M O D L I T W A

Twoje światło w Fatimie

środa, 20 sierpnia 2014

" Zmarł Marek Hłasko " - 13/14.VI.1969

strona tytułowa



Biografia Marka Hłaski winna się kończyć na nocy z 13 na 14 czerwca 1969 r. Niespodziewana nagła śmierć pisarza pozostawia jednak tak wiele spraw niedopowiedzianych i nie zakończonych, że relacja ta, aby była pełna, musi zostać uzupełniona próbą wyjaśnienia choćby najważniejszych spraw i działań, które zostały przerwane w momencie śmierci, i tych spraw, wokół których do dziś krąży wiele sprzecznych opinii.
* * *
(grób Marka Hłaski znajduje się na Starych Powązkach b rząd 2 grób 1).
* * *

Wiadomość o śmierci Marka Hłaski pojawia się w Polsce w poniedziałek 16 czerwca, w porannych wiadomościach radiowych. Pierwszą gazetą, która podaje tę informację, jest "Express Wieczorny". Na pierwszej stronie pojawia się krótka notatka o treści:

"Tajemniczy zgon Marka Hłaski. Bonn, 16.6. W sobotę w Wiesbaden (NRF) w nie wyjaśnionych w pełni okolicznościach zmarł Marek Hłasko. Istnieje podejrzenie, iż popełnił samobójstwo. Zwłoki Hłaski znaleziono w mieszkaniu jego znajomego. Policja nic podaje żadnych bliższych szczegółów dotyczących przyczyny zgonu. wyklucza jednak możliwość odpowiedzialności za jego śmierć innych osób.

Jak wiadomo, Marek Hłasko, autor wielu opowiadań szkalujących Polskę Ludową, zdradził w 1958 r. ojczyznę i zbiegł do Berlina Zachodniego. Przez pewien czas przebywał w Izraelu, a potem w W. Brytanii i NRF"
.

Pogrzeb Marka Hłaski w Niemczech. Wiesbaden 1969.


Następnego dnia podaje tę informację "Życie Warszawy". Nie zamieszcza jednak końcowego akapitu.

"Express Wieczorny" następnego dnia dalej drąży temat, pisząc:

"Zagadkowe okoliczności zgonu Marka Hłaski. Bonn.
Prasa zachodnioniemiecka podaje szczegóły dotyczące tajemniczego zgonu Marka Hłaski. Są one dość zagadkowe. Hłasko zmarł w Wiesbaden, w mieszkaniu zaprzyjaźnionego z nim redaktora telewizji zachodnio-niemieckiej, Bobermina. Po wieczorze spędzonym w Wiesbaden na libacji z okazji podpisania dwóch nowych kontraktów dla telewizji izraelskiej, Hłasko zażył całą fiolkę proszków nasennych. Rano znaleziono go martwego.

Aktorka filmowa Sonia Ziemann, z którą Hłasko ożenił się przed siedmiu laty, przebywająca w czasie wypadku w zach. Berlinie, powiedziała dziennikarzom, że według niej, Marek Hłasko używający stale środków nasennych, po spożyciu wielkiej, być może ilości alkoholu, po prostu machinalnie zażył cały posiadany przy sobie zapas proszków. Hłasko również w 1964 r. zażył nadmierną ilość środków nasennych. Wówczas jednak udało się go odratować. Według informacji prasy NRF, Marek Hłasko w ostatnich okresach podlegał silnym depresjom psychicznym".


Pobrzeb Marka Hłaski na Powązkach w 1975 roku. 


Prasa nie tylko europejska, ale światowa podaje wiadomość o śmierci pisarza bez takich uszczypliwych komentarzy. Nie wdaje się w spekulacje na temat samobójstwa - a jeśli nawet, to nie rozstrzyga ich jednoznacznie -lecz podkreśla literackie osiągnięcia Hłaski. W takim tonie piszą londyńskie "Wiadomości" i "Kurier Polski" w Buenos Aires, "New York Times" i "Time". Obszerniej wypowiada się prasa niemiecka: "Frankfurter Allgemeine Zeitung", "Die Welt", "Kolner Stadt-Anzeiger" i "Wiesbadener Kurier". Gazety powtarzają policyjny komunikat, że wykluczony jest udział osób trzecich, a przyczyną śmierci jest prawdopodobnie przypadkowe przedawkowanie środków nasennych połączonych z alkoholem.

Matkę wiadomość zastaje na wsi, w Stoczku, gdzie Maria Hłasko ucieka tak często, jak tylko może, od hałaśliwej codzienności Warszawy, rzadko więc słucha radia. Stara się odnaleźć trochę spokoju
w doglądaniu swojego małego gospodarstwa. Któryś z jej przyjaciół, dysponujący samochodem, zjawia się tam jeszcze w poniedziałek, przywożąc tragiczną wiadomość. Wczesnym popołudniem zapłakana Maria Hłasko jest już w domu w Warszawie. Czekają na nią siostry i telegramy, pierwszy od Sonji, następny od Janusza von Pileckiego z wiadomością o dacie pogrzebu i rezerwacji biletu lotniczego. Ale czy zdąży na czas załatwić paszport i pozostałe formalności?



Dom w Wiesbaden przy Hauberisser Str. 26.
Tu zmarł Marek Hłasko.


We wtorek rano Maria Hłasko zastaje zbity tłum w Pałacu Mostowskich, w Stołecznej Komendzie Milicji, gdzie wydaje się paszporty. Sytuacja niemal beznadziejna, jednak po paru godzinach oczekiwania, w wyniku jakiejś niewyjaśnionej do do końca interwencji, matka Marka uzyskuje paszport i możliwość wyjazdu na pogrzeb syna.

Jedzie do obcego jej kraju sama, nie znając języka, targana wątpliwościami. Dlaczego? Jaka była przyczyna? Czy było to samobójstwo, czy zawsze przeczuwany przez nią kryzys zdrowotny, atak serca, zawał?

Pytanie, czy Hłasko popełnił samobójstwo, wraca wielokrotnie, kiedy odtwarza się losy pisarza. Ciągle mówi się o tajemniczej śmierci. Zasugerowała to wyraźnie polska prasa, insynuując, że tylko taki może być koniec życia emigranta. Matka zawsze energicznie temu zaprzeczała. Pierwsza informacja prasowa, cytowana wyżej notatka w "Expressie Wieczornym", zabolała i wzburzyła ją do tego stopnia, że bezpośrednio po powrocie z pogrzebu w Wiesbaden napisała list do redaktora naczelnego tej gazety.

W dniu śmierci Syna mego, śp. Marka Hłasko w Expressie Wieczornym ukazała się notatka, z której wynikało, że syn mój "zdradził Ojczyznę".

Ze śmiercią Syna mego straciłam wszystko. Był moim jedynym synem. Moim obowiązkiem jako matki jest chronić pamięć mego dziecka. Dziś już tylko to mogę dla niego zrobić. To jest moim prawem, z tego prawa nie zrezygnuję i z całą mocą protestuję przeciw temu zarzutowi.

Nie mam potrzeby tu, na tym miejscu definiować, co to jest zdrada. Wszyscy to tym wiemy. Postawiony mu został bezpodstawnie najcięższy zarzut jaki może spotkać człowieka. Ktoś nieodpowiedzialny nadużył słów, a słowa pisane mają większą wagę niż słowa mówione i należy je dobrze wyważyć, zanim je się użyje.

Tysiące ludzi czytało te słowa. Tysiące ludzi w nie uwierzyło. Tysiące ludzi ma prawo patrzeć na mnie, jak na matkę zdrajcy Jak żyć dalej z takim piętnem i z takim ciężarem?

Trzeba przyznać, że redaktor naczelny "Expressu Wieczornego", Zbigniew Sołuba, na list ten odpowiedział.

Szanowna Pani!
Po przyjeździe z zagranicy zastałem na swoim biurku Pani list. Rozumiem Panią, iż dotknął ją boleśnie zwrot zawarty w notatce zamieszczonej w naszej gazecie po śmierci Pani syna. Bardzo mi z tego powodu przykro. Notatka z tego rodzaju zwrotem - co chciałbym wyjaśnić - nie była naszą własną informacją. Otrzymaliśmy ją z agencji prasowej. Kierując się tym właśnie, by nie ranić uczuć najbliższych Zmarłemu osób pozostałych tu w kraju- redakcja nasza usunęła następnie notatkę w takiej wersji, jaka ukazała się w jednym tylko,
o stosunkowo małym nakładzie wydaniu "Expressu". W wielotysięcznym nakładzie gazety wiadomości tej nie było w przykrym dla Pani sformułowaniu.

Pragnę Panią jeszcze raz zapewnić, iż jest nam bardzo nieprzyjemnie, iż w ciężkiej dla Pani chwili staliśmy się przyczyną dodatkowego odczucia bólu.

Niemniej przeto wybaczy Pani, że do niej muszę - w odpowiedzi na Jej list stwierdzić to, że nie jesteśmy w stanie podjąć się rehabilitacji pamięci Syna.

Z wyrazami szacunku Redaktor Naczelny Zbigniew Sołuba

Nie znając tych "małych" i "wielotysięcznych" nakładów "Expressu", trudno dociec, w jakiej mierze redaktor Sołuba wyraził szczere ubolewanie, a w jakiej posłużył się dyplomatycznym wykrętem. Fakt pozostaje faktem, że w dniu śmierci Marek Hłasko w swoim rodzinnym mieście został nazwany zdrajcą ojczyzny i zbiegiem.
Wykluczali samobójstwo ci, którzy dobrze go znali. Zofia Hertz, po wielu latach, w rozmowie z Izą Chruślińską, zanotowanej w książce Była raz "KULTURA " wspomina:

..Przeżyliśmy ją [śmierć Hłaski] bardzo, ale ani przez moment nic wierzyliśmy w samobójstwo. Marek dużo pił, a na dodatek zażywał garściami różne lekarstwa, mimo że nic mu nie dolegało. Jego pasją było testowanie na sobie wszystkich lekarstw, jakie pojawiały się w zasięgu jego ręki Kiedyś odwiedził nas przyjaciel Jerzego, Zdzisław Miłoszewski, chory na serce. Akurat wtedy Marek mieszkał u nas. Kiedy zobaczył, że Miłoszewski zażywa lekarstwo na serce, usiłował w niego wmówić, że on też jest poważnie chory , źle się czuje i pomogłoby mu, gdyby Miłoszewski dał mu swoje lekarstwo. A gdy ten odmówił, poszedł do pobliskiej apteki, gdzie udawał atak serca, próbując wyłudzić od aptekarza lekarstwo bez recepty. Na szczęście, aptekarz poznał się na tym i dał mu aspirynę, po której Marek natychmiast "ozdrowiał".

Leopold Tyrmand w wydrukowanym w "Kulturze" paryskiej wspomnieniu pisał:

Potem przyjechała jedna Polka z Los Angeles i opowiadała, że jej zdaniem on popełnił samobójstwo, bo gryzły go wyrzuty sumienia, że nie uratował Krzyśka Komedy od śmierci, bo razem pili wódkę, kiedy Komeda tak fatalnie upadł i uderzył się w głowę, i Hłasko, jak podobno
miał sobie wyrzucać, zamiast go zatargać z tą skaleczoną głowę do szpitala, jeszcze snuł się z nim na jakichś spacerach po pijacku. To wydaje mi się nic przekonywające, nie dlatego, że sumienie i wyrzuty to bajka, bo Hłasko był wrażliwszy na sumieniu od wielu znanych mi jako subtelni, rozedrgani, wibrujący, czego nawet dowodzić nie trzeba, i na pewno układał sobie różne konfiguracje koszmarów na ten temat w bezsenności...]

Nie, samobójstwo, ani zapaść przez gołdę, oderwana szajba, czy nawet najprecyzyjniejsze diagnozy psychoanalityczne mnie .jakoś nie trafiają do przekonania. Trzeba go było znać, oczko miał na siebie uważne, zanim zażył, długo oglądał Seconal pod światło, czy nie uda się go podzielić na pół. A wódka? Ci, którzy robią z jego picia wielkie eschatologie, to są ci sami co o wszystkim w życiu wiedzą połowę. I to zawsze tę mniej ważną.

Wykluczali samobójstwo znajomi i przyjaciele z Izraela. Jerzy Press, który oczekiwał Marka w Tel Awiwie, bardzo dobitnie przy każdej okazji stwierdza, że właśnie w tym momencie, gdy miał pieniądze, kiedy otwierały się przed nim perspektywy pracy i zarobków, gdy wreszcie jechał do ukochanej kobiety, kupił poprzedniego dnia bilet lotniczy, zawiadomił, że przyjedzie, samobójstwo byłoby zupełnie bez powodu i bez sensu. To miał być po długiej niepewności najpiękniejszy dzień w jego życiu.

Lecz czy tryb życia Hłaski, nerwowość, niecierpliwość, gwałtowne emocje, tłumiona proszkami bezsenność, niepewność przyszłości, alkohol, niepokój, niedbanie o siebie - czy to nie było czymś w rodzaju samobójstwa, tyle że rozłożonego w czasie. A do tych wszystkich napięć i zmęczenia doszła gorąca, duszna czerwcowa noc, gdy nawet ludzie zupełnie zdrowi przeżywają niepokoje i skarżą się na bezsenność.

Źródło: Andrzej Czyżewski, "Piękny dwudziestoletni", wydawnictwo Da Capo, 2000.



"Pisanie jest tak samo wspaniałe jak chlanie"

Pamiętny wieczór z piątku na sobotę spędzili w domu na rozmowie, przy muzyce i winie. Rosyjskie pieśni, których Marek zapragnął posłuchać, wprowadziły go w melancholijny nastrój. Bobermin poszedł spać około północy, po nim jego żona, a Marek nadal słuchał płyty. Rankiem znaleźli go martwego.

W poniedziałek, 16 czerwca 1969 roku, niemieckie gazety poranne podały na pierwszej stronie tragiczną wiadomość.

"Der Spiegel": "Marek Hłasko, 35. Żył, pił i pisał. Ten polski pisarz żył w Warszawie, Berlinie, Londynie, w Hollywood, Tel Awiwie; pracował w kibucu protestował i rozrabiał. (...) "Pisanie - powiadał jest tak samo wspaniałe jak chlanie". Kierował się tą maksymą. Po zawarciu małżeństwa z Sonią Ziemann w 1961 roku nic więcej nie napisał".

Popularny "Bildzeitung" donosił: "Marek Hłasko (35), mąż 43-letniej aktorki filmowej Soni Ziemann, nie żyje". W tytule nie było jednak jego nazwiska; brzmiał on: "Mąż Soni Ziemann zatruł się". Kiedy w 1973 roku Krzysztof Kąkolewski, będąc w Wiesbaden, chciał odwiedzić grób Marka, służby cmentarne zaprzeczyły, że się tam taki znajduje, ale kiedy Kąkolewski powiedział, Że chodzi o męża Soni Ziemann, natychmiast wskazały miejsce pochówku. Ziemną mogiłę z drewnianym krzyżem.

Marek miał nadzwyczajny dar przewidywania swojej przyszłości. Któregoś dnia w Wiesbaden poszli z Boberminem na krótki spacer, "za róg, w stronę cmentarza". Gdy przechodzili obok zakładu kamieniarskiego, wówczas, wskazując na mały na-grobek, Marek powiedział: "Nie uwierzysz, ale jeślibym umarł, to nawet takiego na-grobka nie będę miał". Dopiero sześć lat po śmierci ufundowała mu go na Powązkach matka, kiedy po wielu staraniach sprowadziła jego zwłoki do Polski.

Miejsce na cmentarzu pomógł jej załatwić Jan Himilsbach, który dorabiał wtedy jako kamieniarz. Któregoś dnia Himilsbach powiedział głośno w gronie dziennikarzy: "Trzeba sprowadzić Marka do kraju. Gdzie on tam, w tych Niemczech, będzie leżał? Tam nawet nie ma kumpli. Do granicy przyjedzie pociągiem, a od granicy będziemy nieść trumnę. A za trumną będą szły te wszystkie kurwy".

Po pogrzebie w Niemczech Maria Hłasko narzekała, że Sonia odgrywała rolę zbolałej wdowy i to na nią skierowane były flesze i kamery, ale jeszcze w dzień pogrzebu trzeźwo podchodziła do autorskich spraw spadkowych. Potem Sonia woziła ze sobą zdjęcie dwu nieżyjących bliskich: syna Pierre'a i Marka; i stawiała je na sto-liku przy łóżku. Zainteresowała się parapsychologią, licząc na kontakt ze zmarłymi. Nigdy nie powiedziała na Marka złego słowa i miała żal do Henryka Rozpędowskiego, że w swoich wspomnieniach uczynił go czułym potworem, alkoholikiem, Po kilku latach wyszła ponownie za mąż, za aktora. Spisuje swoje wspomnienia, w których będzie dużo o miłości jej życia- Marku Hłasce.

Źródło: Barbara Stanisławczyk, "Miłosne gry Marka Hłaski", wydawnictwo Prószyński i S-ka, 1999.
* * *
Poniżej zdjęcia Krzysztofa Kiduli z Wiesbaden.





Poniżej zdjęcie nowego grobu Marka Hłaski na warszawskich Powązkach (fot. Bartosz Marzec).

http://www.marekhlasko.republika.pl/index2.htm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz