością. Wystarczy porównać wydane środki z deklarowanymi dochodami, co już w 2013 roku było stosowane przez wdrożenie zmian w Dekrecie Rady Ministrów Ukrainy (nr 199 z 2002 r.). Manipulacje ustawą doprowadzą do matactw i manipulacji prywatnym majątkiem obywateli; do niekontrolo¬wanego wzrostu „urzędowych” przestępstw. Także do czarnorynkowej transplantologii, etc.

Kto może być tym zainteresowany?

W pierwszej kolejności bogaty „Zachód”. Łatwa kontrola ludności, nie do końca opanowana przez KGB, pozwoli zakończyć proces „integracji Ukrainy z europejską wspólnotą.
Po drugie – skorzystają międzynarodowe struktury mafijno-„komercyjne” specjalizujące się w grabieży „środków budżetowych” i lokowaniu ich w rajach podatkowych, także w legalnych bankach zachodnich czy wymyślnych formach prania zagrabionych milionów i miliardów hrywien.
Należy wziąć pod lupę identyfikację i weryfikację osoby. Jakimi metodami można je realizować (weryfikować) w konkretnej rzeczywistości kraju ujarzmionego przez scentralizowaną wiedzę o każdym obywatelu?

biopaszportach będą zakodowane gotowe odpowiedzi na takie pytania. Jeżeli obywatel „A” jest zidentyfikowany przez system jako obywatel „B”, to może on, przykładowo, dysponować majątkiem obywatela „B”.

Lista nadużyć w takim systemie kontroli może być długa. Najbardziej oczywistym przykładem są machinacje z kartami płatniczymi. Weryfikacja posiadacza karty odbywa się „zdalnie”, w oparciu o kod samej karty. Poprawnie wprowadzony kod określa osobę, posiadacza karty. Potencjalni przestępcy dopuszczeni do bazy kodów-kart, mają setki sposobów. Uzyskują takie kody, następnie wykorzystują fałszywą kartę płatniczą i weryfikują się w oparciu o fałszywy kod jako posiadacze kont. [...]
Weryfikacja na podstawie cyfrowego obrazu twarzy jest bardzo droga, nie wyklucza niezamierzonych pomyłek, jeżeli twarz człowieka dozna okaleczeń, zmiany rysów twarzy, w wyniku chorób, zmian fizjologicznych powstałych z wiekiem, od chwili narodzin aż do starości.
Na Ukrainie stosuje się (pisane w 2013 r.) przytoczone metody. Tak samo jak w Kenii – ironicznie dodaje Oleg Szczerbaniuk, autor tego studium.
Chociaż wszystkie biometryczne metody identyfikacji nie spełniają po-wyższych wymogów, biometryzacja siedmiomilowymi krokami rozlewa się po świecie.
Na cytowanej tu stronie internetowej opublikowano niedawno (2013 r.) materiał o wydaniu dokumentów biometrycznych mieszkańcom Kenii, głównie koczowniczym plemionom Masajów. Masajowie walczą o bezwizowy ruch z Europą (!), i podobnie jak Ukraińcy, próbują walczyć ze strasznym oszustwem wyborczym.

Istnieją międzynarodowe metody ICAO w kwestii biometrycznej identyfikacji. W punkcie dziewiątym rozdziału trzeciego, aneks dziewiąty („Uproszczenie formalności”), obowiązkowym jest tylko jeden biometryczny parametr, a mianowiciecyfrowy wizerunek twarzy. Pozostałe są dobrowolne. Wymogi ICAO są obligatoryjne dla wszystkich państw członkowskich, a są to mniej lub bardziej „cywilizowane” kraje. Oznacza to, że w roli głównego identyfikatora został postawiony właśnie cyfrowy wizerunek twarzy albo fotografia trójwymiarowa. Jednak metoda weryfikacji nie jest idealna i z całą pewnością nie nadaje się do wprowadzenia na skalę globalną.

Jak rozwiązać problem weryfikacji całej ludzkości? Odpowiedź na to kłopotliwe pytanie znajduje się w tymże dokumencie ICAO. W randze jeszcze jednego obowiązkowego parametru, ale nie biometrycznego, występuje punkt o mechanicznie sczytywanej informacji. Ukraińcy mogą go ujrzeć w swoich paszportach zagranicznych. W dolnej części strony, na poliwęglanowej stronie jest dolny wiersz (linijka), na którym pomiędzy symbolami „«…. »” zapisany jestliczbowy identyfikator właściciela paszportu. Składa się on: z pierwszej liczby „jeden” (kategoria); dalej trzy cyfry; kod kraju « UKR », następnie kilka zastrzeżonych symboli, a na koniec narodowy numer identyfikacyjny.
Taki zapis jest zbieżny z międzynarodową normą ISO 11784/11785; strukturą kodu albo imieniem osoby na czipie.
W tej technologii cechą identyfikującą jest cyfrowy identyfikator, znany na Ukrainie jako INN. Identyfikacja dokonuje się w oparciu o ten numer, przy czym odpowiada ona wszystkim wspomnianym wymogom.
Kolejny problem, to przypisanie czipu osobie na stałe. Wynika stąd następne pytanie: co z weryfikacją lub z kontrolą przynależności dokumentu do konkretnej osoby?
Według tego patentu:

Niniejszy wynalazek rozwiązuje problemy cechujące inne metody. Unikalny kod kreskowy albo unikalny wzór tatuuje się z zastosowaniem niewidocznych farb na osobniku. Tatuaż może być tymczasowo jak i stały i może być umieszczony na każdym odpowiednim miejscu ciała, najkorzystniej na przedramieniu. Kiedy osoba zechce dokonać operacji handlowej, to tatuaż jest skanowany skanerem.

Wspomina się tutaj, bez żadnego skrępowania:

W czasie holokaustu naziści [czyli kto?] tatuowali ręce Polakow, Romów, Żydów i innych grup narodowościowych unikalnym numerem identyfikacyjnym… ani jedna z tych metod nie nadaje się w praktyce do celów transakcji elektronicznych. Po pierwsze, świadomość społeczna dyktuje, że każde znakowanie ludzi nie powinno być zauważalne tak, jak była zauważalna numeracja ofiar holokaustu.
Oznacza to, że ohydę numerowania ludzi na wzór numerowania Polaków. Ży­dów, Romów,,,  przez Niemców („nazistów”) można i trzeba stosować. Niech żyje prekursorski wynalazek „nazistów”! [...] rodem z IBM. 
Jeżeli choć jedna cyfra naniesiona na człowieka nie zgadza się z nu­merem na karcie elektronicznej, wtedy żadnych operacji finansowych nie można dokonać.
Niemożliwe jest także podrobienie takiego znamienia (Bestii!) wytatuowanego elektronicznie. Dokładność weryfikacji jest bliska 100 procent, a koszty eksploatacyjne są groszowe. Szybkość identyfikacji mierzy się w ułamku sekundy. W transakcjach handlowych ten system jest od dawna stosowany perfekcyjnie. Człowiek staje się towarem, paczką zapałek, pojemnikiem. W takich okolicznościach kiełkuje ogromne zagro­żenie tym, że podczas skanowania wizerunku cyfrowego (twarzy), cyfrowe imię w postaci kodu kreskowego będzie tatuowane na czole.
Na to musi się dobrowolnie zgodzić każda osoba, w przeciwnym razie wolność, tzw. prawa jednostki będą bezczelną, totalitarną kpiną, dobro­wolnym przekroczeniem bram globalnego koncłagru z napisem: „Arbeit macht frei”.

Biometryczny dowód tożsamości będzie [jest] wydawany na Ukrainie za zgodą konkretnego operatora, co równie automatycznie będzie także zawierało procedurę pobierania danych biometrycznych. Naniesienie zna­mienia (Bestii) opisanego w patencie autorstwa Thomasa Heathera, będzie włączone do tej procedury w sposób tajny, podstępny, bez wiedzy ofiar, w tym niemowląt oraz ich rodziców. W przypadku tatuażu znamienia „Bestii” na ciele niemowlęcia, zabieg ten zostanie powtórzony po dzie­sięciu latach.
Rodzi się dodatkowe pytanie: jak i kto, po upływie połowy tego dzie­sięcioletniego okresu, zdoła zidentyfikować pięcioletniego chłopca?

Artykuł 16 ustawy nr 5492 z 20 XI2012 roku bez względu na inne oko­liczności, zobowiązuje każdego do poddania się procedurze skanowania trójwymiarowego wizerunku twarzy. Dużo prościej byłoby dać już ist­niejącym papierowym dokumentom status dokumentów alternatywnych i byłoby to nieporównanie taniej i nie rodziło żadnych problemów dla państwa, ponieważ system ich emisji i funkcjonowania już istnieje.
Zamiast tego, mieszkańców Ukrainy zawczasu przyuczono do foto­grafowania się za pomocą państwowego sprzętu. Wszystkich ubiegają­cych się o paszport zmuszano do fotografowania się w tzw. OWIR-ach. To oczywiste, że znamię (Bestii) nie było jeszcze nanoszone, ale miało miejsce urabianie opinii publicznej na temat bezpieczeństwa procedur wbijania ludziom znamienia Bestii na czoło.
Pozostaje nam przywołać proroczą wizję św. Jana Apostoła z jego Apo­kalipsy:

I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy
otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło
i że nikt nie może kupić ni sprzedać,
kto nie ma znamienia -
imienia Bestii
lub liczby jej imienia.
Tu jest [potrzebna] mądrość liczba to bowiem człowieka.
A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć

Wszystkie współczesne towary mają w swoim kodzie kreskowym wpi­sane trzy szóstki – liczbę 666. Tym tajnym znakiem Bestii często posługi­wali się antypapieże – Jan Paweł II oraz Joseph Ratzinger – Benedykt XVI[4].

W prawosławiu mamy jeszcze inne proroctwa o Bestii i tych na kartach elektronicznych.
W proroctwie św. Bazylego Nowego, jego uczeń Grzegorz opisuje:

Potem, odłączy Pan tych co po lewej inne zebranie, i oto przyjdzie oddział kłamliwych i plugawych bardziej niż pozostałych, których oczy są ciemne i mroczne bardziej niżeli tych. Na czołach swych napisy po­siadają: „ szatan” w prawicach mają tabliczki, na której jest napisane: „Wyrzeczenie”.
Jak wynika z tego proroctwa, karty w rękach i znamię na czole wystę­pują jednocześnie, kto ma kartę (elektroniczną), ten ma znamię na czole i – kto ma znamię na czole, ten ma i kartę w rękach.
W tyranii automatycznego sczytywania, będzie zapisany osobisty nu­mer człowieka, posiadający we wspomnianej ustawie nr 5492 z 20 XI2012 roku nazwę: „unikalny numer wpisu do Rejestru”.
Jeżeli nawet podczas skanowania twarzy znamię nie będzie przeniesio­ne na człowieka, to i tak w wyniku machinacji albo fałszerstw dokumentów biometrycznych, ludzie mogą utracić środki do życia. Wtedy naniesienie znamienia na czoło albo implantacji czipa w ciało będzie nieuniknione jako warunek bezpieczeństwa i przetrwania biologicznego.
Oleg Szczerbaniuk[5]:

Biometria – to dobrze rozreklamowana iluzja bezpieczeństwa i wy­gody.
Wygoda polega na tym, że obiekt z czipem jest łatwy do kontrolowa­nia. Jeżeli człowiek wyrazi zgodę na przyjęcie elektronicznego dokumentu z czipem, to jego dokument będzie łatwo i wygodnie identyfikować, a sam człowiek będzie w pełni manipulowany. Dlatego biometryczny dokument to punkt bez odwrotu. To granica bez odwrotu. Przekroczysz ją – to za­wrócić nie sposób. Dalej już nieuniknione naniesienie „znamienia Bestii”, które oznacza wieczną zgubę.
Pikanteria sytuacji [raczej tragedia] polega także na tym, że uzyska­nie jakiegoś dowodu na ewentualność manipulacji człowiekiem podczas pobierania cyfrowego wizerunku twarzy, jest niemożliwe. Po naniesieniu znamienia przez tych, którzy to znamię wykonują, nie ma po co uświada­miać sobie sprawy o jego naniesieniu. Wtajemniczeni w szczegóły i niu­anse tego procederu także będą milczeć lub uchylać się od odpowiedzi pod byle pretekstem.
Według wersetu 9 rozdział 14 Apokalipsy św. Jana Apostoła, wiemy, że:
 
Jeśliby się kto kłaniał bestii i obrazowi jej i przyjąłby znamię na swe czoło, albo na rękę swoją i on pić będzie z wina gniewu bożego, „które zmieszane jest ze szczerym winem w kubku gniewu jego ” i będzie męczony gniewem i siarką wobec aniołów świętych i wobec Baranka[6].

Znamię to stuprocentowy koniec, śmierć, zguba w tym i przy­szłym życiu. Dlatego tylko wykazanie czujności i trzeźwości i nieuczestniczenie w bezpłodnych sprawach ciemności, o których ostrzega Cerkiew, jest gwarancją nieprzyjęcia „znamienia Bestii” i uchowania swej duszy od wiecznej śmierci.
Wszystko pozostałe to tylko gra według prawideł „Bestii” na tery­torium „Bestii”, która z pewnością zakończy się „znamieniem Bestii”.

Wybór należy do nas i niechaj zachowa nas Bóg od niewłaściwego wyboru!
A kiedy zacznie się spełniać dosłownie, z ludobójczą dokładnością, proroctwo św. Jana Apostoła z jego Apokalipsy? Wiemy tylko, jakie będą okoliczności rozpoczynające tę grozę:

„niczego nie kupisz, niczego nie sprzedasz”, czyli, po prostu – zdechniesz z głodu pod płotem.
Otóż, zdychanie pod płotami zacznie się dokładnie od chwili, kiedy mega-morderczy system ludobójstwa zniesie pieniądze jako odwieczny sposób wymiany handlowej kupisz-sprzedaż.
Już od wielu lat na sparszywiałym „zachodzie”, także a zwłaszcza w USA i Kanadzie, większość operacji kupna-sprzedaży odbywa się za pomocą kart płatniczych lub przelewów bankowych. Posiadanie „luzem” kilku, broń Boże kilkunastu tysięcy dolarów staje się z gruntu podejrzane. Wykrycie takich ilości pieniędzy przez władze kończy się dochodzeniem skarbowym: skąd te pieniądze pochodzą? Dlaczego nie przechowujesz ich w banku? (żydowskim, ma się rozumieć!)
Gwałtowna redukcja transakcji gotówkowych w Rosji jest przygotowy­wana od 2011 roku przez Ministerstwo Finansów[7]

 Ponadto, w ramach tzw. manewru podatkowego, władze planują tam zmienić wiele podatków bez­pośrednich na podatki pośrednie (zob.: Vladnews.Ru). Minister Finansów Anton Siluanow oświadczył już w 2011 roku, że na pieniężnie rozliczenia gotówkowe „mogą” zostać wprowadzone ograniczenia prawne:

U nas udział pieniędzy gotówkowych w całkowitym obrocie pienięż­nym wynosi 25%. Wskaźnik ten w krajach rozwijających się [raczej zwi­jających się] wynosi około 15%, a w krajach rozwiniętych od 7% do 10%.

Autorzy strony internetowej (zob. niżej) poprosili o komentarz do nowych propozycji, duchownego z Cerkwi pw. Narodzenia Jana Chrzci­ciela w Sokolnikach, kierownika Centrum Rehabilitacji Ofiar Religii Nie- tradycyjnych imienia A.S. Chomiakowa, protojereja Oliega Stieniajewa. Oświadczył wprost:

Pieniądze to wolność. Kiedy zostaną skasowane, nastąpi całkowite niewolnictwo elektroniczne. Dlatego należy robić wszystko, aby zacho­wać pieniądze. Dopóki one istnieją, to człowiek jest wolny. W wypad­ku przeciwnym, znajdzie się w jakimś elektronicznym gułagu, gdzie wszystko będzie przeglądane, gdzie każdy krok jest rejestrowany, monitorowany. Oznacza to, że człowiek przestaje być wolną jednost­ką i łatwo na niego wywierać nacisk. Tak więc nasze Ministerstwo Finansów zmierza w kierunku całkowicie innym niż ten, w którym zamierzają iść prawosławni chrześcijanie. A preteksty do zniesienia gotówki? Różnorakie mogą być wymyślone. Walka z korupcją, walka z terroryzmem, mogą zdetonować gdziekolwiek jakąś bombę atomową, w Paryżu albo w Moskwie, w jednym celu, żeby znieść pieniądze [...]

A oto tutaj przytaczają oni jakiś podstępny i obłudny argument i obserwują reakcję. Jeżeli wziąć pod uwagę treść Apokalipsy, to oni wprowadzą ten system najprędzej jako system kartek żywnościowych, ponieważ w każdym kraju łatwo jest wywołać głód, wprowadzić kart­ki żywnościowe, a następnie już ich nie wycofywać. Chcą nas zagnać do elektronicznego getta, ale tam nie wolno iść dobrowolnie, ponieważ getto bardzo często kończy się krematorium.
Rozumie się, że to może nastąpić w centralnych megapolisach[8].
Następnie granice pomiędzy olbrzymimi megapolisami a małymi miastami będą znikać. Znaczy to oczywiście, że wszystko rozpocznie się od jakiś eksperymentalnych miejsc, następnie wszystko to, jak to eksperymentowali z prawem dla nieletnich i poobserwują, jaka będzie reakcja. My przecież jesteśmy prawosławnym społeczeństwem i po­winniśmy reagować na wszelkie próby ograniczenia nasze wolności.

[1] Źródła: www.corrierediroma.it;www.annatublen.livejournal.com
[2] www.3rm_info4/927. O. Szczerbaniuk – „Paszport biometryczny” przypisu: Informaq’a dotyczy Ukrainy.
[3] Cytowała „Niezawisimaja Gazieta”.
[4] Zob. H. Pająk: „Lękajcie się”, tomy I i II. Fotografie gestów ich dłoni!
[5] Specjalista i ekspert w dziedzinie podatków.
[6] W „Piśmie Świętym Starego i Nowego Testamentu”, wyd. III 1980 r. fragment ten brzmi nieco inaczej:

Jeśli kto wielbi Bestię i obraz jej,
i bierze sobie jej znamię na czoło lub rękę’
ten również będzie pić wino zapalczywości Boga
przygotowane, nierozcieńczone w kielichu jego gniewu;
i będzie katowany ogniem i siarką
wobec świętych aniołów i wobec Baranka.

[7] Źródło: http:// www.3rm.info/20211-kogda-dengi-otmenyat-nastupit-polnoe-yelektron-noe.html







Ta waluta będzie w sposób bezlitosny weryfikować i kontrolować zapotrzebowanie na pracę ustalając stawkę godzinową zależnie od zapotrzebowania na określone usługi.



Czeka nas nowy system Globalnego Niewolnictwa i Kontroli Totalnej z fikcyjną i wirtualną zapłatą za naszą Rzeczywistą i Wymierną Pracę!

 http://abelikain.blogspot.com/2013/04/wirtualna-waluta-i-rzeczywiste.html




 Cząsteczka DNA stanowi ogromny bank informacji. Informacje te są zakodowane w sekwencjach
czterech zasad - adeniny, cytozyny, guaniny i tyminy. Genom człowieka zawiera 3 mld par tych zasad. Przeliczając na komputerowe bity i bajty, daje to ilość informacji odpowiadającą pojemności jednej płyty CD-ROM. Organizm wszystko to mieści w maleńkim jądrze komórkowym! Obróbki danych w komórce dokonują enzymy. Cząsteczki te potrafią tak manipulować nićmi kwasu deoksyrybonukleinowego, jak dobry program komputerowy manipuluje danymi w prawdziwym komputerze. 
Niewolnictwo było zbyt intratną rzeczą żeby to zostało faktycznie zakończone więc wynalazkom nie ma końca i każdy z nowych wynalazków jest większej wagi. 




Globalizacja nie jest nową rzeczą choć wielu uważa że jest to nowy wynalazek. Zglobalizowano greckie i rzymskie bóstwa w jednego Boga, zglobalizowano Kabałę w Stary Testament czyli żydowską Biblię (istnieją inne „biblie”) dodając do niej z tupetem Chrystusa (zakłamując Naukę Boga Ojca )  i Nowy Testament, wynaleziono i zglobalizowano „Naród wynaleziony”.  Proces globalizowania niewolnictwa jest aktualnie w toku: