Wymysły Mickiewicza
W poszukiwaniu straconej ideologii. II część.
…Ukraina, ów kraj na rozgraniczu Polski i Rosji, stała się miejscem spotkania wszystkich poetów, ogłosił Adam Mickiewicz w 14 grudnia 1841 roku w Paryżu.Było to podczas wykładu w Collège de France, gdy kreślił, ze swobodą i rozmachem, tak charakterystycznym dla siebie – wnikliwego badacza słowa i dziejów narodów – sytuację literatury u schyłku panowania cara Aleksandra I.
Ziemia ta, zamieszkała przez lud, który nie miał nigdy bytu politycznego, którego przeszłość należy do dwóch historyj: rosyjskiej i polskiej, a krew jest mieszaniną dwóch krwi, którego bohaterowie, raz zwycięzcy, to znów poddani Polaków i Rosjan, jednakowo obchodzą oba narody, – ta ziemia kresowa stała się areną, gdzie poeci polscy i rosyjscy (Zaleski, Puszkin, Rylejew, Goszczyński) opiewali tych samych bohaterów. (…)…z pieśni tych możnaby ułożyć wspaniały rapsod o Mazepie.*)
Adam Mickiewicz poświęcił cały cykl (kurs drugi z lat1841-1842) paryskich wykładów wykazaniu, że istnieje idea, która zdolna jest ocalić Europę, upadającą pod ciosami fałszywych z gruntu ideologii, narzucanych jej przez trzy opanowujące ją z wolna żywioły, protestancki, rewolucyjny i wielkoruski. Idea ta, łódź ratunkowa Europy, mogła, jego zdaniem, zrodzić się tylko w Polsce. Ale w Polsce, to dla Mickiewicza znaczy także: na Litwie, na Ukrainie, Białorusi i na ich obrzeżach – wszędzie, gdzie zamieszkują Polscy (i narody słowiańskie), lud wierzący w Chrystusa.
Ta idea, dążenie intelektualne a zarazem postawa moralna i duchowe pragnienie, oparta jest, jak głosił Poeta - dziś tak samo jak za Polski okresu Jagiellońskiego - „na chrześcijaństwie, na dobrej wierze i miłosierdziu”. To one mogą pomóc takiemu bytowi, jakim jest niepodległa i silna Rzeczpospolita „ustanowić systemat polityczny głęboki i szlachetny” dla Europy. Czyli nowy ustrój dla tej części świata, w którym polityka nie przeczyłaby Ewangelii. Polska potrzebuje do jego urzeczywistnienia moralnej pomocy Zachodu, zaznaczał Prelegent.
W czasach Jagiellońskich uniemożliwił tę pomoc szybko opanowujący Europę protestantyzm. W czasach Mickiewiczowi współczesnych, dodatkowo rewolucja i filozofizm, jak nazywał Poeta oświeceniową pychę, przewidując już, jakie potwory zbrodni i kłamstwa zdolna jest zrodzić za naszą zachodnią granicą myśl Kanta i Hegla. Wkrótce zaś ideę tę przekreśliła Rosja carów, przeczuwająca w niej śmiertelne niebezpieczeństwo dla sensu swego istnienia: polityki nieograniczonych podbojów. Rosja, rosnąca w siły, podczas, gdy Polska słabła, [Rosja] wzmacniana przez powszechne wycieńczenie katolicyzmu, wzmacniana przez ducha azjatyckiego…, a później wprzęgająca w swą służbę idee wieku XVIII. (Adam Mickiewicz)
„Katolickie bzdury”
Adam Mickiewicz nie pomylił się. Był artystą, którego słowo miało przedziwną moc, trafiało w samo sedno. Przeznaczone było nie tylko dla Polaków. Zostało podchwycone przez ówczesną elitę intelektualną Zachodu. Niemal równie silnie oddziaływało na grono wykształconych Rosjan, szczególnie zaś mocno na Francuzów. Mickiewicz miał talent nie tylko literacki, także sięgania wzrokiem w przyszłość. Był wizjonerem. Był także niezrównanym analitykiem współczesności, odkrywał bezbłędnie wewnętrzne mechanizmy historii, polityki, śledził koleje przygód ludzkiego rozumu i ducha. Duchowej intuicji i ogromnej wrażliwości towarzyszyła praca niezwykle chłonnego umysłu. Jego intelekt ukształtowały lektury i bogate doświadczenia obcowania z ludźmi wielu krain i najróżniejszych charakterów oraz gruntowne studia – oprócz znakomitego wykształcenia uniwersyteckiego - w wielu dziedzinach, które odbywał prywatnie, m.in. podczas więzienia w Wilnie i w czasie zesłania w Rosji.W czasie, gdy jako dwudziestoparoletni autor Ballad i romansów pisał: Czucie i wiara silniej mówi do mnie/ Niż mędrca szkiełko i oko, na jego biurku – biurku skromnego prowincjonalnego nauczyciela z Kowna - leżały prace naukowe, które sprowadzał z całego świata i czytał w oryginale. Były wśród nich: A. Smitha „Nauka ekonomii politycznej” (Wilno 1811), G. Drevesa „Resultate der Philosophieren Vernunft, über die Natur des Vergntgens, der Schönheiten des Erhabenen” (B.m.w. 1798), K.H. Pölitza „Populäre Anthropologie” (Halle 1814), I.H. von Jakoba „Gundriss der empirischen Psychologie” (Riga 1814), J.A. Eberharda „Handbuch der Aestetik” ( Halle 1814), L. Domariona „Principes généraux de belles-lettres” vol.1-3 (Paris 1815). Autor Ody do młodości, Romantyczności i Żeglarza prenumerował ponadto stale „Journal für die Chimie und Physik (wyd. von Schweiser) oraz „Dekadę polską. Pismo poświęcone ekonomii politycznej i prawu” (red. W. Heltman i K. Bronikowski). Gdy więc mówił np. o konsekwencjach protestantyzmu dla Zachodu, wypowiadał się jako wnikliwy znawca zagadnienia. Jako ekspert.
Rok 1944, Afryka Północna. Rozmowa O. Gereona Goldmanna OFM z nazistowskim przywódcą obozu jeńców niemieckich Ksar es Souk:
„Przybyłem tu jako ksiądz katolicki. Dobrowolnie zgłosiłem się do tego obozu, mimo, że przestrzegano mnie, co mnie tu czeka. Teraz jestem do dyspozycji żołnierzy, którzy będą życzyli sobie mojej posługi!”**)
„Katolickie i innowiercze bzdury. Tu nie ma ani katolików, ani protestantów, tylko sami Niemcy. Tu nie ma żadnego zapotrzebowania na obcą narodowi religię, która w dodatku pochodzi od Żyda”, padło w odpowiedzi z ust niemieckiego jeńca, który jako faktyczny przywódca trząsł całym obozem.
Na wiadomość, że o. Gereon będzie spowiadał, nazista stwierdził: „Dla nas Niemców jest tylko jeden grzech – zhańbienie rasy. Karze się go śmiercią. Za to nie ma przebaczenia; do tego nie potrzeba ani Kościoła, ani księdza. Mówię to panu ponownie: kto głosi jakąś obcą religię jest gorszy od profanatora rasy”.
Ojciec Gereon Goldmann, kapłan, krzewiciel wiary, po ponad roku posługi wśród swoich rodaków jeńców, został postawiony przed francuskim sądem wojskowym. Jego przeciwnicy wśród jeńców okazali się dobrze zorganizowaną mafią. Kilkudziesięciu z nich zeznało Francuzom pod przysięgą, że widzieli na własne oczy o. Gereona jako esesmana w Dachau. Miał być tu katem i oprawcą. Setki ludzi straciło rzekomo z jego ręki życie. Francuzi byli pod wrażeniem napływających w tym czasie wstrząsających doniesień o zbrodniach i niewiarygodnych okrucieństwach popełnianych w niemieckich obozach koncentracyjnych; dali wiarę oszczercom. Wyrok mógł być tylko jeden.
Tej nocy, gdy ojciec Goldmann czekał na rozstrzelanie, do francuskich władz wojskowych w Maroku dotarła depesza: Pius XII złożył na ręce francuskiego ambasadora Jacquesa Maritaina skargę, dlaczego chce się zabić niemieckiego żołnierza, którego on osobiście promował do święceń kapłańskich.
Subtelny odcień szarości
Niemcy przeżyły dramat nazizmu. Po wojnie próbowano nazizm z ludzkich umysłów wykorzenić. W jaki sposób? Za zgodą kanclerza Adenauera zaprowadzono ideologię Nowej Lewicy do wszystkich instytucji państwowych, szkół, uczelni, teatrów, rządowej prasy i radia. To miało być lekarstwo na nazizm. A zatem nie tylko żadne oczyszczenie sfery publicznej nie nastąpiło, ale zarażono społeczeństwo nową chorobą, kolejną wyniszczającą ideologią.W Polsce nie przeprowadzono dekomunizacji. Żadnego oficjalnego rozliczenia z marksizmem i ze spustoszeniami, jakich w życiu umysłowym Polaków i w funkcjonowaniu państwa dokonał sowietyzm.
Zamiast dekomunizacji pojawiła się wkrótce subtelniejsza, humanistyczna odmiana marksizmu, ideologia praw człowieka.
„System”, mówił G. K. Chesterton, „istnieje tylko w ludzkich umysłach. A jeśli w ludzkich umysłach zagnieździ się podły system, jest to oznaka, że coś bardzo podłego stało się z ich umysłem”. Takim systemem miała zarażać, zniekształcając myślenie najmłodszych pokoleń – starzy zostali spisani na straty – szkoła rosyjska dla Polaków. W czasie zaborów, w czasach PRL-u, często niestety i dziś.
Takim systemem jest każda ideologia. Niszczy to co jest prawdziwe. Prawdziwa jest zależność człowieka od Boga. Prawdziwe jest życie duchowe oparte o znajomość i rozumienie prawd wiary, miłość Boga i zarazem utożsamienie się z losem własnej Ojczyzny i jej kulturą. Tych dwóch nurtów życia duchowego rozdzielić się nie da, bo łączą w jedną całość wiarę i miłość. Ideologia praw człowieka rozrywa tę całość. Kwestionuje i podważa zależność człowieka od Boga, urąga miłości wobec bliźnich .
Jakie jest dziś najbardziej rozpowszechnione wyobrażenie o naszym miejscu wobec Boga? Jeśli nawet nie czujemy się bogami, to w każdym razie nasze usytuowanie wobec Stwórcy i Zbawiciela, nasze obowiązki wobec Niego niewiele nas obchodzą. Nie znamy ich. „Tak jak oddychać możemy tylko czystym powietrzem, tak też łącznikiem między nami a Panem Bogiem może być tylko prawda”. (ks. A. Woźny)
Wobec ideologii, która podnosi kłamstwo do rangi obowiązującego dogmatu trzeba zachować się godnie. Wykazać stanowczy opór. Ideologię usiłuje się nam narzucić – tak jak trucizny duchowe w czasach zaborów, i jak te rozsiewane w czasach PRL – nie tak drastycznymi środkami, ale o wiele skuteczniej, próbując zmylić nas, oszukać, byśmy nie dostrzegli metody. Z jednej strony np. wciskając tzw. gender i zarazem rozbudzając histerię strachu przed genderyzmem, z drugiej niejako zmuszając nas, byśmy zaczęli się posługiwać z gruntu sztucznymi, nic nie znaczącymi pojęciami: „praw rodziny”, „praw dziecka”, „praw pacjenta”, „praw natury”, biologii, anatomii, płci etc.
W ten sposób staniemy się niepostrzeżenie zakładnikami nowej ideologii, która zgrabnie, choć w sposób nie dla wszystkich widoczny, uzupełnia i zastępuje zużytą marksistowską gędźbę. Nie wychodząc poza jej pryncypia.
Podrzutek genderyzmu, warto zauważyć, pojawia się w specyficznym momencie: gdy Rosja, ostoja pokoju światowego, gwarant dobrostanu całej niemal ludzkości i krzewiciel praw człowieka – ostatnio też, samotny szaniec oporu przed homoideologią, jak głoszą niektóre środowiska - pokazuje całe swoje uzębienie, bynajmniej nie w szerokim uśmiechu.
Ideologia praw człowieka nie kojarzy się z niczym podłym. Przeciwnie. Jest na oko niezwykle przyjazna. Bezpieczna. Skoro broni się praw człowieka, broni się człowieka. Broni się dobra. Czyż może być większe dobro niż człowiek? Stąd urodzaj, wręcz bogactwo różnego rodzaju praw. Kobiet, niepełnosprawnych, uchodźców, przeróżnych mniejszości, orientacji (odmiennych). Odmienne orientacje – to prawdziwy językowy majstersztyk, brzmi intrygująco. Apologeci praw człowieka robią wszystko, by nadać polor prostackim zasadom, by nie zauważono (tak od razu) jaskrawej sprzeczności: bo jak pogodzić obronę praw dzieci nienarodzonych i praw kobiet? (Na przykład do aborcji). Praw prostytutek („kobiet pracujących”) i praw małżonków. Praw rodziny naturalnej i praw osób tej samej płci (do małżeństwa cywilnego, do posiadania dzieci, co przecież brzmi tak niewinnie). Praw dziecka i praw rodziców. Praw ucznia i szkoły. Idiotyzm rośnie w oczach jak ciasto drożdżowe, które wylewa się z dzieży.
Dlatego kolejne, wprowadzane już dziś pod rozwagę parlamentów Europy i świata przez neomarksistowskich intelektualistów, ludzi o pokojowym usposobieniu, w rodzaju refleksyjnych buddystów, ceniących pełen uczucia i powagi stosunek do natury, są prawa zwierząt. Krowy mają być święte. Za nimi czekają w kolejce prawa roślin.
Zupełnie jawne rozłażenie się splotu owej dziwacznej tkaniny, w której próbowano połączyć nici różnej grubości oraz trawę, trzcinę i suche patyki, pokazuje sytuacja Ukrainy. Ochronę praw człowieka miał gwarantować nieśmiertelny pokój, którym zawsze tchnęła tamta strona świata. Ale pokój istnieje wciąż w ludzkim umyśle jako stan, w którym państwa nie używają przeciw sobie broni. Pokoju najwyraźniej nie ma, skoro jest agresja. Czy państwo, które trzęsło dotąd wszystkimi instytucjami międzynarodowymi z ONZ na czele, ustanowionymi z racji światowego bezpieczeństwa, a „walkę o pokój” uczyniło swoim sztandarem, wówczas, gdy interweniowało militarnie we wszystkich rejonach świata (naturalnie działali tam tylko biedni partyzanci w łapciach, strzelający z sowieckiej broni, którą niechcący znaleźli w krzakach) można oskarżać o niezgodne z ideologią praw człowieka intencje? Tyle lat ściskało się te ręce, wymieniało się komplementy, wspomagało się kredytami. Brało na serio zapewnienia o coraz większej „demokratyzacji” i „stabilizacji” zawłaszczonych terytoriów… Właśnie, gdie tak wolno dyszy cziełowiek?
Gdy umiera wiara, w miejsce żywego bliskiego intymnego kontaktu z Osobą Boga, z Matką Boga i rzeszą najbliższych Powierników i Przyjaciół - świętych, podsuwa się nam całą kolekcję biurokratycznych wytworów, zimnych, bezdusznych abstrakcyjnych praw. Człowiek, który ma prawa, ale utracił Boga, odczuwa niepokój. Dzień chorych, Dzień świętości życia… – nawet w Kościele te dziwne nazwy, które zrodziła ideologia praw, pojawiają się przed nazwami świąt Maryjnych. A niekiedy je zastępują. Światowy Dzień Pokoju, Światowy Dzień Ochrony Środowiska, wciskają się tam, gdzie zawsze głoszono, że prawdziwy pokój jest darem Boga, gdzie nie ma nic, ponad miłość… Wieje chłodem, mróz ściska serce człowieka.
Dzień Ochrony Strefy Ozonowej (oczywiście światowy) nie rozwieje tych lodowatych podmuchów, które walą z Północy.
Wszystko wskazuje na to, że sytuacja, z jaką mamy do czynienia na katolickim, do niedawna, kontynencie zrodziła pilne zapotrzebowanie na nową, całkowicie świeżą i niezużytą ideologię.
Moneta Absolutna
Józef Mackiewicz, emigracyjny pisarz, w ten sposób nazwał hasło pokoju. Kto jej nie posiada, nie ma nic do gadania w tym świecie.Pokój, czyli – wedle sarkastycznych słów jednego z przedstawicieli Kurii rzymskiej w epoce rozpoczynającej pontyfikat Jana XXII – zgodne porozumienie między tymi, którzy nie zwalczają komunizmu, a tymi, którzy go propagują.
W ujęciu Mackiewicza, pokój, z najwyższej cnoty zostaje wyśrubowany do pojęcia Dobra Absolutnego; nabiera cech niemal ekstazy religijnej, zastępuje świadectwo dobromyślności politycznej, społecznej, artystycznej, literackiej, towarzyskiej.***)
Dziś podobny wysoki awans spotkał prawa człowieka, najwyższe dobro ludzkości, która zapomniała o takim drobiazgu jak Bóg, Stworzyciel i Zbawca. Jak przykazania i prawa Ewangelii: Boga będziesz słuchał, Bogu będziesz służył. Człowieka będziesz kochał jak samego siebie. Wtedy nie zginiesz.
Ileż to panegiryków poświęcono prawom człowieka w piśmiennictwie katolickim epoki, jaka nastała mniej więcej trzydzieści kilka lat temu. Ile grzmiących i pobożnych zarazem wywiadów, felietonów, ciętych polemik i powalających swoją nieodpartością słusznych zachęt, by przeciwstawić się wszystkiemu, co godzi w prawa człowieka. Zagrożone. Nie docenione. Gwałcone. Za mało miłowane. Tylko co z tego wynika?
Jedynie to, że jawny cynizm staje się jeszcze bardziej wyrafinowany. Natura ludzka się bowiem nie zmienia. Jeśli Boga nie ma, tak jak orzekli naziści i marksiści pospołu, jeśli można Go zlekceważyć, jeśli prezydenci i sejmy mają Go za nic, jeśli konkordaty nie chronią religii katolickiej, to sumienia nie są w stanie działać. Umierają. Humanizm nikogo nie powstrzyma przed najgorszą zbrodnią. Nikogo nie zbawi. Dyszące prawami człowieka konstytucje i ustawy zapewniają swobodną rzeź niewiniątek w łonie matek. Oraz całkowitą obojętność wobec jakiejkolwiek zbrodni popełnianej w imię ideologii. Antykoncepcja, na którą faktyczne przyzwolenie dała także tzw. naturalna metoda regulacji poczęć, prowadzi bezbłędnie do aborcji. Dowodem jest sytuacja demograficzna w państwach Europy Zachodniej, które jako pierwsze poddały się szantażowi teorii, że w imię samorealizacji kobiety, szczęścia małżonków, dzieci może się rodzić tylko tyle, ile będzie to dobre dla ich wygody. Bo najważniejsze jest szczęście rodzinne.
„Pokój” lat 60. i 70. ubiegłego wieku był takim samym kamuflażem jak w obecnej epoce prawa człowieka. Rosja z mistrzostwem wykorzystała dla swoich celów nerwową licytację w dążeniu pierwszej dziesiątki państw świata do pokoju za wszelką cenę.
„Odtąd >walka o pokój<, >akcje pokojowe< itp., poparte licznymi >kongresami pokoju< obediencji komunistycznej”, pisze Mackiewicz, „stały się notorycznym sloganem interesów międzynarodowego komunizmu. (…) …konformistyczna opinia ustanowiła pogląd, że nie należy, i nie wolno nawet, wyzwalać nikogo spod systemu komunistycznego, gdyż byłaby to agresja w stosunku do państw >Światowego Systemu Socjalistycznego< uznanych de jure i de facto przez świat zachodni, jako państwa suwerenne; a także agresja względem uzgodnionego przez wszystkich status quo. Należy nie wyzwalać, lecz współżyć…”
Agresorem jest ten, kto łamie zasadę pokojowej koegzystencji. To była podstawa psychologicznej przewagi Związku Sowieckiego aż po epokę Ronalda Reagana. Swoisty wieloletni seans hipnotyczny, który pozwalał poruszać się niby na jawie, a tak naprawdę we śnie. W błogim śnie o powszechnym bezpieczeństwie. Czuwał i nie spał tylko ten, kto uzbrojony we wszelkie wojenne akcesoria, musiał ten pokój utrzymać. Dlatego tak łatwo pokazać dziś niektórym ludziom Ukraińców walczących o swój kraj jako niebezpiecznych wichrzycieli, elementy skrajne, buntownicze, z nożem zębach. Może opanowane nazistowskim resentymentam.
Lewica intelektualna świata zachodniego odegrała w tej sprawie rolę znamienitą. W Polsce jej rola nadal jest niemała. Na równi z elitą prawicową.
„Polskie >elity< [po 2010 roku – EPP] nie były w stanie określić sytuacji przyjaciel – wróg. Zamiast tego uznały za stosowne przytulać się z Putinem, wysyłać mu listy dziękczynne oraz biegać, by zapalać światełka na grobach okupantów z Armii Czerwonej. Wszystko, byle nie stawić czoła rzeczywistości i nadal móc straszyć reakcyjną prawicą…” Autor tych słów, publicysta „Gazety Codziennej”, zatrzymuje się jednak w punkcie, który jest kluczowy. Nie stawianie czoła rzeczywistości to nie tylko konsekwencja taktyki, której efektem jest festiwal umizgów do wielkiego brata.
Dziś taką samą rolę odgrywają mędrcy zasępiający się publicznie nad wydarzeniami na Ukrainie (sytuujący siebie po prawej stronie sceny politycznej), np. redaktorzy naczelni prestiżowych tygodników wydawanych w Polsce, którzy oburzają się moralnie, że można tak prostacko „złej” Rosji przeciwstawiać„dobrą” Ukrainę. A fe! Jakież to prymitywnie czarno-białe. Jak mało subtelne. Moralność mieszać z polityką? Toż to cholernie mało zajmujące. Nieinteligentne.
Przecież świat nie jest czarno-biały. Jest w uroczy sposób szary.
Józef Mackiewicz kreśli kilka trafnych uwag na temat tego szczególnego gatunku pyszałków ze zmarszką uroczystej powagi na czole, zagorzałych zawodowych usprawiedliwiaczy i wybielaczy wszelkiego zła za Żelazną Kurtyną - obecnie zaś za granicą ukraińską. To blok wschodni posiadał największą ilość potencjalnych antykomunistów. „Albowiem pełnię wynaturzenia ustroju komunistycznego doznaje się nie przez zapoznanie się z jego doktryną i teorię, lecz przez zapoznanie się z jego praktyką. … Stąd liczba naprawdę ideowych komunistów jest większa na Zachodzie, niż na Wschodzie, gdzie wynosi minimalny procent. (…)” Dlatego też i obrońców W. Putina wśród subtelnych ludzi pióra jest więcej na Zachodzie niż na Wschodzie.
„Pokój gwarantuje status quo, otwiera on jednocześnie maksymalne korzyści i perspektywy dla pokojowej infiltracji komunistycznej, a co za tym idzie, opanowanie świata bez wojny (…) W istocie więc to, czego pragną przywódcy Bloku Komunistycznego [dziś Rosji – EPP] pod mianem >Pokoju<, to raczej: SPOKÓJ. Wewnętrzny Spokój, niezbędny im dla utrzymania ludzi w ryzach ustroju komunistycznego. Podobnie, jak pierwszym warunkiem regulaminowego funkcjonowania więzienia musi być przede wszystkim panujący w nim – spokój”.
O co toczy się gra
Nic się od tego czasu nie zmieniło. Koalicja międzynarodowa, która pozostawia Ukrainę samej sobie, jest tą samą, jaka istniała we wrześniu`39 przeciw Polsce. Ta znów nie różni się niczym od tej, jaka zawiązała się w przededniu rozbioru Polski oraz istniała w całej epoce zaborów.Ale oto w tym samym czasie, gdy Krym przejmowany jest przez wielkiego brata, siedem parafii polskich na Krymie, cały dekanat oddał się Niepokalanemu Sercu Maryi. Następnie Ukraina została przez metropolitę Lwowa, abp. Mokrzyckiego i wszystkich innych biskupów katolickich tego kraju poświęcona Niepokalanemu Sercu Matki Boga.
Ktoś jednak rozumie, o co toczy się gra.
Józef Piłsudski rozumiał istotę rozgrywki z Rosją. Prowadził aktywną politykę wschodnią. Budził w Moskwie respekt i strach, bo nie drżał przed nowym carem. Był spokojny, pewny, umiał żartować. Przed Bitwą Warszawską1920 roku mówił do swoich żołnierzy: „Losy wojny są w ręku Boga, ale ludzie są po to, by wojnie dopomóc”. Bywał jednak zupełnie niezrozumiany przez rodaków. Odrzucony przez tych, którzy dali sobie skolonizować umysły przez obcą ideę, ideę rosyjską, wyrosłą na umiłowaniu Hegla. Narodowcy przyjęli mianowicie, że grunt to pragmatyzm, precz z romantycznymi porywami, które utożsamiali z czynem zbrojnym. Rosji nic nie pokona. Endecja nie zostawiała suchej nitki na Marszałku. Jak zwykle jednak, nie wchodząc w spór merytoryczny, nie przedstawiając własnego programu rządzenia, nie polemizując na argumenty, ale kąsając zza węgła, chwytając za nogawki, wbijając szpilki. Piłsudski nie mógł być dla nich wiarygodny jako polityk, bo miał drugą żonę.
Ale tak naprawdę był dla endecji zerem, bo nie bał się Rosji.
Do dziś niszczy się w Polsce jego pamięć. Podobny spektakl nieufności, irytacji i złości rozgrywa się wobec Jarosława Kaczyńskiego. To nic, że jego brat, prezydent RP miał wizję polityczną, która dziś triumfuje. To nic, że potrafił skupić wokół niej przywódców państw Europy Środkowo – Wschodniej. To nic, że sam podąża dziś jako polityk tym samym szlakiem. Że ma program naprawienia błędów, które wciągają Polskę w przestrzeń politycznego, kulturowego i gospodarczego niebytu. Pomimo to został napiętnowany przez środowiska narodowe. Rozbudzają one infantylną pogardę dla naszej przynależności do UE (utożsamiając ją hałaśliwie z Europą), pod hasłem, że Europa, Zachód to wydmuszka, nie ma tam nic, konsumpcjonizm i totalne zepsucie. Dziś nosi ono to straszne miano „gender”. (Brzmi podobnie jak kondor czy inny równie przerażający drapieżnik). A przecież szafowanie hasłem konsumpcjonizmu to nic innego jak odgrzewanie starego marksistowskiego sloganu: „Byt określa świadomość”. A poza tym przez porównanie zawsze się zyskuje. Czasem wystarczy tylko zohydzić postać swojego przeciwnika w oczach gawiedzi, by wygrać.
Środowiska narodowe mówią dziś jednym głosem z postkomunistami i liberałami: Jarosław Kaczyński to nieudacznik. Dezawuuje się go także tam, gdzie powinien otrzymać pomoc, gdzie wypadałoby go szanować, gdzie należałoby go przyjmować zgodnie z zasadami kultury. Niestety, jest lekceważony. Zaprasza się go np. do studia, prosząc o dłuższą wypowiedź, po czym okazuje się, że tę starannie przez niego przygotowaną analizę sytuacji Polski można całkowicie zignorować. Bo oto gospodarz spotkania nie odnosi się ani jednym słowem do prelekcji gościa. Najprawdopodobniej czyni to bezwiednie, bo tak się już wobec pana premiera utarło. Przystępuje do prezentacji swojej litanii skarg, zażaleń i lamentów, wykazując, iż w Polsce jest już „tak źle”, że cokolwiek pan Kaczyński miałby do zaproponowania, będzie to niepoważne.
W ten sposób nigdy nie wzmocni się Polaków, przeciwnie, obniży się ich samoocenę. Robi się to w białych rękawiczkach, depcząc przy okazji zasady honoru, osłabiając kulturę polską. W konsekwencji – odbiera się Polakom nadzieję. Dezawuuje się męża stanu, byleby tylko ktoś nie odniósł wrażenia, że ów zapraszający ośrodek mógłby rzeczywiście sprzyjać przywódcy ugrupowania, które ma przecież realną szansę przejąć w Polsce władzę.
Człowiek, który nie podaje ręki szefowi Twojego Ruchu, który reprezentuje całkowicie inną kulturę polityczną niż ta, która zaprowadzał tutaj przez dziesięciolecia wielki brat, jest dziś, zupełnie tak samo jak Józef Piłsudski przed prawie wiekiem, skazany przez ugrupowania narodowe i wszystkie ich przyczółki, na polityczny i moralny niebyt. Jest zwalczany przez rodaków, którzy zapominają, że jeśli ich dusze stały się choć w części rosyjskie, to zrobiliby dobrze, gdyby tę rosyjskość z siebie strząsnęły. By nie utonąć w fałszu, w hipokryzji, którą tak często biorą za pragmatyzm. Lub nawet za osobistą pobożność. I stają się tylko wygodnym narzędziem– zapewne wbrew własnym intencjom - którym posługuje się przeciwnik.
Warto, by poczytali Mickiewicza, zanim rozłoży ich do cna fałszywe wyobrażenie o roli Rosji.
Mickiewicz, który przymusowo spędził pewien czas jako zesłaniec w Rosji, nie szczędził wysiłku, by zrozumieć istotę jej potęgi. Nie dał się zwieść pozorami, nastawiony na analizę mechanizmu tajemniczego państwa, poznał je dogłębnie, ze sprawnością asa wywiadu (wg celnych słów J. Walca).
Nieszczęście dyplomatów, czyli śliczny porządek hr. de Maistre
Pochłonięta przez trzy sąsiedzkie monarchie Polska miała zostać ostatecznie skonsumowana na Kongresie Wiedeńskim, przez zatwierdzenie doktryny ideowo-politycznej. Doktryny dostosowanej do tego niebywałego w dziejach Europy i świata wydarzenia, jakim były rozbiory. Na trupie Polski należało zaprowadzić i zatwierdzić uroczyście nowy europejski porządek. Najpierw zamierzano tylko ustalić rzecz podstawową: granice krajów. Ale ustalanie granic Księstwa Warszawskiego – które, nie daj Boże, nazwane być mogło w przyszłości Księstwem Polskim – przywróciłoby Europie tak gwałtownie utraconą pamięć o niedawnym istnieniu politycznym naszego kraju.Poniechano więc sprawy granic, przypomina Mickiewicz w jednej z paryskich prelekcji. Wówczas monarchowie za radą swych ministrów poczęli szukać zasady moralnej. Dostarczył jej ks. Talleyrand. Brzmiała zachęcająco: prawowitość. Należy ją przywrócić, byłby to najskuteczniejszy sposób zakończenia Rewolucji Francuskiej. Sprowadziłoby Europę na dawne tory. Każdemu należy zwrócić jego prawa, odbudowując np. rzeczpospolitą genueńską, wenecką, królestwo Sardynii… Bourboni odzyskaliby trony, puszczano w niepamięć wszystko, czego Rewolucja w ciągu trzydziestu lat swego trwania dokonała. Koncept byl w swej prostocie niemal doskonały,
Ale sprawa polska wywracała i ten nowy systemat; przewidywano bowiem, że Rosja i Prusy nie zgodzą się nigdy na przywrócenie Rzeczypospolitej dawnych praw, zauważa Mickiewicz. Nieistniejąca Polska nadal była zawalidrogą!Mieszała wciąż szyki tak pięknie zapowiadającemu się odtworzeniu przerewolucyjnego stanu rzeczy. Spędzało to sen z oczu dyplomatom Kongesu.
Monarchom przybyli tutaj na pomoc legitymiści francuscy, wyjaśnia Mickiewicz. Podług ich systematu, prawowitość odnosiła się tylko do królów…(…) Według systematu hr. de Maistre`a, w którym natenczas bardzo smakowano, republika była wyjątkiem w prawidłowym biegu kombinacyj politycznych: przez rząd prawowity należy rozumieć tylko papiestwo lub królestwo. Na nieszczęście dla dyplomatów Kongresu wiedeńskiego, Polska, lubo była republiką, miała króla; tak więc nie można było dla usprawiedliwienia jej zagłady, posłużyć się pozorem znoszenia republik. Systemat rojalistów i tu zawodził.
Ciśnienie chwili było nieznośne. Sumienia uwierały i dźgały boleśnie – zupełnie jak dziś tych prezydentów i premierów, którzy nie potrafią znaleźć niczego wystarczająco okrągłego i górnolotnego, by usprawiedliwić agresję Rosji wobec Ukrainy. Tak jak nie znaleziono niczego zgoła, by usprawiedliwić warunki umowy jałtańskiej po wojnie, w której Polska dała przykład niezłomności wobec przemocy obu sąsiadów, wykrwawiając się na oczach obojętnego świata. I dziś, gdy trwa zakłopotane milczenie wokół Smoleńska.
Wszystkim uczestnikom Kongresu Wiedeńskiego dokuczał brak komfortu, wszyscy „czuli, że polityka wymaga jakiejś podpory moralnej”, nie bez ironii konstatuje Poeta.
Od czasów rozbioru Polski wszystko w tej części Europy przebiega według tego samego schematu. Sformalizowało go na poczatku XIX wieku przymierze silniejszych - zwane niekiedy świętym – nota bene chrześcijan, w obronie hipokryzji, jaka ich połączyła. Węzlem silniejszym i trwalszym niż można by przypuszczać.
Trudno sobie wyobrazić, konstatuje Mickiewicz, jaką nienawiść legitymiści zaprzysięgli od tej pory Polsce za to, że stawała w poprzek ich systematowi. >Był papież< – mówił hr. de Maistre, – byli królowie, ojcowie ludów, zmuszeni nieraz postępować z niemi surowo, ale zawsze w celu poprawienia ich. Joseph de Maistre nie wahał się nazwać ślicznym tego dawnego porzadku i czynił wiele, by w Wiedniu został pieczołowicie odtworzony i przywrócony, przy całkowitym pominięciu ohydy rozbioru Polski. Czyścioszki moralne nie mogły więc uzyskać pełnej satysfakcji. … A jednak czy ci królowie, ciągnie Mickiewicz, zawsze mający słuszność według de Maistre`a i jego szkoły, nie pogwałcili sprawiedliwości, zabijając cały jeden lud? Uczynili to dla jego poprawy? Ale któż nie wie, że oni, przeciwnie, chcieli go wynarodowić, zniszczyć! Hr. de Maistre w tem zakłopotaniu pisał listy do kilku wysoko postawionych Rosjan, radząc im wyplenić narodowość polską przy pomocy katolicyzmu, przy pomocy jezuitów, co już brzmi zupełnie zagadkowo.
Polska, jak mówił, utrzymuje się przy swej narodowości przez katolicyzm; wprowadzając więc do niej jezuitów, którzy z natury swego ustroju nie mają nic miejscowego, nic narodowego, możnaby ją związać z katolicyzmem powszechnym. Joseph de Maistre pod tym hasłem rozumiał katolicyzm czysto formalny, logiczny, precyzował Adam Mickiewicz. Przypomnijmy – było to po rozwiązaniu przez Stolicę Apostolską Zakonu Jezuitów. Pomimo kasaty caryca Katarzyna umożliwiła im swobodną działalność w swoim państwie, spodziewając się niemało korzyści politycznym po tym akcie wspaniałomyślności.
Mickiewicz, przenikliwy znawca Rosji – a wszak hr. de Maistre, zaufany współpracownik polityczny Aleksandra I, piewca absolutyzmu, był jednym z największych w dziejach rusofilów – i bystry obserwator poczynań giętkich umysłów, złotoustych doradców europejskich dworów, wyćwiczonych w najdziwniejszych pozach w tym teatrze pozorów, biegłych w sztuce dostosowywania moralności do twardego status quo, nie mógł odmówić sobie satysfakcji podsumowania tak gorliwych i nabożnych prób:
Opatrzność wyniosła sprawę polską na to, aby ludziom nieuprzedzonym okazać fałszywość wszystkich systematów roztrząsanych na Kongresie wiedeńskim, oraz złą wolę tych, co stawali w ich obronie.
Adam Mickiewicz wiedział, że misja Polaków, misja i przeznaczenie jej bogatej kultury, wrażliwości, religijności, ukierunkowanie polskiej idei na Wschód, oto istota sprawy. Oto zadanie Polski. Polska się na Wschodzie nie podoba. Nie pasuje tutejszym władcom mającym się za bogów. Nie pasuje też na Zachodzie, gdzie bogiem czyni się każdy człowiek. Jedynym krajem, w którym Polaków się jeszcze rozumie jest Francja, twierdził Wieszcz. (Mamy też w Stanach przyjaciół pamiętających Kazimierza Pułaskiego).
Zapisz, że milczał
Tak jak Adam Mickiewicz, jak Józef Piłsudski, jak wojewoda Henryk Józewski, wydaje się, że również Jarosław Kaczyński rozumie, że dziś znaleźliśmy się w sytuacji graniczej. Świat jest zmuszony sprawę tę [Rosji] załatwić. Oczywistość tego bije w oczy. (H. Józewski)Tak właśnie dwieście lat temu widział tę konieczność oporu Adam Mickiewicz. Świat musi Rosję przechorować i wyzdrowieć, albo stoczy się w mrok upadku bez nadziei i wiary, że warto żyć. ( H. Józewski).
Owe załatwienie sprawy będzie się odbywać najpierw w sferze myśli, w sferze ducha. W sferze idei. Idea praw człowieka jest tylko smętnym, nic nie mówiącym, ale zręcznie sporządzonym i atrakcyjnie przyprawionym (garść dodatkowych pikantnych przypraw zapewnia to, co określa się mianem gender) – tak zręcznie, jak zawsze czyni to Rosja – zamulaczem prawdziwych dążeń narodów i niewypowiedzianych pragnień ludzkości.
Swój sukces, kontynuuje Józewski, Rosja zawdzięcza umiejętności budowania siły z procesów rozkładowych i ludzkiego upadku. O tym dobrze wiedział Adam Mickiewicz po swoim pobycie w Rosji w I połowie XIX wieku. Dlatego tak szczerze i dogłębnie nienawidziła go władza Rosji. Dlatego dziś nawet wyrzuca się go ze szkół, które mają być, zgodnie z założeniami, odwzorowaniem rosyjskich szkół dla Polaków w okresie zaborów. Władza – a szkoła wszak reprezentuje władzę – ma mieć wszelkie atrybuty boskości.
Ignorowanie Rosji jako rzeczywistości duchowej i relatywizowanie moralnego zła w polityce tworzonej z jej inspiracji – oraz pomijanie dyskretnym milczeniem istoty zagrożenia, które niesie – bywa coraz częściej przywilejem działaczy politycznych i ideologów po prawej stronie. Oczarowanych polityczną poprawnością – której umiejętne schlebianie zawsze niesie ze sobą także obietnicę całkiem przyziemnych, ale przecież nie do pogardzenia profitów. Także wielu duchownych ulega temu czarowi. W tym wypadku jest to poddańcze, niewolnicze hołdowanie sile przeważającej na danym obszarze geopolitycznym. Sile wygrywającej z przeciwnikiem dzięki praktykowaniu sztuki wyrafinowanego kłamstwa oraz dzięki potędze militarnej – jako realnej podstawie władzy. I wywodzenie przy pomocy Pisma Świętego jej „legitymizmu”.
Nawet posuwanie się do tak absurdalnego stwierdzenia, że władza Rosji na tym obszarze – daleko większym niż jej historyczne terytorium – pochodzi od Boga.
Tak nienawidzony w rusofilskich kręgach Adam Mickiewicz miał wyjątkową jasność, co do prawowitości, czyli „legitymizmu” władzy despotycznej w Polsce, zainstalowanej przez przemoc i międzynarodowe intrygi na niespotykaną dotąd w świecie cywilizowanym skalę. Sformułował to jasno w III części „Dziadów”, w scenie z Ks. Piotrem:
SENATOR
„…(…)
Słyszysz! – ja tobie każę – nie szepc mi po cichu.
Ja w mieniu Cesarza każę, słyszysz, mnichu?
Mnichu! Czy ty słyszałeś o ruskim batogu?
do SekretarzaZapisz, że milczał.
Do KsiędzaWszak ty służysz Panu Bogu –
Znasz ty teologiją – słuchaj, teologu.
Wiesz ty, że wszelka władza od Boga pochodzi,
Gdy władza każe mówić, milczeć się nie godzi.
Ksiądz milczyA czy wiesz, mnichu, że ja mógłbym cię powiesić,
I obaczym, czy przeor potrafi się wskrzesić.
KS. PIOTRJeśli kto władzę cierpi, nie mów, że jej słucha;
Bóg czasem daje władzę w ręce złego ducha.
(…)”Logiczna konieczność
Wojewoda Józewski: Wszystko to dziś jest jasne i bezsporne. Z podźwignięciem się człowieka i społeczeństwa z nędzy automatycznie nastąpi zmierzch sowieckiej Rosji.Siedem parafii katolickich na Krymie, w których pracują polscy księża, widziało co trzeba czynić. Wiedział abp. Mokrzycki. Oto praktyczna pomoc Matki Bożej. Jej wizerunek na czołgach żołnierzy ukraińskich. ”Jej nieustanna pomoc polega na tym, że ciągle mówi do Trójcy Przenajświętszej to, co powinniśmy sami powiedzieć, a nie mówimy”.
Dlaczego milczymy tak często przed Bogiem? „… bo nie umiemy, czy też nie chcemy. Ta Jej nieustająca pomoc polega również na tym, że Matka Boża za nas czyni to, co my powinniśmy czynić. To znaczy ofiaruje Bogu dobre czyny, te które Ona spełniała z miłości, albo te, które z miłości spełnił Pan Jezus, a do których Ona ma prawo. Przez to możemy otrzymać od Pana Boga światło i moc…” (ks. A. Woźny). Dzieci fatimskie to zrozumiały. Nie chciano im wierzyć.
W czasie zagrożenia Ukrainy, by wzmocnić się duchowo i wzmocnić
naszych braci Ukraińców, oprócz modlitwy, czytajmy Mickiewicza. On nie
bał się śmieszności, gdy wśród najwybitniejszych ludzi swojej epoki,
prawdziwej elity intelektualnej swojego czasu – a spragnionych jego
słowa były setki: emigranci polscy i Francuzi – na wiodącej paryskiej
uczelni, głosił, iż
jedyną przyczyną wszystkich rewolucji jest niedostatek prawdziwej religii, że ludy póty nie wrócą do posłuszeństwa, póki Ewangelia nie zostanie szczerze zastosowana do polityki, że to nagląca potrzeba epoki; że nie da się uniknąć tej logicznej konieczności rozwoju chrześcijaństwa.
Ten postulat postawił, w kursie drugim swojego cyklu paryskich wykładów, jako najważniejsze zadanie dla Polski.
*) Adam Mickiewicz – Literatura słowiańska. Wykłady w Collège de
France. Kurs drogi. Rok 1841-1842. Tekst zrekonstruował, przełożył i
opracował Leon Płoszewski jedyną przyczyną wszystkich rewolucji jest niedostatek prawdziwej religii, że ludy póty nie wrócą do posłuszeństwa, póki Ewangelia nie zostanie szczerze zastosowana do polityki, że to nagląca potrzeba epoki; że nie da się uniknąć tej logicznej konieczności rozwoju chrześcijaństwa.
Ten postulat postawił, w kursie drugim swojego cyklu paryskich wykładów, jako najważniejsze zadanie dla Polski.
Dokończenie wkrótce
____________________
**) o. Gereon Goldmann „Takimi drogami prowadził mnie Chrystus”, przekład o. Wincenty Cykowski OSPPE, Paulinianum, Wydawnictwo Zakonu Paulinów, Wydawnictwo „Czuwajmy”, Kraków
***) Józef Mackiewicz, „W cieniu krzyża”, Kontra, Londyn 1972
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz