M O D L I T W A

Twoje światło w Fatimie

sobota, 12 września 2015

Co mówi Polsce Wanda Półtawska

Nagranie z wystąpienia prof. Wandy Półtawskiej

Poniżej zamieszczamy link do fragmentu wystąpienia prof. Wandy Półtawskiej w Krakowie, 19 czerwca. Był to wykład w ramach Akademii Mamy Róży.
      
O odwadze - Wanda Półtawska 09:01

niedziela, 6 września 2015

O s k a r ż o n y dla Chrystusa

Biskup Wesołowski spoczął na cmentarzu w Czorsztynie

Pogrzeb biskupa Wesołowskiego fot.Grzegorz Momot/EPA
Pogrzeb biskupa Wesołowskiego fot.Grzegorz Momot/EPA
Na cmentarzu w Czorsztynie (pow. nowotarski) został w sobotę pochowany były nuncjusz apostolski na Dominikanie, oskarżony o pedofilię Józef Wesołowski. Kazanie podczas żałobnej mszy zastąpiła cisza i kontemplacja Ewangelii według św. Jana o ukrzyżowaniu Chrystusa.
Zarzuca mi się czyny, których nigdy nie popełniłem i znajomości z ludźmi, których nigdy nie znałem – odczytano podczas pogrzebu słowa biskupa, który tak pisał w listach do rodziny.
Abp Wesołowski w swoim testamencie pisanym dwa lata przed śmiercią w Watykanie pisał, że pragnie być pochowany w Czorsztynie w ziemi ze skromną płytą nagrobną. Według relacji mieszkańców wsi, rodzina biskupa ofiarowała ziemię pod parafialny cmentarz i kościół.

W listach do rodziny, których fragmenty czytano podczas pogrzebu, biskup Wesołowski pisał: „Zachowuję pogodę ducha, dlatego że nie popełniłem tych strasznych czynów, a moja główna wina to nieroztropne spacerowanie nad morzem i kontakty z dziećmi ulicy, którzy okazali się powiązani z handlem narkotykami i prostytucją. Jest prawdą, że pomagałem wielu z nich, odwiedzałem w więzieniu, przygotowywałem do sakramentów (…)”. Jest teraz tak trudno to wszystko udowodnić, a trzech z nich oskarża mnie, że zrobiłem im krzywdę” – odczytano fragment listu bp Wesołowskiego do rodziny.

Mszę żałobną w kościele w Czorsztynie pw. Matki Bożej Fatimskiej odprawił biskup pomocniczy krakowski Jan Szkodoń. Przed mszą biskup cytował biblijne słowa wypowiedziane przez Jezusa: „Nie sądźcie, bo sami będziecie sądzeni, bo taką miarą jaką wy mierzycie i wam odmierzą”. Bp Szkodoń nawoływał do modlitwy różańcowej w czorsztyńskim kościele za zmarłego nuncjusza. Bp Szkodoń cytował także słowa św. Pawła: „Nie daj się zwyciężyć złu, ale zło dobrem zwyciężaj”.
W uroczystości pogrzebowej uczestniczyło kilkaset osób, w tym wielu księży.

Były nuncjusz zmarł na serce 27 sierpnia w Watykanie, gdzie oczekiwał na wznowienie swojego procesu karnego przed tamtejszym trybunałem. Miał zakaz opuszczania terytorium Watykanu.
Zanim trumna z ciałem biskupa trafiła do Polski, przez dwa dni była wystawiona w kaplicy Gubernatoratu w Watykanie. Włoska agencja Ansa podawała, powołując się na źródła watykańskie, że Józef Wesołowski został złożony w trumnie ubrany w sutannę i z pierścieniem biskupim.
Wcześniej trybunał kanoniczny przy Kongregacji Nauki Wiary wymierzył mu karę wydalenia ze stanu kapłańskiego, a następnie odrzucił złożoną przez arcybiskupa apelację. Dopiero po jego śmierci Watykan poinformował jedynie, że decyzji o odrzuceniu odwołania nie ogłoszono, by „nie pogarszać sytuacji”. Oznacza to, że decyzja pozostała nieprawomocna.

Bp. Wesołowski był pierwszym hierarchą kościelnym, który miał stanąć przed sądem Państwa Watykańskiego w sprawie pedofilii. Proces został otwarty 11 lipca i natychmiast bezterminowo odroczony, ponieważ dzień wcześniej oskarżony trafił na tydzień do szpitala. Proces miał być wznowiony na jesieni.
W oficjalnych notach biura prasowego Stolicy Apostolskiej Wesołowski figuruje jako „Jego Ekscelencja arcybiskup”. Z kanonicznego punktu widzenia, mimo kary wydalenia do stanu świeckiego, pozostał on w związku z przyjętymi święceniami duchownym i biskupem. Dziennikarze, którzy pytali o to w Watykanie, otrzymali odpowiedź, że duchownym pozostaje się „wiecznie”. (PAP)
 http://dziennikzwiazkowy.com/polska-2/biskup-wesolowski-spoczal-na-cmentarzu-w-czorsztynie/

piątek, 3 lipca 2015

prof. B. Wolniewicz@ Głos Wolny

.

Gdy się słucha Prof. Wolniewicza, to nieustannie narasta świadomość, że tak jak Profesor Wolniewicz pożegna się z nami na zawsze, tak My pożegnamy się z kawałkiem Polskości. I to jest smutne.

+dobieslav lTo prawda. Mogę Go słuchać godzinami z wielką przyjemnością, nawet jeśli nie zawsze się z Nim zgadzam. (Tzn. z Jego założeniami, bo logika wywodu jest tu nienaganna.) Ale bije od Niego szlachetność polskiego inteligenta najwyższej próby. Coś już niesłychanie rzadkiego i cennego, czego tak bardzo mi na codzień brak...

niedziela, 21 czerwca 2015

Psy chiatrzy łowcy skór

Przemoc w psychiatryku
Klatki z łabędziami
 
Izolacja, poniżanie, kopanie, zastrzyki za karę. Za murami szpitali psychiatrycznych panują porządki więzienne.
1 artykuł z 10 dostępnych
W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie.
STONEIMAGES/BEW
W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie.
Szpital psychiatryczny w Kocborowie.
Maciej Kosycarz/KFP
Szpital psychiatryczny w Kocborowie.

Czytaj także

Marek Michalik, rzecznik praw dziecka, z niedowierzaniem czytał dwa anonimy z opisem sytuacji w szpitalu psychiatrycznym w Kocborowie, dzielnicy Starogardu Gdańskiego, jakie w krótkim odstępie trafiły na jego biurko. Na kontrolę, w listopadzie 2010 r., razem z pracownikami biura RPD pojechała dr Izabela Łucka, konsultant wojewódzki w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży.
Ustalono: poszturchiwanie, kopanie, zastraszanie, zmniejszanie racji żywnościowych, ograniczanie prawa do korzystania z własnego jedzenia, podkradanie przez personel żywności należącej do pacjentów, także racji szpitalnych. Usypywanie uzależnionemu od narkotyków tzw. ścieżek z cukru pudru i detergentów: „wciągnij sobie”. Poniżanie na zebraniach społeczności i lekcjach – ktoś przez tydzień chodził na zajęcia w slipkach na głowie, niektórzy musieli nosić na plecach kartki z napisami „ukradłem”, „brudas”. Zakaz kontaktów telefonicznych z rodziną. Zmuszanie do wielogodzinnego stania na korytarzu w pozycji na baczność. Aplikowanie bolesnych zastrzyków z obojętnej terapeutycznie soli fizjologicznej. Ograniczanie czasu odwiedzin. Zakaz wychodzenia na spacerniak. Temu arsenałowi „środków pedagogiczno-terapeutycznych” towarzyszyło tradycyjne unieruchamianie w pasach oraz zamykanie w izolatce. Zdarzało się, że pacjentom w izolatce odbierano materace.
Na Pomorzu słyszysz Kocborowo rozumiesz, że chodzi o chorych psychicznie. Na stronie internetowej kocborowskiego szpitala czytamy o sięgającej 1895 r. tradycji: „Atutami są pięknie utrzymane tereny zielone, park, zadbane alejki spacerowe, boiska do gry w piłkę siatkową, nożną i koszykową, co zapewnia pacjentom wspaniałe możliwości rekreacji i rehabilitacji na wolnym powietrzu. Świadczeń zdrowotnych udziela wykwalifikowana kadra medyczna”.

Niegrzeczni

Oddział XXIII funkcjonuje w Kocborowie od stycznia 2009 r. Sądy z całej Polski kierują tu dziewczyny i chłopców w wieku 1318 lat z zaburzeniami, często takich, którzy mają na koncie czyny niebezpieczne. Dr Łucka przywołuje „Czarnego łabędzia” film z nagrodzoną właśnie Oscarem Natalie Portman w roli młodej baletnicy, psychicznie niewytrzymującej ciśnienia otaczającego świata. – To są właśnie takie dzieci, pokaleczone przez dorosłych – podkreśla.
19 listopada 2010 r. kontrolerzy zastali w izolatce Cezarego P., który „był niegrzeczny”. Chłopak od czerwca 2010 r. w pasach lub izolatce spędził łącznie 1871 godzin – 80 dni (blisko połowa pobytu). Podczas kontroli personel, owszem, przyznawał, że naruszał przepisy, ale bagatelizował te przypadki. Pacjent nosił majtki na głowie? Bo tak chciał, miało to miejsce jeden raz. Wypchnięto dwóch chłopców na śnieg w kapciach? Chłopcy chcieli uciec; miała to być próba uzmysłowienia im skutków tego, co planowali.
Ordynator winiła oddziałowego. On odbijał piłeczkę personel wykonywał ściśle polecenia ordynatora. Okazało się, że oboje zostali zatrudnieni bez wymaganego konkursu. Dokumentacja stosowanych kar była niepełna, często brakowało wpisów, za co karano. Raporty zawierały podpis zarówno oddziałowego, jak i ordynatora. Dyrekcja szpitala znała sytuację, lecz nie reagowała. Rzecznik praw dziecka odniósł wrażenie, że w Kocborowie nie tylko dzieci, ale i zajmujący się nimi dorośli potrzebowali pomocy specjalistów.
W sprawę włączyła się Krystyna Barbara Kozłowska, ogólnopolski rzecznik praw pacjenta. Poprosiła szpital o dokumentację oraz o nagrania z monitoringu. Przez trzy tygodnie cztery razy prosiła. Dyrektor szpitala Michał Rudnik wymigiwał się. Organ założycielski szpitala (marszałek województwa) nie reagował. Zatem i ona, w grudniu 2010 r., z dnia na dzień zarządziła kontrolę. Ostatecznie nagrań z monitoringu nie udało się odtworzyć – działał wadliwie, a okres przechowywania zapisów był dość krótki. Pani rzecznik zapytała też prokuraturę, czy wcześniej nie było jakichś zgłoszeń. Owszem, były. Niejedno.

Nietykalni

W szpitalu psychiatrycznym pacjent jest bezbronny, a lekarze są jak bogowie – powiada Tadeusz Pepliński, radny powiatowy ze Starogardu, założyciel Stowarzyszenia Bezprawiu i Korupcji Stop. Kilka lat temu wyciągał z Kocborowa Mariana H. Ten rolnik z Kaszub naprzykrzał się sądowi w Kartuzach. Aż sąd uznał, że H. musi się poddać obserwacji psychiatrycznej. Wydał postanowienie, ale nie wystawił wezwania. Rolnik, chcąc czym prędzej dowieść swego zdrowia psychicznego, sam zgłosił się do Kocborowa. Po dwóch dniach przeniesiono go na oddział XIX, do schizofrenii i psychoz. Tam dowiedział się, że może posiedzieć dwa lata, 20 albo do końca życia. Przeląkł się, jego rodzina szukała pomocy u Peplińskiego. Ten uzyskał z sądu w Kartuzach pismo, że sąd nie wzywał rolnika do stawienia się w szpitalu, bo są żniwa. Z tym pismem radny poszedł do dyrektora Rudnika. – Długo musiałem tłumaczyć, że szpital nie ma tytułu prawnego, by H. dalej trzymać – relacjonuje Pepliński. Rolnik poddał się obserwacji w innym szpitalu, gdzie nie stwierdzono choroby. Swoimi obserwacjami z Kocborowa podzielił się z tygodnikiem „Nie”. Opowiadał o biciu, rekwirowaniu pieniędzy, podawaniu za karę leków przeczyszczających i innych upokorzeniach. Może instytucje sprawujące nadzór powinny zareagować już wtedy? Rodzice nastolatków z XXIII oddziału też dotarli do Peplińskiego, bo nie ufają prokuraturze.
Kocborowo jest lokalną kopalnią biegłych sądowych w dziedzinie psychiatrii. Doświadczeni prokuratorzy z Gdańska w poufnych rozmowach nie ukrywają, że zależy im na dobrej i sprawnej współpracy z biegłymi. Że „nie ma interesu, by pogarszać wzajemne stosunki”. Czy może się to przekładać na bieg śledztw dotyczących szpitala?
Swego czasu na Pomorzu szerokim echem odbiła się sprawa 25-letniego Grzegorza W. W 2008 r. sąd skierował go do Kocborowa na przymusowy odwyk. W karcie pacjenta jego stan ogólny określono jako dobry. Po trzech dniach pobytu na oddziale V mężczyznę w stanie krytycznym przewieziono do Specjalistycznego Szpitala św. Jana z podejrzeniem padaczki alkoholowej. Miał ślady pobicia na głowie, udach, pośladkach i klatce piersiowej. Jego ojciec zawiadomił prokuraturę. Dokładnie też obfotografował syna. Szpital psychiatryczny tłumaczył obrażenia unieruchomieniem w pasach. Słowem, pacjent uszkodził się sam. Wcześniej grał wyczynowo w kosza, dziś trwale niezdolny do pracy (niedowład kończyn, zaburzenia mowy i pamięci) porusza się na wózku inwalidzkim. Gdy rodzina skarżyła się mediom, dyrektor Rudnik apelował, by nie wydawać przedwcześnie wyroków, bo „to bardzo źle wpływa na personel oddziału, który z takim oddaniem zajmuje się pacjentami z problemami alkoholowymi”.
 SEE

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

KATYŃ "Dlaczego Stalin i Beria zostawili ślady zbrodni na piśmie?"


wstecz
"Ostatnia zagadka Katynia: Dlaczego Stalin i Beria zostawili ślady zbrodni na piśmie?"

Jerzy Pomianowski
Polityka

Pod uchwałą o egzekucji oficerów polskich z datą 3 marca 1940 roku widnieją podpisy członków kierownictwa politycznego ZSRR - Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Mikojana, a także Berii (Kalinin i Kaganowicz głosowali za, bez złożenia podpisów). 3 kwietnia zaczęły się pierwsze rozstrzeliwania. Niemal wszystko w tej sprawie przestało już być tajemnicą. Wciąż wszakże badaczy nurtuje pytanie: dlaczego przywódcy radzieccy pozostawili ślad tej zbrodni na piśmie. Dwaj wybitni znawcy przedmiotu - Richard Pipes i Jerzy Pomianowski - próbują rozwikłać ten problem.

Uważa się, że w trakcie 60 lat, które minęły od katyńskiej rzezi, wyszły stopniowo na jaw wszystkie jej okoliczności. Znane są daty egzekucji, miejsca zbiorowego pochówku, listy ofiar, zeznania świadków, nawet nazwiska oprawców. Wyliczeni są oni starannie w dekrecie komisarza ludowego spraw wewnętrznych ZSRR nr 001365 z 26 X 1940, na mocy którego 44 z nich otrzymało nagrodę w wysokości miesięcznego uposażenia, zaś 81 niższych rangą dostało po 800 rubli. Ujawniły się szczegóły zwykle trudne do wykrycia. Udało się ustalić, że kapitan bezpieczeństwa W. M. Błochin, który 27 stycznia 1940 o 1.30 nad ranem zastrzelił w więzieniu Butyrki Izaaka Babla, autora "Armii Konnej", znalazł się po 2 miesiącach - już w randze majora - w Kalininie (dziś to znowu Twier) i przystąpił osobiście do zabijania polskich jeńców z obozu Ostaszkowo. Wiadomo, że był już wtedy dowódcą komendantury, tj. wydziału wykonawczego centrali NKWD, podlegali mu więc m.in. wykonawcy operacji katyńskiej. Uległy zniszczeniu teczki osobowe rozstrzelanych, ale znane są rejestry kolejowych transportów z obozów na miejsce kaźni. Zachowały się szyfrówki, kwitujące likwidację kolejnych grup. Wiadomo, że istnieją zaprotokołowane i zarejestrowane na taśmie wideo zeznania b. naczelnika Zarządu Głównego ds. jeńców NKWD ZSRR Piotra Soprunienki i b. naczelnika delegatury NKWD w okręgu Kalinin T. Tokariewa, potwierdzające fakt, tryb i przebieg egzekucji Polaków. Co najważniejsze - nawet wychynął z czeluści dokument Politbiura KC KPZR, opatrzony własnoręcznymi podpisami jego członków, zlecający czarno na białym wykonanie zbiorowego mordu na polskich jeńcach. Nawet nie byli to jeńcy, jeno internowani, bo nie istniał we wrześniu formalny stan wojny między Polską a ZSRR, miał zaś moc prawną pakt o nieagresji z 1932 r.

Ulga: nie ma sekretów Są dwa łuty pociechy w tej przeraźliwej sprawie. Pierwszy - to rodzaj wątłej ulgi: jeżeli nawet to wyszło w końcu na jaw, zatem nie ma sekretów, jakie dałoby się ukryć na zawsze. Nawet w Rosji, gdzie nauka milczenia weszła do elementarza samoobrony. Drugi - że to Rosjanie pomogli Polakom dorwać się do tak piekącej dla nich prawdy. Pomogli, mimo że pod gardłem, mimo że na przeszkodzie stała cała tradycja ustroju i jego najpotężniejszej, a po dziś dzień nietkniętej żadnym przewrotem instytucji. Nie był to wcale mord najznaczniejszy liczbą ofiar; niech to pamiętają miłośnicy ulubionego polskiego sportu - zawodów o pierwszeństwo w ilości trupów. Tak jest, zastrzelono (według skrupulatnej ewidencji NKWD i pisma szefa KGB Szelepina do Chruszczowa z 3 marca 1959) 21 857 polskich aresztantów i jeńców, w tym - 4421 oficerów internowanych w Kozielsku, 3820 - internowanych w Starobielsku, a 6311 policjantów oraz pograniczników i wrogich elementów cywilnych z obozu w Ostaszkowie. Pierwsi leżą w Katyniu pod Smoleńskiem, drudzy w Piatichatkach pod Charkowem, trzeci w Miednoje pod Twierem. To wiemy. Ale wiadomo również, że w Piatichatkach gnije we wspólnych rowach więcej Rosjan i Ukraińców niż Polaków. W Kuropatach pod Mińskiem leży dziesięciokroć więcej Białorusinów, zresztą każdy powiat byłego ZSRR ma swoje Kuropaty.

Prawdziwą i wciąż porażającą osobliwością sprawy katyńskiej jest, że żadna inna nie była tak długo, a starannie, ukrywana i zakłamywana. To nie Polacy, ale sami sprawcy tej masakry musieli uznać ją za przypadek najbardziej kompromitujący, skoro zalakowana koperta z podstawowymi dowodami nosiła w kremlowskim archiwum numer ewidencyjny "1" i przekazywana była sukcesywnie w ręce pierwszych sekretarzy KPZR, niemal jak czarna walizka z wiadomym guzikiem. Dopiero 14 X 1992 r. Robert Pichoja, szef archiwów państwowych Federacji Rosyjskiej, wręczył ją w imieniu Borysa Jelcyna Lechowi Wałęsie. Akt ten poprzedziły długoletnie i żmudne starania władz sowieckich, zmierzające kolejno do zatarcia śladów sprawy, zwalenia winy za nią na Niemców, odwrócenia od niej uwagi aliantów, Polaków, a przynajmniej - Rosjan, wreszcie - do eliminacji świadków.

Pobieżne przypomnienie przebiegu tej operacji pozwoli może na wysnucie wniosków dziś jeszcze przydatnych. Ostatnie listy jeńców do rodzin pochodziły z lutego 1940, od marca wszelkich informacji odmawiano. Po 22 czerwca 1941, kiedy Niemcy uderzyły na ZSRR, a z polskich zesłańców i więźniów powstać miała sojusznicza armia, jej dowódców zwodzono wieściami, że kadra oficerska spóźnia się, bo jest na Ziemi Franciszka Józefa, wśród lodów Północy. Kiedy Niemcy odkryli w 1943 katyńskie groby, sowiecka strona, od Kremla do ostatniej stiengazjety, jęła twierdzić, że Polacy z wszystkich trzech obozów znaleźli się raptem w Katyniu, tj. na zachodzie i tam wpadli w łapy hitlerowców. Miejscowi, którzy Niemcom zbiorowe groby na Kozich Górkach wskazali, zniknęli bez śladu. Świadek koronny Iwan Kriwoziercow zginął dopiero 30 października 1947 r. w Anglii, gdzie się ukrywał. Najpoważniejszym zabiegiem sowieckim było sporządzenie w styczniu 1944 r., przez ekipę znakomitego chirurga prof. N. Burdenki, wtórnej ekspertyzy grobów katyńskich. Miała ona dowieść, że mord jeńców dokonany został nie wiosną 1940 r., lecz jesienią 1941, więc już po zdobyciu przez Niemców Smoleńska. Mimo nieobecności w ekipie przedstawicieli Międzynarodowego Czerwonego Krzyża, a nawet Związku Patriotów Polskich, wywodom tych autorytetów dało wiarę wielu, zwłaszcza że Polacy w ZSRR odcięci byli od innych źródeł informacji. Piszący te słowa wyznaje, że sowiecką wersję też brał wtedy za dobrą monetę. Toć ogrom podobnych rzezi hitlerowskich bił w oczy. Nie wiadomo jeszcze było, że polscy jeńcy w obozach Wehrmachtu w sumie niewolę przeżyli. Trybunał Norymberski jednak sowieckich oskarżeń nie uznał, Niemców winą za Katyń nie obciążył, a N.D. Zoria, pomocnik prokuratora Rudenki, zginął w Norymberdze samobójczą śmiercią, stając się pierwszym z tych mężnych Rosjan, którzy nie chcieli pogodzić się z fałszem. Było ich coraz więcej; dość przypomnieć pisarza Natana Ejdelmana, majora Zakirowa ze smoleńskiego KGB, prokuratora Tretieckiego, publicystę Abarinowa, historyków - Lebiediewą, Parsadanową, dziennikarza Żaworonkowa, syna prokuratora Zorii, Jurija, dysydentów z "Russkoj Mysli" i "Kontinientu". Działacze grupy Memoriał z Twieru dotarli wreszcie do koronnego dowodu sowieckiej winy: we wrześniu 1989 odnaleźli pod swoim miastem, w Miednoje, zbiorowe groby rozstrzelanych jeńców z Ostaszkowa, a wiadomo, że Niemcy nigdy do tych okolic podczas wojny nie dotarli. Polacy, rzecz jasna, nie ustawali w wysiłkach od pierwszej chwili, od rewelacji Józefa Mackiewicza, poprzez książki Czapskiego, Swianiewicza, Zawodnego, akcję paryskiej "Kultury", londyńskich "Wiadomości" i "Orła Białego", od demarszów emigracyjnego rządu (blokowanych z reguły przez aliantów, dbałych o dobre imię wschodniego sojusznika) - aż do cichych próśb, a w końcu głośnych żądań władz PRL. Doszły one z czasem do wniosku, że bez wyrwania Moskwie prawdy o Katyniu nie ma mowy ani o poprawie stosunku społeczeństwa do ZSRR, ani o alibi dla siebie samych. Nadzieje te były płonne: prawda zyskała prawo jawnej obecności dopiero po rozpadzie ZSRR.

W rezultacie, dzięki wysiłkom Aleksandra Gieysztora i Aleksandra Jakowlewa, byłego członka najwyższych władz partyjnych, dbającego wszelako o dobre imię Rosji, doszło w końcu do publikacji (w Moskwie i Warszawie) w 1999 r. wspólnego dzieła polskich i rosyjskich historyków "Katyń". Zawiera ono wszystkie tajne papiery, zapieczętowane w pakiecie numer 1. Dlaczego podjęli decyzję?

Lektura zawartości tego pakietu skłania do kilku elementarnych, ale wcale nie retorycznych pytań. Nasuwa je zwłaszcza dokument najważniejszy: wniosek komisarza NKWD Berii, skierowany na ręce Stalina 5 III 1940 r., a proponujący rozstrzelanie bez sądu 14 700 jeńców polskich z trzech obozów i 11 000 aresztantów, przetrzymywanych w więzieniach na terenie zachodnich okręgów Ukrainy i Białorusi. Wniosek zatwierdzony jest podpisami Stalina, Woroszyłowa, Mołotowa, Mikojana i opatrzony na marginesie dopiskiem, że również Kalinin i Kaganowicz są z nim zgodni. Chociaż w praktyce ilość rozstrzelanych okazała się nieco mniejsza (z powodów, które tu pominiemy), uchwałę Politbiura trzeba uznać za wykonaną w całej rozciągłości. Pierwsze z pytań, które domagają się repliki sine ira, brzmi: dlaczego ta właśnie decyzja została podjęta? Pytanie brzmi naiwnie, ale nie mniej naiwne są napraszające się najczęściej odpowiedzi. Nie chodziło o plemienną nienawiść; większość 125 000 jeńców polskich składała się naturalnie z szeregowców; przeważająca ich część tak czy owak uszła z życiem. Nie tłumaczy sprawy katyńskiej chęć zemsty za porażkę w 1920 r.; toż fińscy jeńcy ocaleli, chociaż Armia Czerwona dopiero co wystawiła się na pośmiewisko, wojując ze szczupłym wojskiem Mannerheima. Jak się zdaje, chodziło o zamiar pełen stalinowskiej prostoty i rozmachu - o likwidację czołowej kadry inteligenckiej sporego europejskiego narodu. Nie tylko kadry wojskowej, dowódców możliwego oporu zbrojnego. Toć ponad połowę zabitych oficerów stanowili rezerwiści. Wyciągnęli z kufrów stare mundury polowe i poszli bronić swego kraju, porzucając lekarskie gabinety, redakcje, sztalugi, rajzbrety, laboratoria, biurka urzędnicze i nauczycielskie katedry. Wywózki z dawnych kresów Rzeczypospolitej wygarnęły za Ural w tym samym czasie przede wszystkim takich samych ludzi. Eliminacja całej tej warstwy równałaby się zastosowaniu gilotyny do polskiego społeczeństwa. Nie był to plan ludobójstwa, ale miałby podobne efekty, zapewniając nadto zwycięzcy znaczne korzyści gospodarcze przy kosztach nieporównanie mniejszych. Obsesją Stalina było nadrabianie zapóźnień technicznych w najprostszy sposób: zwiększając podaż gołych, ale darmowych rąk. To ta obsesja dawała impuls rozbudowie Gułagu. Za przyjęciem tej hipotezy przemawiają precedensy. W latach trzydziestych została literalnie wytępiona wykształcona warstwa takich narodowości nadwołżańskich jak Czuwasze. Ukraina w tym samym okresie utraciła większość swoich pisarzy, artystów, uczonych - humanistów, wszystkich niemal, którzy kultywowali ukraiński język i tradycję. Żadne miasto rosyjskie nie było poddane takiej ilości czystek jak Leningrad, uchodzący za ostoję inteligencji. Stalin wniósł bardzo istotny wkład racjonalizatorski do techniki kolonizacji i budowy imperiów. Omawiany tu projekt rymował się z niemieckim planem przekształcenia Polski w rezerwuar ciemnej siły roboczej do prymitywnych prac. Stalin mógł spodziewać się, że niemiecki sojusznik na terenie swojego zaboru nie zaniedba wykonania swojej połowy roboty. Sprawa się rypła, bo między sojusznikami doszło do konfliktu zbrojnego. Dlaczego zataili, lecz zachowali?

Rzut oka na pewien aspekt tego konfliktu pomoże nam odpowiedzieć na drugie z pytań: dlaczego sprawę katyńską jej sprawcy zataili? Odpowiedź i tu wydaje się oczywista, jednak nie od razu nią się stała. Nie jest wykluczone, że eliminacja oficerów polskich zostałaby przez Stalina nie tylko ujawniona, ale uznana za tytuł do chwały, gdyby jego sojusz z Hitlerem utrwalił się i zaowocował podziałem kontynentu. Zbliżyły ich nie tylko interesy geopolityczne. Byli wyznawcami i szermierzami ideologii, które wydawały się wzajemnie sprzeczne. Owszem, pragmatyzm Stalina sprawił, że rozziew między internacjonalistycznym komunizmem a nacjonal-socjalizmem stawał się coraz mniejszy (i widzimy, jak ta konwergencja dziś w Rosji jest widoczna). Ale tym, co najbardziej ich łączyło, było przekonanie, że przemoc jest akuszerką historii. Wzięli to przekonanie od Sorela, autora "Uwag o przemocy". Lenin jeszcze od niego się odżegnywał. Jednak otwarcie proklamując czerwony terror w sierpniu 1918 r. ("Nie ma niewinnych. Interes Rewolucji wymaga fizycznej likwidacji burżuazji..." pisała "Krasnaja Gazieta" po zamachu na czekistę Urickiego) bolszewicy zastosowali ściśle wskazania francuskiego myśliciela. Stalin nie odznaczał się taką otwartością, niemniej są dowody, że aktów gwałtu i okrucieństwa nie uważał za rzecz wstydliwą. Piszącemu te słowa opowiedział Józef Juzowski, wybitny krytyk rosyjski, jak zastał kiedyś Sergiusza Eisenteina w stanie najgłębszej depresji po pokazie pierwszej części filmu "Iwan Groźny". Okazało się, że Stalin wyszedł w ponurym milczeniu z kremlowskiej salki, gdzie oglądał stale nowe filmy. Juzowski filmowy surowiec obejrzał i powiedział przyjacielowi: "Wszystko jasne. Kazałeś twojemu Groźnemu zabijać przeciwników z żalem i kajać się za ten grzech. Błąd. Nasz Groźny jest dumny ze swojej stanowczości w tejże dziedzinie, ani myśli się kajać". Eisenstein poprawił film w tym duchu. W jego drugiej części mordy polityczne są koniecznością bynajmniej nie smutną i nagroda stalinowska reżysera nie ominęła.

Smutną koniecznością dla Stalina okazało się odwrócenie sojuszów. Alians z krajami Zachodu, trzymającymi się marudnych zasad demokracji, zmusił go do obłudy nie tylko w tej sprawie. Trzeba było nadto nie pogarszać swojej pozycji przetargowej w kwestii polskiej, jeśli chciało się skłonić aliantów do uznania Polski za część sowieckiej strefy wpływów. Skoro wdaliśmy się już w supozycje, to wolno wyrazić przekonanie, że Stalin żałował satysfakcji, jaką mogło dać mu współzawodnictwo z Hitlerem w otwartym głoszeniu celów przerażających dla reszty świata. Faszyzm swoich celów nie ukrywał. Komunizm skażony był hipokryzją. Był na nią skazany. Sprawa katyńska jest jaskrawym tego dowodem. Najtrudniejsza wydaje się odpowiedź na trzecie pytanie: dlaczego pakietu numer jeden nie zniszczono? Czemu ocalał tak kompromitujący dokument? Nie wystarczy uznać tego za objaw biurokratycznej manii, ani wmawiać sobie, że najważniejsze decyzje zapadły na migi, poza protokołem. Wyjaśnienie wymaga wszelako znajomości rosyjskiego pojęcia krugowaja poruka. Dokument, wolno sądzić, zachował się, bo opatrzony był kilkorgiem podpisów. Po pierwsze - było to rękojmią tajności: tylko ten, co sygnował podobny papier, dawał pewność, że nikomu nie powie. Po drugie - podpis był dla wtajemniczonego gwarancją (względnego) bezpieczeństwa, skoro należało się do tego grona. Po trzecie - zapewniał bezpieczeństwo mocodawcy: chronił go przed knowaniami każdego z podpisanych. Na dobrą sprawę Stalin mógł obejść się bez Politbiura, bez porad owego zbioru miernot; potrzebni mu byli chyba właśnie dla takich podpisów i gwarancji. Ale siła fatalna tej zmowy trwała aż do przedostatniej chwili: każdy spadkobierca Mocodawcy stawał się uczestnikiem potępieńczej sprawy, przejmując wiadomą kopertę. Jej zawartość ma jednak pewną cechę nieocenioną: sprawa katyńska jest jak klucz do szyfru, jak przyłożony do zawiłego tekstu szablon, który odsłania sens sowieckiego systemu.




http://4historie.pl/katyn/artykul3.htm

wtorek, 10 marca 2015

Jan XXIII przeprasza żydów i muzułmanów

Jan Paweł II - faktyczny twórca IDY, POKŁOSIA i podobnych świństw.

W ostatnim czasie nakładem wydawnictwa „Znak” ukazała się książka Luigi Accattoliego pt. Kiedy Papież prosi o przebaczenie. Wszystkie „mea culpa” Jana Pawła II (Kraków 1999). Jest to książka niezwykła, dlatego, iż Autor zebrał w niej fragmenty wszystkich wystąpień papieża Jana Pawła II, w których Najwyższy Pasterz Kościoła katolickiego prosi grzeszny świat o wybaczenie za rzekome winy Kościoła.

Sławomir Cenckiewicz, Papież Jan Paweł II przeprasza
O książce Luigi Accattoliego Kiedy Papież prosi o przebaczenie
„Kościół nie jest bez grzeszników, ale jest bez grzechu”.
Karol kardynał Journet

Czymże Święta Oblubienica zasłużyła sobie na słowa krytyki ze strony samego Ojca Świętego? Dlaczego Papież przeprasza za Kościół katolicki? Aby spróbować odpowiedzieć na te pytania, prześledźmy uważnie książkę Accattoliego.
Błąd u zarania
U źródeł przekonania tych, którzy przepraszają za „winy Kościoła”, tkwi bardzo poważny błąd, wielokrotnie już potępiany przez Magisterium, W istocie chodzi tu bowiem o twierdzenie, iż Kościół katolicki nie jest bezpośrednio ustanowiony przez Chrystusa. Wśród błądzących są i tacy, którzy zgadzają się, że Kościół założył sam Pan Jezus, lecz dodają, że Zbawiciel ustanowił Kościół jedynie pośrednio. Oba poglądy potępił wyraźnie papież św. Pius X w dekrecie Lamentabili oraz encyklice Pascendi Dominici gregis [1] Błędy dotyczące Kościoła potępił też Pius IX w Syllabusie [2], Leon XIII w Satis cognitum [3] oraz Pius XII w Mystici Corporis Christi [4]. Konsekwencją tych błędów jest odrzucenie dogmatu o Kościele jako Mistycznym Ciele Chrystusa. Jeśli Kościół nie jest Mistycznym Ciałem Chrystusa, a Chrystus nie jest głową Kościoła, to staje się on instytucją czysto ludzką, błądzącą i grzeszną. Poglądy takie są z gruntu niekatolickie!
Współcześni moderniści zdają sobie sprawę z tego, iż głoszą często poglądy wcześniej potępione przez papieży. Accattoli twierdzi, że nieomylność wypowiedzi św. Piusa X na temat modernizmu została zakwestionowana przez kardynała Ratzingera w 1990 r. Nawiązując do Instrukcji o powołaniu teologa w Kościele Kardynał powiedział, że „można wskazać na oświadczenia papieży zeszłego stulecia na temat wolności religijnej, podobnie jak na antymodernistyczne decyzje z początku wieku, zwłaszcza decyzje podjęte przez ówczesną komisję biblijną” [5].
O problemie „win Kościoła” pisał na łamach „Frondy” Paweł Lisicki. Zauważył on, iż „u podstaw tak częstych dziś przeprosin ze strony różnych hierarchów kościelnych tkwi zwątpienie w historyczną rolę i prawdę Kościoła jako niepodważalnego i nieomylnego autorytetu. (...) Kościół, jako Oblubienica Chrystusa, nie może mieć żadnej skazy i win. (...) Ilekroć pojawia się zło, zawsze jest ono dziełem jednostki. Choćby było to zło przedstawicieli Kościoła, jego księży, biskupów, papieży nawet, choćby czyniąc je powoływali się na swoje rozumienie świętej nauki, ostatecznie zawsze błąd jest ich. Błąd jest tym, co człowiek wnosi do gry. Dlatego nie ma tu możliwości przepraszania w imieniu całego Kościoła. Winy członków nie mogą splamić tego, co z samej istoty jest nieskalane” [6].
Współcześni moderniści o Kościele
W dzisiejszych czasach bardzo często słyszymy z ust prominentnych modernistów, iż Kościół utracił swą jedność, świętość, powszechność i apostolskość. Accattoli cytuje słowa kard. Roncalliego z 1926 r. skierowane do wyznawcy prawosławia: „kiedyś spotkamy się w zjednoczonych Kościołach, aby zarazem1 stworzyć jedyny prawdziwy Kościół Pana Naszego Jezusa Chrystusa”7. Już jako papież Jan XXIII, Roncalli napisał do Rogera Schutza z Taize: „nie starajmy się dojść, kto się mylił i kto miał rację, ale pojednajmy się. Jesteście (wspólnota z Taize – przyp. S.C.) w Kościele, zostańcie w pokoju”. Sam brat Roger nie mógł uwierzyć Janowi XXIII i zapytał: „A więc jesteśmy katolikami?”, na co Papież Jan odpowiedział: „Tak, już nie jesteśmy podzieleni” [8].
Według Leona Josepha kardynała Suenensa, czołowego modernisty na Soborze Watykańskim II oraz ojca „katolickiego” charyzmatyzmu, jedność Kościoła została utracona, a dzisiaj przejawia się ona jedynie w „jedności w różnorodności duchowej, liturgicznej, teologicznej, kanonicznej, pastoralnej” [9]. Poglądy współczesnych ekumenistów, którzy odrzucają naukę o Kościele, dobrze oddają słowa bp. Alfonsa Nossola: „Nie istnieje widzialny Kościół Chrystusowy, który posiadałby atrybut jedności” [10]. Dla modernistów słowa Credo – „wierzę w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół” – to zaledwie postulat do zrealizowania, a nie rzeczywistość, w której biorą udział. Ponownie oddajmy głosbp. Nossolowi: „To prawda, że my, chrześcijanie, rzeczywiście wierzymy jeszcze inaczej, ale wyznajemy wiarę w tego samego Chrystusa, który przecież wewnętrznie jest niepodzielny. Zewnętrznie Kościół jest rozdarty, ale wewnętrznie nie ma innego Kościoła. Jest tylko jeden Kościół Chrystusowy. O nim mówimy, wypowiadając słowa: una sancta cathotica et apostolica” [11]. Słowa bp. Nossola są w zasadzie jedynie powtórzeniem fragmentów soborowego Dekretu o ekumenizmie, w którym wielokrotnie jest mowa o jedności jako zadaniu [12].
Przytoczone powyżej poglądy są dziś czymś całkiem normalnym, choć oczywiście stoją one w sprzeczności z Magisterium; stały się one normą w Kościele. Niestety, znalazły one też miejsce w Nowej Mszy, w modlitwie kapłana, który prosi Pana Boga o „doprowadzenie go (Kościoła – przyp. S.C.) do pełnej jedności”. O. Benedykt Huculak OFM tak pisał o tej sprawie: „Według Mszału nowego jedność Kościoła jest celem, stanem dopiero do osiągnięcia, natomiast w obrzędzie poprzednim (Mszy Trydenckiej – przyp. S.C.) modlono się o umocnienie tego, co jest już udziałem – własnością Kościoła” [13].
Zamiary sekty zdemaskowane przez papieży
Już w czasach papieża św. Piusa X moderniści nawoływali do oczyszczenia Kościoła z rzekomych win i grzechów. Pisał o tym św. Pius X: „Pisząc historię, starają się (moderniści – przyp. S.C.) wydobyć na światło dzienne wszystko, to, co stanowi – wedle ich zapatrywania – ciemną plamę w dziejach Kościoła, a czynią to pod pretekstem mówienia całej prawdy – z pewnego rodzaju zadowoleniem” [14].

Jeszcze ostrzej przed tym błędem przestrzegał Pius XII, który przewidział rychły atak na Kościół ze strony progresistów. Papież Pacelli zwierzył się swojemu przyjacielowi: „...Należy przypuszczać, że w przyszłości będziemy świadkami ataku na wszystko, co duchowe: filozofię, naukę, prawo, szkolnictwo, sztukę, prasę, literaturę, teatr i religię. Przepowiednie Dziewicy uczynione małej Łucji w Fatimie, ciągle mnie prześladują. Uporczywość, z jaką Dobra Pani mówiła o niebezpieczeństwie zagrażającym Kościołowi, jest boskim ostrzeżeniem przed samobójstwem, czyli «odnową» wiary w sensie zmian liturgicznych, teologicznych i duchowości. Wokół mnie słyszę głosy nowatorów, pragnących zburzyć Świętą Kaplicę, przytłumić światowe promieniowanie Kościoła, odrzucić jego ceremoniał, sprawić, by wstydził się swojej historii. (...) Jestem przekonany iż Kościół Piotra nie może zapomnieć o swojej przeszłości, w przeciwnym wypadku sam sobie wykopie grób...” [15]. Wkrótce okazało się, że przestrogi wielkich papieży nie były bezzasadne.
Balthasar i „balast po zmarłych”
Accattoli w swojej książce wskazuje na ks. Hansa Ursa von Balthasara, którego Jan Paweł II mianował kardynałem, jako na ojca wyznawania „win Kościoła”. Dla tego szwajcarskiego modernistycznego teologa „winy Kościoła” to odziedziczony przez nas „balast po zmarłych” członkach Mistycznego Ciała Chrystusa. Zdaniem Balthasara „balast po zmarłych” to nic innego jak rzeczy, które miały miejsce w przeszłości Kościoła, a „których nie można już dzisiaj aprobować”. Pisze on: „co za papieży średniowiecznych wydawało się dozwolone, a być może i nakazane, jawi się dziś, jeśli skonfrontujemy to bezpośrednio z Ewangelią i naszym dzisiejszym sumieniem, jako niewybaczalna wina, a nawet jako ciężki grzech” [16]. Ten mistrz dzisiejszych teologów wśród najcięższych „grzechów” Kościoła wymienia: „zmuszania do przyjęcia chrztu, procesy kacerskie i palenia żywcem na stosie, noce św. Bartłomieja, podboje obcych kontynentów ogniem i mieczem (...), niepożądane i zupełnie głupie ingerencje w problemy rozwijających się nauk przyrodniczych, skazywanie na banicje i klątwy rzucane przez władzę duchowną, która działała jako władza polityczna i za taką chciała być uznawana”. Na koniec Balthasar dodaje: „okropnościom nie ma końca”. Jeśli prześledzimy wszystkie przeprosiny Jana Pawła II to przekonamy się, iż Papież był wyraźnie pod wrażeniem „balthasarowskiej” teorii „balastu po zmarłych”. Nieprzypadkowo Accattoli nazywa Balthasara „najważniejszym mistrzem” papieża Jana Pawła II [17].
Jan XXIII przeprasza żydów i muzułmanów
Pierwszym papieżem, który podjął temat przeprosin za „winy Kościoła”, był Jan XXIII. Widać to szczególnie w przeprowadzonej przez niego reformie modlitw wielkopiątkowych. Zamiast modlitwy o nawrócenie „wiarołomnych żydów” do Jezusa Chrystusa, w nowym mszale wprowadzono wezwanie do „wierności” zawartemu przymierzu Boga z Żydami. W ten sposób nastąpiła świadoma rezygnacja z nawrócenia żydów do Kościoła katolickiego, a liczne przykłady nawróceń z judaizmu zostały w nowym mszale niejako napiętnowane. Papież Jan XIII zmienił modlitwy wielkopiątkowe, gdyż uznał poprzednią wersję obrzędów wielkopiątkowych za obrażającą Żydów, za wręcz antysemicką [18]. Innym przykładem dopasowania modlitw i doktryny Kościoła do ducha świata jest usunięcie przez Jana XXIII z Aktu poświęcenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa fragmentu obrażającego islam i judaizm. Z modlitwy usunięto słowa: „Królem bądź tych wszystkich, którzy jeszcze błąkają się w ciemnościach pogaństwa albo islamizmu, i racz ich przywieść do światła i Królestwa Bożego” oraz „wejrzyj wreszcie okiem miłosierdzia swego na synów tego narodu, który niegdyś był narodem szczególnie umiłowanym. Niechaj spłynie i na nich, jako zdrój odkupienia i życia, ta krew, której oni niegdyś wzywali na siebie” [19].
Sobór Watykański II i ekspiacja za antysemityzm
W Dekrecie o ekumenizmie Soboru Watykańskiego II czytamy, że członkowie Kościoła „nie żyją pełnią gorliwości”, co powoduje, że „oblicze Kościoła za mało świeci braciom od nas odłączonym i całemu światu, a wzrost Królestwa Bożego ulega opóźnieniu”. W Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich Sobór z uznaniem mówi o islamie i judaizmie. Vaticanum II odrzuca pogląd, że żydzi są odpowiedzialni za śmierć Pana Jezusa, sprzeciwia się „przedstawianiu żydów jako odrzuconych” i „przeklętych przez Boga”. Przeprasza też Żydów za wszelkie „akty nienawiści, prześladowania, przejawy antysemityzmu, które kiedykolwiek kierowane były przeciw Żydom” [20]. Znamienne, że Sobór nie precyzuje tu znaczenia terminu „antysemityzm”, co powoduje, iż wiele środowisk żydowskich, powołując się na Sobór Watykański II, żąda oczyszczenia z naleciałości antysemityzmu Pisma św. czy wręcz domaga się „dekanonizacji” niektórych świętych [21]. Józef Lichten, jeden z żydowskich konsultantów soborowych, który wspólnie z kard. Bea, pisał projekt Nostra aetate, z uznaniem pisał o Deklaracji: „Po raz pierwszy w historii soborów, najwyższy Synod Kościoła użył słowa 'antysemityzm' i przeciwstawił się mu bez zastrzeżeń” [22]. Dodajmy jeszcze, iż Lichten był członkiem loży masońskiej B'nai B'rith i pierwszym jej oficjalnym przedstawicielem przy Stolicy Apostolskiej [23].
„Winy” Kościoła w Novus Ordo Missae
Także w Nowej Mszy mamy sugestię, że cechą Kościoła jest grzeszność. Błąd ten widzimy w słowach modlitwy kapłańskiej: „Panie Jezu Chryste, nie zważaj na grzechy nasze, lecz na wiarę Twojego Kościoła”. Chodzi o słowo „nasze”, które zastąpiło zaimek „moje” obecny w mszale trydenckim. Zmianę tę krytykował także kard. Ratzinger, uznając ją za „bardzo istotną” [24].
Paweł VI oddaje chorągwie spod Lepanto
Symbolicznym gestem Pawła VI, mającym podkreślić uznanie dla świata islamu, stało się przekazanie muzułmanom zdobytej przez wojska katolickie chorągwi spod Lepanto. Wydarzeniem bez precedensu w dziejach Kościoła była natomiast rezygnacja z tiary papieskiej, symbolu najwyższej władzy na ziemi, władzy, która została dana św. Piotrowi i jego następcom przez samego Pana Jezusa. Jeszcze podczas trwania obrad Soboru Paweł VI udał się z wizytą do Jerozolimy. W dniu 6 stycznia 1964 r., w Jerozolimie Paweł VI wymienił pocałunek z patriarchą Konstantynopola Atenagorasem. 14 grudnia 1975 r., w ramach ekspiacji za ekskomunikę rzuconą na cerkiew w 1054 r., Papież odziany w papieskie szaty liturgiczne przyklęknął i ucałował stopy metropolity Melitona, przedstawiciela schizmatyków wschodnich, prawosławnego wysłannika patriarchy Konstantynopola! [25]
Jan Paweł l miał plan
Accattoli cytuje obszernie słowa Jana Pawła I skierowane do ks. Cermano Pattaro zaraz po wyborze na Stolicę Piotrową. Papież miał powiedzieć, że „nie ma ekumenizmu bez wyznania win, bez przekazania sobie znaku pokoju i wzajemnego przebaczenia, bez nawrócenia. Popełniliśmy grzech. Każdy akt ekumenizmu powinien być aktem «pojednania» przeżywanym ze skruchą i pokorą”, Jan Paweł I, według relacjonującego jego słowa ks. Pattaro, miał plan przeproszenia kobiet za „uprzedzenia”, które miały miejsce w przeszłości, Żydów za „ignorowanie ich i obrzucanie oszczerstwami”, Indian z Ameryki Południowej i Afrykańczyków za „tolerancję wobec masakry Indian, rasizmu i deportacji narodów afrykańskich”, za Inkwizycję itd. [26].
Pro memoriaJana Pawła II
Wstępem do wielkich przeprosin za zbrodnie, jakich dopuścić się miał w przeszłości Kościół, jest specjalny list papieża Jana Pawła II z 1994 r. zatytułowany Refleksje na temat Wielkiego Jubileuszu Roku 2000 (pro memoria) adresowany do kardynałów. Pomimo tego, iż treść listu była utajniona, niespodziewanie przedostał się on do prasy [27]. W pro memoria Papież proponuje kardynałom wielki akt skruchy Kościoła w obliczu zbliżającego się Jubileuszu, pisząc: „Wojny religijne, trybunały inkwizycji i inne formy nieprzestrzegania praw człowieka... Trzeba, aby także Kościół, w świetle nauczania Soboru Watykańskiego II, z własnej inicjatywy dokonał rewizji ciemnych aspektów swojej historii, oceniając je w świetle Ewangelii...” [28]. Nieprzypadkowo Vittorio Messori skrytykował treść pro memoria, nazywając je „oszczerczym wobec Kościoła katolickiego” [29].
Jana Pawła II Tertio millenio adveniente
Z nową siłą problem przepraszania za „winy Kościoła” pojawił się z chwilą napisania przez Jana Pawła II listu apostolskiego Tertio millenio adveniente [30]. W liście tym Papież nawołuje cały Kościół do rachunku sumienia. Jan Paweł II pisze: „Gdy zatem zbliża się ku końcowi drugie tysiąclecie chrześcijaństwa, jest rzeczą słuszną, aby Kościół w sposób bardziej świadomy wziął na siebie ciężar grzechu swoich synów, pamiętając o wszystkich tych sytuacjach z przeszłości, w których oddalili się oni od ducha Chrystusa i od Jego Ewangelii”. Bezpośrednim następstwem listu Papieża było przystąpienie do opracowania przez Watykan „ekspiacyjnych” deklaracji. Na razie opublikowano dokument na temat Holokaustu zatytułowany Pamiętamy: refleksje nad Shoah [31], a wkrótce ma się ukazać analogiczny dokument w sprawie Inkwizycji.
Opozycja kardynałów wobec Papieża
Nie wszyscy kardynałowie poparli ideę Jana Pawła II, aby w obliczu zbliżającego się trzeciego tysiąclecia przepraszać za „grzechy Kościoła”. Podczas Nadzwyczajnego Konsystorza Kardynalskiego w 1994 r. okazało się, iż część purpuratów nie jest zainteresowana przeprosinami. Najbardziej znany z grona kardynałów przeciwnych jubileuszowemu mea culpa Kościoła jest arcybiskup Bolonii Giacomo kard. Biffi. Napisał on obszerny list pasterski do diecezjan z Bolonii, w którym sprzeciwił się idei Papieża. We wstępie Kardynał napisał, że pomysł przeprosin jest „delikatnym zagadnieniem, które może się stać źródłem dwuznaczności, a nawet duchowego cierpienia”. Następnie Metropolita Boloński dokonuje rozróżnienia pomiędzy grzechami osobistymi a Kościołem, który jest niepokalany. Pisze: „Czy Kościół, jako taki, ma grzechy? Nie, Kościół rozpatrywany w prawdzie swojego istnienia nie ma grzechów, ponieważ jest „całym Chrystusem”: jego „Głową” jest Syn Boży, któremu nie można przypisać niczego moralnie niewłaściwego. Kościół jednak może i powinien przyjąć na siebie uczucie żalu i bólu z powodu osobistych wykroczeń swoich członków” [32]. Kardynał Biffi powołuje się przy tym na św. Ambrożego, który nauczał, że „Kościół, choć złożony z grzeszników, jest zawsze święty”. We Włoszech stanowisko karci. Biffi poparł także Angelo kard. Sodano oraz biskup Como, Sandro Maggiolini. Pomimo miażdżącej krytyki kard. Biffi, Papież postanowił kontynuować swe dzieło.

Wśród wydarzeń, za które najczęściej przepraszał Ojciec Święty, Autor książki Kiedy Papież prosi o przebaczenie wymienia: historię papiestwa, wyprawy krzyżowe, wojny religijne, Inkwizycję, sprawę Galileusza, Lutra, Husa, Kalwina i Zwingliego, dyktatury, podziały między religiami, rasizm, integryzm, handel niewolnikami, problemy związane z działalnością mafii we Włoszech czy walki plemienne w Ruandzie. Ponadto Papież ubolewał też nad stosunkiem Kościoła wobec kobiet, Żydów i Indian z Ameryki Południowej.
Akt skruchy za Mortalium animos
W czasie wizyty w Szwecji Jan Paweł II w akcie skruchy za potępienie ekumenizmu przez Piusa XI w Mortalium animos złożył wiązankę kwiatów na grobie luterańskiego pastora, który w 1925 r. zorganizował w Sztokholmie konferencję ekumeniczną. Konferencja ta stała się jedną z przyczyn potępienia ekumenizmu przez Stolicę Apostolską w 1928 r. W 1982 r., w Edynburgu, w miejscu, gdzie w 1910 r. odbył się ekumeniczny Kongres Misyjny, Papież złożył hołd jego uczestnikom. Ubolewał, że wśród uczestników Kongresu zabrakło katolików [33].
Jan Paweł II wobec Lutra
Wielokrotnie już Jan Paweł II z uznaniem wypowiadał się o Marcinie Lutrze. W 1980 r., będąc w Moguncji, Papież porównał się do Lutra, który na przełomie 1510 i 1511 r. przybył do Rzymu jako pielgrzym „poszukujący i stawiający pytania”, lecz nie chciano go wysłuchać. Jan Paweł II po kilku wiekach od tamtego wydarzenia przybył do Moguncji, do „duchowych spadkobierców Marcina Lutra” jako pielgrzym. Papież określił swoją obecność pośród „duchowych spadkobierców Marcina Lutra” mianem spotkania będącego „znakiem jedności w centralnych tajemnicach wiary”. W znanym liście z okazji pięćsetnej rocznicy urodzin Lutra (1983) Jan Paweł II napisał, że naukowe badania postaci Lutra ukazały „głęboką religijność Lutra, którą powodowany stawiał z gorącą namiętnością pytania na temat wiecznego zbawienia”. W grudniu 1983 r. w zborze luterańskim, Papież odmówił modlitwę „o jedność chrześcijan” ułożoną przez Lutra w ostatnich latach jego życia. W czasie wizyty w Niemczech w czerwcu 1996 r. Papież mówił o winie katolików za to, że doszło do konfliktu katolicko-luterańskiego i zapewniał, że „nawoływanie do reformy Kościoła było w pierwotnym zamyśle Lutra wezwaniem do pokuty i odnowy”. „Po stuleciach bolesnej w obcości i sporów wspomnienie o nim pozwala nam dziś wyraźniej dostrzec wielką doniosłość jego postulatów, by teologia była bliższa Pismu świętemu, i jego dążenia do duchowej odnowy Kościoła” – kontynuował Papież. Accattoli przypomniał też słowa Papieża, wypowiedziane podczas podróży do Skandynawii w 1989 r., o tym, że „każda ekskomunika ustaje z chwilą śmierci obłożonego nią człowieka”, przez co Jan Paweł chciał dać wyraz swemu przekonaniu, że Lutra nie uważa już za ekskomunikowanego [34].
Jan Paweł II wobec Husa, Kalwina i Zwingliego
Będąc w Czechosłowacji w 1990 r. oraz w Czechach w 1995 r. Jan Paweł II zapewniał, że Kościół katolicki dokona rewizji poglądów w stosunku do ks. Jana Husa, protoplasty protestantyzmu, ekskomunikowanego i skazanego na śmierć w 1411 r. Papież powołał się na tekst przemówienia kardynała Berana podczas Soboru Watykańskiego II: „Pamiętam, jak na Soborze Watykańskim II właśnie czeski kardynał, arcybiskup Josef Beran, wystąpił z przemówieniem w obronie zasady wolności i tolerancji religijnej. Z bólem przypomniał przy tym los czeskiego kapłana Jana Husa oraz dokonywane wówczas, a także i później, akty przemocy i fanatyzmu. (...) Będzie zadaniem specjalistów – przede wszystkim czeskich teologów – ściślejsze określenie miejsca, jakie Mistrz Jan Hus zajmuje wśród reformatorów Kościoła obok innych znanych postaci czeskiego średniowiecza (...). W każdym razie, abstrahując od poglądów teologicznych Husa, nie sposób odmówić mu nieskazitelności życia osobistego i starań o kulturowy i moralny postęp narodu” [35].
Podobne słowa padły z ust Najwyższego Pasterza w stosunku do szwajcarskich heretyków – Kalwina i Zwingliego, podczas wizyty w Szwajcarii w 1984 r. We wstępie Papież przypomniał pięćsetlecie urodzin Zwingliego oraz 475 rocznicę urodzin Kalwina. Następnie Jan Paweł U mówił, że „nie nikt nie może zaprzeczyć, że elementy teologii i duchowości każdego z nich utrzymują między nami głębokie więzi”. Na koniec Papież wyraził nadzieję, że nadejdzie niebawem dzień „kiedy katolicy i członkowie Kościoła Reformowanego Szwajcarii będą mogli razem napisać historię tej burzliwej i złożonej epoki z obiektywizmem, który jest możliwy dzięki głębokiej braterskiej miłości” [36].
Jan Paweł II składa hołd „męczennikom” ewangelickim
Papież wielokrotnie bił się w piersi z powodu wojen religijnych, które w przeszłości nawiedzały Europę. Kanonizacja św. Jana Sarkandra, który został zamordowany przez protestantów za to, że nie chciał zdradzić tajemnicy spowiedzi świętej, spotkała się z wielką krytyką ze strony protestantów nie tylko w Czechach, ale i na całym świecie. Podczas swej wizyty w Czechach w 1995 r. Papież, chcąc nieco załagodzić konflikt, przeprosił protestantów za krzywdy, które wyrządzili im katolicy [37]. Natomiast w czasie wizyty na Słowacji Ojciec Święty oddał hołd protestantom, którzy zginęli w czasie wojen religijnych w Czechach. 2 lipca 1995 w Koszycach Papież powiedział: „Czy możemy na przykład nie uznać wielkości 24 ewangelików uśmierconych w Preszowie? Im wszystkim, którzy znosili cierpienia i śmierć, aby dochować wierności swoim przekonaniom i sumieniu, Kościół oddaje chwałę i wyraża swój podziw” [38].
Jan Paweł II wobec Żydów i muzułmanów
Podczas wizyty w synagodze rzymskiej w dniu 13 kwietnia 1986 r. Jan Paweł II powiedział: „uwzględnienie wiekowych uwarunkowań kulturowych nie może jednak być przeszkodą w uznaniu tego, że akty dyskryminacji, nieusprawiedliwionego ograniczenia wolności religijnej, ucisku, także w zakresie swobód obywatelskich, wobec Żydów były zjawiskami obiektywnie godnymi najgłębszego ubolewania”. Następnie Papież powołał się na soborową deklarację Nostra aetate i w imieniu Kościoła ubolewał za wszelkie przejawy antysemityzmu, nazwał też żydów „starszymi braćmi w wierze”, sugerując tym samym, że wyznawcy judaizmu są wyznawcami prawdziwej i tej samej religii co katolicy39. W sierpniu 1987 r. Jan Paweł II napisał list do przewodniczącego Konferencji Episkopatu Stanów Zjednoczonych, w którym jest mowa o tym, że „cierpienia, jakich doświadczyli Żydzi, są także dla Kościoła katolickiego powodem do szczerego ubolewania”. W grudniu 1991 r., podczas nabożeństwa ekumenicznego na zakończenie Synodu Europejskiego, w specjalnie przygotowanej na tę okazję modlitwie Jan Paweł II wspomniał o „obojętności wobec prześladowania Żydów i Holokaustu”. Accattoli podaje też inną ciekawą informację. Otóż podczas jednej ze swoich wizyt w Niemczech Ojciec Święty miał stanąć w obronie, oskarżanego o obojętność wobec Holokaustu, papieża Piusa XII. Wcześniej przygotowano już nawet tekst przemówienia, lecz papież Jan Paweł II nie zdecydował się na ich przeczytanie. Watykan wyjaśniając całą sprawę poinformował, iż stało się tak ze względu na brak czasu [40].

Jan Paweł II jako jedyny papież w dziejach Kościoła powiedział, że katolicy i muzułmanie „wierzą w tego samego Boga” (Nigeria, 14 lutego 1982 r. oraz Maroko, 19 sierpnia 1985 r.). „Uznajemy Boże panowanie i bronimy godności człowieka jako sługi Bożego. Wielbimy Boga i wyznajemy całkowite poddanie się Mu. Tak więc prawdziwie możemy nazywać się wzajemnie braćmi i siostrami przez wiarę w jedynego Boga” – mówił w Nigerii Papież [41].

PRZYPISY
1 Dekret Św. Oficjum Lamentabili [w:] Breviarum fidei. Wybór doktrynalnych wypowiedzi Kościoła, rozdz. Kościół Chrystusowy, nr 65-71, Poznań 1997, s. 91-92; św. Pius X, Encyklika Pascendi Dominici gregis, 23, Warszawa 1996, s. 27-28.
2 Chodzi tu szczególnie o błędy opisane w paragrafach XIX-XXXVIII; Pius IX, Syllabus errorum, [w:] bł. Bp Józef Pelczar, Pius IX i Jego wiek, t. II, Kraków 1880, s. 41-52.
3 Leon XIII, Encyklika Satis cognitum, [w:] Encykliki Leona XIII, t. I, Słupsk 1997; zob. także A. Małaszewski, Satis cognitum – encyklika Leona XIII o jedności Kościoła, „Zawsze Wierni”, nr 27, s. 30-35.
4 Pius XII, Encyklika Mystici Corporis Christi, Warszawa 1997.
5 L. Accattoli, Kiedy Papież prosi o przebaczenie. Wszystkie „mea culpa” Jana Pawła II, Kraków 1999, s. 212.
6 P. Lisicki, W cudze piersi, „Fronda”, nr 11-12, 1998, s. 30.
7 Accattoli, op. cit., s. 30.
8 Tamże, s. 31.
9 Ks. E. Dąbrowski, Kontestacja w Kościele. Wokół wywiadu kard. L. J. Suenensa, Londyn 1969, s. 13.
10 Ekumeniczny oddział intensywnej terapii, rozmowa z bp. Alfonsem Nossolem, „Tygodnik Powszechny”, 23 maja 1999.
11 Tamże.
12 Por. Wstęp do Dekretu u ekumenizmie, także min. par. 4, 5, 13, 23, 24, s. 203-218, Sobór Watykański II. Konstytucje, Dekrety, Deklaracje, Pallottinum b.r.w.
13 O. B. Huculak OFM, Słowo o Jedności Katolickiego Kościoła Chrystusowego, Kraków 1995, s. 10-11.
14 Św. Pius X, Encyklika Pascendi, 62, s. 67.
15 S. Cenckiewicz, Pius XII – papież na ławie oskarżonych. Na marginesie dokumentu „Pamiętamy: refleksje nad Shoah”, „Zawsze Wierni”, nr 22, 1998. Zob. także: Abbe Daniel le Roux, Lovest Thou Peter? John Paul II, Pope of Tradition or Pope of Revolution?, Instauratio Press 1997.
16 L. Accattoli. op. cit., s. 17-18.
17 Tamże, s. 17.
18 Tamże, s. 27-30.
19 Tamże, s. 32. Por. Akt poświecenia rodzaju ludzkiego Najświętszemu Sercu Pana Jezusa, [w:] Mszał Rzymski, Poznań 1963, s. 1468. Dla porównania zob. Mszał Rzymski, Bruges 1949, s. 1773.
20 Deklaracja o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich, par. 4, Sobór Watykański II, op. cit., s. 337.
21 Z taką propozycją wystąpił w 1997 r. rabin Shalom Bahbouth z rzymskiego uniwersytetu „La Sapienza”, „Tygodnik Powszechny”, 19 października 1997.
22 J. Lichten, Wyznania niechrześcijańskie na Drugim Soborze Watykańskim, New York 1965, s. 20. Na temat konsultacji kard. Bei z lożą masońską B'nai B'rith przy pisaniu dokumentów soborowych zobacz abp M. Lefebvre, Oni jego zdetronizowali. Od liberalizmu do apostazji. Tragedia soborowa, Warszawa 1997, s. 68-69.
23 Papież Jan Paweł II utworzył w Watykanie oficjalne przedstawicielstwo loży B'nai B'rith, a jej pierwszym ambasadorem mianował Józefa Lichtena, który przez lata należał do przyjaciół Karola Wojtyły. Zob. Abbe Daniel le Roux, op. cit., rozdziały o stosunku Jana Pawła II do masonerii i judaizmu oraz. D. Morawski, Pomost na Wschód, Warszawa 1992.
24 J. kard. Ratzinger, Raport o stanie wiary, Michalineum 1986, s. 43.
25 Accattoli, op. cit., s. 38.
26 Tamże, s. 47-51.
27 Tamże, s. 62.
28 Tamże, s. 64.
29 Tamie, s. 72.
30 Jan Paweł II, Tertio millenio adveniente, „L’Osservatore Romano”, wyd. polskie, nr 12, 1994.
31 Pamiętamy: refleksje nad Shoah, „L’Osservatore Romano”, nr 5-6, 1998, s. 52-56. Zob. także S. Cenckiewicz, op. cit.
32 Accattoli, op. cit., s. 69-72.
33 Tamże, s. 25.
34 Tamże, s. 179-184.
35 Tamże, s. 146.
36 Tamże, s. 147.
37 Tamże, s, 141.
38 Tamże, s. 141-142.
39 Tamże, s. 115-116.
40 Tamże, s. 72.
41 Tamże, s. 173.