M O D L I T W A

Twoje światło w Fatimie

środa, 17 grudnia 2014

Wielcy -- Stanisław Vincenz

Stanisław Vincenz – biogram

Stanisław Vincenz urodził się 30 listopada 1888 w Słobodzie Rungurskiej (województwo stanisławowskie, obecnie Iwano-Frankowsk na Ukrainie). Rodzina jego ojca, Feliksa, pioniera przemysłu naftowego, wywodziła się z Prowansji. Matka pisarza, Zofia, była córką Stanisława Przybyłowskiego, właściciela dóbr ziemskich w Krzyworówni, uczestnika powstania styczniowego, szlachetnego patrioty i krzewiciela oświaty wśród okolicznych mieszkańców.
Spędzając dzieciństwo u dziadka, Vincenz poznawał pasterską kulturę Hucułów, tamtejszy folklor, obrzędy oraz dialekt, co w dorosłym życiu zaowocowało trwałą pasją i erudycyjną wiedzą etnograficzną. W tym czasie chłopiec ujawnił predyspozycje do intuicyjnego i uważnego odbioru świata przyrody. W latach 1899–1906 młody Vincenz uczył się w gimnazjum (głównie w Kołomyi – tylko na rok szkolny 1904/1905 przeniósł się do Stryja). Zafascynowała go wtedy kultura i literatura starożytnej Grecji, literatura Młodej Polski oraz filozofia. Studia w Wiedniu (1906–1914) stały się dla przyszłego pisarza okazją do rozwijania jego wszechstronnych zainteresowań. Studiował biologię, prawo, slawistykę (ciekawiła go zwłaszcza literatura rosyjska), sanskryt, psychiatrię (uczęszczał na wykłady Sigmunda Freuda) i filozofię (m.in. u Friedricha Wilhelma Foerstera). Jako student odbył kilka podróży po Europie i nawiązał kontakty z przedstawicielami wielu narodowości, w tym ze środowiskiem rosyjskich intelektualistów. Przez cały ten okres, a także później, uczył się języków obcych, zarówno żywych, jak i starożytnych – w ciągu życia poznał ich kilkanaście. W 1914 roku obronił pracę doktorską poświęconą filozofii Georga Wilhelma Friedricha Hegla i jej wpływowi na koncepcje Ludwiga Feuerbacha. W latach 1911–1912 przeszedł szkolenie wojskowe, zakończone egzaminem oficerskim. W 1912 roku ożenił się z pochodzącą z Odessy Rosjanką, Heleną Loeventon, z którą miał syna Stanisława.
W czasie I wojny światowej Vincenz służył w 24 Pułku Piechoty Armii Austriackiej, walcząc m.in. na froncie włoskim w roku 1915. W 1919 jako ochotnik zgłosił się do Wojska Polskiego (przeniósł się wtedy z rodziną do Modlina), a następnie wziął udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Służba pisarza w dwóch armiach trwała ogółem sześć lat i ponad cztery miesiące. Po jej zakończeniu, w październiku 1921, Vincenz przeprowadził się z rodziną do Słobody Rungurskiej. Na okres wojny przypadają ożywione kontakty prozaika z wielokulturowym środowiskiem uczonych i artystów Lwowa. Szczególnie cenne okazały się dla niego znajomości i przyjaźnie z żydowskimi intelektualistami. Świadectwem rozwijania zainteresowań literackich przyszłego autora huculskiego cyklu było rozpoczęcie pracy przekładowej: Vincenz przetłumaczył wówczas m.in. Trzy poematy Walta Whitmana (w 1921 roku opublikowało je warszawskie Towarzystwo Wydawnicze „Ignis”). Natomiast w 1922 roku został redaktorem periodyku „Nowe Czasy”. Prowadził też działalność polityczną: w latach 1921–1923 należał do PSL „Wyzwolenie”. We Lwowie poznał swoją drugą żonę, Irenę Eisenmann, z którą wziął ślub w roku 1923. Mieli oni dwoje dzieci: Andrzeja i Barbarę.
W 1926 lub 1927 roku, po około trzech latach pobytu w Milanówku, rodzina przeniosła się do Warszawy. Od 1924 roku Vincenz był stałym współpracownikiem, a w latach 1927–1928 redaktorem naczelnym czołowego pisma zwolenników Józefa Piłsudskiego – miesięcznika „Droga”. Współtworząc podstawy ideowe obozu piłsudczyków, publikował artykuły dotyczące m.in. pracy organicznej, a w nich promował osobę Stanisława Szczepanowskiego (przemysłowca i współpracownika Feliksa Vincenza) jako wzór społecznika i patrioty. Pisał też o modelu pedagogiki narodowej, opartym na wychowaniu przez literaturę, naukę, sztukę i religię. Ponadto w „Drodze” zamieścił kilka artykułów na temat poglądów szwajcarskiego filozofa panidealisty, Rudolfa Marii Holzapfla, oraz fragment tłumaczenia jego dzieła Wszechideał (w całości przekład ów, dokonany we współpracy z Izydorem Blumenfeldem, ukazał się w roku 1936). Inne artykuły poświęcił Vincenz np. postaci Mahatmy Gandhiego i pracom Maxa Webera. W 1928 roku ze Stanisławem Baczyńskim założył tygodnik „XX Wiek” o profilu społeczno-literacko-artystycznym. Dodatkowo przez całe Dwudziestolecie międzywojenne czynnie uczestniczył w pracach PEN-Clubu.
Po przewrocie majowym Vincenz, rozczarowany polityką sanacyjną, rozstał się z redakcją „Drogi”. W 1930 roku opuścił z rodziną Warszawę i wyprowadził się do Worochty, a wkrótce potem osiadł w Bystrzecu na Huculszczyźnie. W 1934 roku w Kołomyi utworzono Oddział Towarzystwa Przyjaciół Huculszczyzny, pisarz został jego członkiem. Uczestniczył w pracach Koła Naukowego TPH, prowadzącego w regionie badania etnograficzne, muzykologiczne i archeologiczne. W Bystrzecu powstał pierwszy tom Na wysokiej połoninie, zatytułowany Prawda starowieku. Obrazy, dumy i gawędy z Wierchowiny Huculskiej. Praca nad tym dziełem rozpoczęła się jeszcze w Warszawie, około roku 1930. Książka, opublikowana w 1936 w warszawskim Towarzystwie Wydawniczym „Rój”, została życzliwie przyjęta przez krytykę. W tym samym roku pisarz przestał pełnić funkcję pełnomocnika rodzinnej kopalni w Słobodzie Rungurskiej.
Po wkroczeniu do Polski wojsk sowieckich Vincenz podjął decyzję o opuszczeniu kraju. 18 września 1939 wyruszył ze starszym synem oraz z Jerzym Stempowskim i  Adamem Miłobędzkim, kapitanem Wojska Polskiego, na Węgry. Po kilkutygodniowym pobycie w tym kraju pisarz z zamiarem sprowadzenia tam całej rodziny wrócił do Bystrzeca. Następnego dnia po powrocie (21 października) Sowieci oskarżyli Vincenza i jego syna o nielegalne przekraczanie granicy. Aresztowano ich i osadzono w stanisławowskim więzieniu, a uwolniono 4 grudnia, po skutecznej interwencji przedstawicieli m.in. środowisk ukraińskich i żydowskich, zmobilizowanych przez pierwszą żonę prozaika. W maju 1940 Vincenzowie wyruszyli z huculskimi przewodnikami na Węgry, gdzie osiedli w małej miejscowości Nógrádverőce nad Dunajem. Andrzej, syn Stanisława i Ireny, zaciągnął się do Wojska Polskiego na Zachodzie. Pisarz włączył się zaś w życie kulturalne emigracji, współpracując z polskimi periodykami (m.in. z „Tygodnikiem Polskim” i „Wieściami Polskimi”), publikując eseje i recenzje. Młodzieży wykładał grecką filozofię presokratyczną i sokratyczną. Owocem tych wykładów są eseje Polski wstęp do historii filozofii greckiej i O dziedzictwie helleńskim. W 1941 roku w Budapeszcie, nakładem wydawnictwa „Biblioteka Polska” (działającego przy Instytucie Polskim), ukazał się wybór z książki Na wysokiej połoninie. Na Węgrzech Vincenz napisał też obszerne fragmenty kolejnego tomu Połoniny, zatytułowanego Barwinkowy wianek.
W czasie tego etapu emigracji Vincenzowie wspierali innych uchodźców, dezerterów, sąsiadów. Dzięki ich pomocy wojnę przetrwało kilkoro Żydów, ocalili też życie wielu żydowskim dzieciom. Instytut Yad Vashem pośmiertnie przyznał prozaikowi medal „Sprawiedliwy wśród Narodów Świata”.
Kiedy sytuacja uchodźców na Węgrzech zaczęła się pogarszać, Vincenzowie postanowili opuścić kraj. Wyruszyli w kwietniu 1946, by w czerwcu dotrzeć do Salzburga, a stamtąd do Quakenbrück w Niemczech. Tam pisarz opublikował kilka tekstów w kwartalniku literackim „Salamandra”: fragment Prawdy starowieku pt. Polowanie na niedźwiedzie, eseje o Homerze i o Hamlecie, a także rozdział powieści Powojenne perypetie Sokratesa. W 1947 roku Vincenzowie udali się do Francji i zamieszkali w Uriage-les-Bains, a po niespełna dwóch latach przenieśli się do Grenoble. W tym okresie prozaik odwiedzał też Paryż, gdzie nawiązał współpracę z „Kulturą” Jerzego Giedroycia. Na jej łamach publikował teksty, które potem weszły w skład Wysokiej połoniny, oraz eseje, m.in. Czym może być dla nas Dante? i Rocznice Gandhiego. Przyjaźnił się i prowadził korespondencję z osobami z kręgu „Kultury”, a także promował periodyk i jego inicjatywy redakcyjne.
Na lato Vincenzowie przenosili się z Grenoble do wiejskiego domu w La Combe de Lancey. W lecie 1951 po raz pierwszy przyjechał tam Czesław Miłosz, co zainicjowało długotrwałą przyjaźń i współpracę intelektualną pisarzy. Jej świadectwem jest m.in. zachowana korespondencja. Owocom rozmów z Vincenzem, który pomagał emigrantowi odnaleźć „sens słowa »ojczyzna«”, poświęcił Miłosz szkic La Combe, zamieszczony wraz z Przedmową w pierwszym tomie zbioru Vincenzowskich esejów Po stronie dialogu, wydanego w Warszawie w 1983 roku.
Na lata emigracji (1948–1970) przypada okres podróży Vincenza po Europie – w ich trakcie pisarz wygłaszał odczyty i prowadził audycje radiowe, dotyczące m.in. eposów Homera, klasycznej filozofii greckiej oraz twórczości Dantego i Nietzschego. W Szwajcarii zorganizował lekcje dla młodzieży na temat interpretacji Odysei. Przyczynił się także do opublikowania cenionego przez siebie tłumaczenia eposu na dialekt berneński, dokonanego przez Alberta Meyera. W 1958 roku z inicjatywy Vincenza w zamku w Vallamond w Szwajcarii odbyła się konferencja poświęcona tradycyjnym kulturom „małych ojczyzn”.
W 1955 roku w Londynie i w Nowym Jorku wyszedł autorski wybór Na wysokiej połoninie w przekładzie na język angielski (On the High Uplands),a rok później, nakładem katolickiego ośrodka wydawniczego „Veritas”, w stolicy Anglii ukazała się polska edycja dzieła, również w wersji skróconej. W latach 50. XX wieku Vincenz pracował nad kolejnymi tomami cyklu, ich fragmenty zaś drukowano w periodykach emigracyjnych i krajowych. Zachęcony do przelania na papier wspomnień z pobytu w sowieckim więzieniu i kontaktów z Sowietami na Węgrzech, napisał Dialogi z Sowietami (w 1966 roku opublikowała je Polska Fundacja Kulturalna). Z kolei na wydawnicze zamówienie dotyczące wspomnień o lwowskiem życiu kulturalnympowstały Dialogi lwowskie. We fragmentach wychodziły one w londyńskich „Wiadomościach”, lecz w całości wydrukowano je dopiero w drugim tomie wymienionego już zbioru Po stronie dialogu. W 1965 roku w Instytucie Literackim w Paryżu ukazał się zaś zbiór esejów Vincenza Po stronie pamięci,zawierający przedmowę Czesława Miłosza.
Kiedy w drugiej połowie lat 60. XX wieku stało się jasne, że wydanie skończonych tomów Wysokiej połoniny w Polsce niejest możliwe, krąg bliskich i przyjaciół pisarza podjął próbę zebrania środków na sfinansowanie ich druku za granicą. Akcję wspierała również paryska „Kultura” Giedroycia. Realizacji zamierzenia podjęła się londyńska Oficyna Poetów i Malarzy, założona przez Krystynę i Czesława Bednarczyków. Pierwszy tom edycji, Zwadę, autor otrzymał na krótko przed śmiercią – w 1970 roku. Listy z nieba wyszły w 1974, a Barwinkowy wianek (który pozostał niedokończony) – w 1979. W londyńskiej oficynie ukazały się ponadto Tematy żydowskie (1977), opatrzone wstępem Jeanne Hersch.
W 1964 roku ze względu na pogarszający się stan zdrowia pisarza Vincenzowie przenieśli się do Lozanny. Stanisław Vincenz zmarł tam 28 stycznia 1971. Pochowano go na cmentarzu w Pully. Po śmierci Ireny Vincenzowej 14 października 1991 prochy jej i męża przewieziono do Polski i 14 grudnia tego roku złożono na cmentarzu św. Salwatora w Krakowie.
W Polsce „huculską epopeję” wydrukowano w całości dwukrotnie: w latach 1980– 1983 opublikował ją Instytut Wydawniczy „Pax”, a w latach 2002–2005 – oficyna Fundacji „Pogranicze” w Sejnach. To wielopłaszczyznowe i wykorzystujące różne gatunki dzieło zawiera w sobie wszystkie najważniejsze nurty myśli Vincenzowskiej.

Ewa Serafin
 http://www.vincenz.pl/pages/stanislaw-vincenz-biogram-14.html

niedziela, 14 grudnia 2014

Kościół Polaków - Los ukraiński

Między zagładą a przetrwaniem
Kraków, 2005
ISBN: 83-916412-3-6
ISSN: 1508-6313
WPROWADZENIE
Druga wojna światowa, a dokładniej rzecz ujmując jej skutki, przyniosły niemal całkowitą depolonizację, a w ślad za tym zanik struktur administracyjnych Kościoła rzymskokatolickiego na ziemiach południowo-wschodniej Rzeczypospolitej. Złożyły się na to zjawisko zarówno represyjna polityka Niemiec hitlerowskich oraz Związku Sowieckiego wobec ludności polskiej i Kościoła katolickiego obrządku łacińskiego, jak również eksterminacja tychże ze strony ukraińskich nacjonalistów w latach 1939-1946. Ostateczną pieczęć przyłożyły postanowienia wielkich mocarstw na konferencjach w Teheranie (28 XI - 1 XII 1943 r.) i Jałcie (4-11.II.1945 r.), określające m.in. granice wschodnie powojennego państwa polskiego na linii Curzona1

W praktyce oznaczało to przesądzenie losów Kresów Wschodnich na rzecz Związku Sowieckiego. O błyskawicznie zachodzących zmianach w sferze oblicza tych ziem najlepiej świadczy list zakonnika z lwowskiego klasztoru oo. Karmelitów do prowincjała z 29 X 1945 r.: „We Lwowie nastrój przygnębiający, Lwów zmienił się bardzo. Mowa polska na ulicach należy do miłej niespodzianki, która jeśli się zdarzy to aż człowiekowi serce rośnie, że się słyszy mowę polską. Tu na każdym kroku słyszy się jedno i to samo pytanie: «Po co wy, Polacy, tu jeszcze siedzicie?*".2

Wspomniane procesy polityczno-demograficzne pociągnęły za sobą olbrzymie zmiany w strukturze organizacyjnej Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie Zachodniej po 1945 r. W jej granicach znalazło się 5 całych i 4 niepełne dekanaty wschodniej części diecezji przemyskiej obrządku łacińskiego3 oraz niemal cała archidiecezja lwowska bez obszaru ziemi lubaczowskiej, która weszła w skład PRL-u. Masowy ruch ekspatriacyjny ludności polskiej z terenu archidiecezji lwowskiej na Zachód zapoczątkowany u schyłku wojny, znalazł swoje apogeum w ewakuacji ważnych instytucji Kościoła lwowskiego: Seminarium Duchownego, Kurii oraz Kapituły Metropolitalnej, klasztorów męskich i żeńskich, a wreszcie większości parafii rzymskokatolickich. 
Opuszczenie terenu archidiecezji lwowskiej obrządku łacińskiego w granicach Związku Sowieckiego przez wyższą hierarchię wiosną 1946 r. pod presją czynników państwowych, pozbawiło lokalny Kościół nie tylko zwierzchnictwa ale nade wszystko elementu ciągłości życia organizacyjno-religijnego. 
Dopiero w 20 lat później Stolica Apostolska mianowała tajnego biskupa dla katolików obrządku łacińskiego w granicach Ukraińskiej SSR w osobie proboszcza parafii Złoczów - ks. mgr. Jana Cieńskiego (1905-1992). Sakry biskupiej udzielił mu w konspiracyjnych warunkach prymas Polski kard. Stefan Wyszyński 30.IX.1967 r. w Gnieźnie. Akt ten stanowił swego rodzaju asekurację zabezpieczającą status Kościoła rzymskokatolickiego na Ukrainie Sowieckiej, tym bardziej, że z racji oczywistych nominacja nigdy nie została ogłoszona publicznie, a co za tym idzie funkcje pastoralne hierarchy niczym prawie nie różniły się od stylu pracy zwykłego duszpasterza4. Przez cały okres sowieckiej władzy na Ukrainie, lokalny Kościół podlegał jurysdykcji biskupa katolickiego rezydującego w Rydze. Stamtąd też kierowano nowych duchownych, absolwentów miejscowego Seminarium Duchownego, do pracy duszpasterskiej na terenie diecezji przemyskiej i archidiecezji lwowskiej pod rządami komunistów sowieckich.

Ograniczenie jurysdykcji biskupa rzymskokatolickiego na Ukrainie Zachodniej nie stanowiło bynajmniej jedynego problemu dla wspólnot wiernych obrządku łacińskiego. Jeszcze bardziej uciążliwe okazało się metodyczne i bezpardonowe likwidowanie parafii rzymskokatolickich oraz represje względem duchowieństwa. Procesy te biegły niemal równolegle obok siebie, bowiem z chwilą aresztowania i zesłania do łagrów duchownego, władze administracyjne automatycznie zamykały świątynię, likwidując tym samym parafię. 
Spośród 74 parafii diecezji przemyskiej znajdujących się po 1945 r. na obszarze Ukrainy Zachodniej, przez cały okres sowiecki do 1991 r. przetrwało zaledwie cztery. 
Były to: Dobromil, Mościska, Nowe Miasto, Sambor5. Z kolei liczba przeszło 400 parafii archidiecezji lwowskiej funkcjonujących do 1939 r., spadła w okresie władzy sowieckiej do siedmiu:
  • Lwów - Bazylika Metropolitalna,
  • Lwów - parafia p.w. św. Antoniego,
  • Hałuszczyńce,
  • Borszczów,
  • Stryj,
  • Szczerzec,
  • Złoczów (1984 r.)6.

  • Równie dramatycznie przedstawiał się stan personalny duchowieństwa rzymskokatolickiego na terenie wspomnianych jednostek administracji kościelnej. Z grona 805 kapłanów archidiecezji lwowskiej pełniących posługę duszpasterską w 1939 r., po 1945 r. pozostało zaledwie 22, natomiast w 1984 r. ich stan obniżył się do 6 osób. Byli to:
  • o. Rafał Kiernicki OFM Conv. (1912-1995),
  • ks. Ludwik Kamilewski - ur. 1946 r.,
  • ks. Kazimierz Mączyński (1928-1996),
  • ks. Marcjan Trofimiak - ur. 1947 r.,
  • bp Jan Cieński,
  • ks. Augustyn Mednis - ur. 1932 r.7

  • Duchowieństwo diecezji przemyskiej odcięte wschodnią granicą od reszty Kościoła lokalnego liczyło początkowo 21 osób. Ale w 1984 r. na obszarze diecezji w obrębie Ukrainy Zachodniej funkcjonowało jedynie 3 kapłanów:
  • ks. Józef Legowicz - ur. 1952 r.,
  • wspomniany wcześniej ks. Kazimierz Mączyński
  • oraz ks. Jan Szetela (1912-1994)8.

  • Najtrudniejszą kwestią do oszacowania pozostaje liczba wiernych obrządku łacińskiego po 1945 r. U schyłku bowiem II wojny światowej i bezpośrednio po jej zakończeniu miało miejsce kilka akcji ekspatriacyjnych z terenów byłej Małopolski Wschodniej. Układ o tzw. repatriacji, a właściwie ekspatriacji, został podpisany przez Polski Komitet Wyzwolenia Narodowego i rząd Ukraińskiej SSR 9 X 1944 r. Przewidywał on „dobrowolny" exodus do Polski Polaków i Żydów jako polskich obywateli, którzy mogli się wykazać polskim obywatelstwem do 17 IX 1939 r. w granicach II Rzeczypospolitej i zgłosili zamiar wyjazdu. Kolejna umowa nosiła datę 6 VII 1945 r. Akcję koordynacji wyjazdów zlecono pełnomocnikowi z siedzibą w Łucku z podporządkowanymi mu urzędami rejonowymi w Chodorowie, Czortkowie, Drohobyczu, Kamionce Strumiłowej, Kowlu, Lwowie, Rawie Ruskiej, Samborze, Stanisławowie, Stryju i Włodzimierzu. Określono terminy rejestracji na wyjazd w przedziale 1 X - 31 XII 1944 r. oraz przesiedlenia: 1 XII 1944 r. - 1.IV.1945 r. W rzeczywistości uległy one pewnemu przedłużeniu, zamykając się przedziałem czasowym 1944-1946. Łącznie w tym okresie opuściło Ukraińską SSR 787,7 tys. osób, w tym ok. 65 % ludności polskiej i żydowskiej - obywateli II Rzeczypospolitej. Najwięcej ludności polskiej pozostało w przygranicznym pasie na linii Rawa Ruska-Żółkiew-Mościska-Sambor, skąd wyjechało zaledwie ok. 10% Polaków9. Liczne skupiska znajdowały się przeważnie w dużych miastach i większych miasteczkach, spośród których bezwzględnie wybijał się na pierwsze miejsce Lwów.

    Proces ekspatriacji polskiej społeczności z Małopolski Wschodniej przemianowanej na Zachodnią Ukrainę zaowocował jeszcze jednym dramatem: zamykaniem świątyń i kaplic, usuwaniem ich z powierzchni ziemi jako przeżytków „religijnego zabobonu" a w najlepszym przypadku ich desakralizacją.
    Przygnębiające wrażenie wywierał zwłaszcza widok budowli sakralnych o wielkich walorach architektonicznych, zamienionych w muzea ateizmu, sklepy, magazyny, sale koncertowe i wystawiennicze itp. W samym Lwowie taki los spotkał kościół i klasztor oo. Dominikanów p.w. Bożego Ciała zamknięte decyzją władz sowieckich 14 V 1946 r.; w świątyni i w krużgankach urządzono Muzeum Religii i Ateizmu, a klasztor oddano dla zbiorów Państwowego Archiwum Wojewódzkiego10.
    Jeden z najstarszych kościołów lwowskich p.w. Matki Bożej Śnieżnej pełnił funkcję sali z ekspozycją fotografii11. Słynną z malowideł ściennych Jana Henryka Rosena kaplicę Seminarium Duchownego ob. łac. przeznaczono na audytorium Urzędu Jakości, Meteorologii i Standaryzacji12Kościół p.w. św. Mikołaja początkowo oddano Cerkwi prawosławnej, a później stał się magazynem Biblioteki Uniwersyteckiej13. Podobnie w kościele oo. Jezuitów p.w. Apostołów św. Piotra i Pawła zamkniętym 4.VI.1946 r. umieszczono skład papieru a potem książek Biblioteki Naukowej im. Stefanyka (dawnego Ossolineum)14. W kościele p.w. św. Anny znajdował się magazyn i sklep meblowy15Klasztor oo. Karmelitów Trzewiczkowych po eksmisji zakonników w październiku 1945 r. oddano najpierw dla celów Archiwum Państwowego, a wkrótce potem na rzecz domu poprawczego dla bezdomnych chłopców. Natomiast kościół p.w. Świętego Michała Archanioła zamierzano przeznaczyć na warsztaty dla tychże; zamknięto go 13 V 1946 r.16. We wnętrzu monumentalnego kościoła p.w. św. Elżbiety zamkniętego dla kultu 4.VI.1946 r. ulokowano magazyny fabryki cukierniczej „Switocz", natomiast w podziemnej kaplicy przedpogrzebowej przechowywano jarzyny17. Wotywny kościół za utrzymanie Lwowa i Kresów przy Rzeczypospolitej p.w. Matki Bożej Ostrobramskiej utracił swoje funkcje sakralne w dniu 4 VI 1946 r18. Aż do końca sowieckiej obecności we Lwowie pełnił funkcję magazynu książek19. Po przeróbkach wnętrza kościoła oo. Franciszkanów-Reformatów p. w. Świętej Rodziny zamkniętego w połowie maja 1946 r., przeznaczono go na klub oraz siedzibę wojskowej jednostki poborowej, a w klasztorze umieszczono hotel robotniczy20. W kościele ss. Karmelitanek Bosych p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy i św. Józefa oraz zabudowaniach klasztornych zainstalowano centralę telefoniczną21. Po zamknięciu 22 X 1962 r. kościoła p.w. św. Marii Magdaleny, oddano go do dyspozycji Politechniki Lwowskiej. Początkowo pełnił on funkcję klubu młodzieżowego, a później został przemianowany na salę koncertową22. Analogiczne funkcje klubu pełnił kościół oo. Jezuitów p.w. św. Józefa i bł. Andrzeja Boboli, pozbawiony funkcji budowli sakralnej 4.VI.1946 r., natomiast towarzyszący mu Dom Rekolekcyjny przeznaczono na szkołę23. Ukończona tuż przed wybuchem II wojny światowej dolna część kościoła p.w. Św. Wincentego a Paulo Zgromadzenia Księży Misjonarzy utraciła funkcje sakralne 7.X .1945 r., kiedy to władze sowieckie odebrały gospodarzom klucze od świątyni. Dzień wcześniej odbyło się ostatnie nabożeństwo24. Inny kościół pozostający w gestii tegoż Zgromadzenia - p.w. św. Zofii zamknięto 6.VI.1946 r.; znalazły w nim pomieszczenia magazynu25. Znany we Lwowie kościół Zgromadzenia Księży Zmartwychwstańców p.w. Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa oraz klasztor uległy eksmisji a następnie zamknięciu w 1945 r. W świątyni mieścił się magazyn, w pozostałych budynkach ulokowano szpital26. Eklektyczny kościół p.w. Najświętszego Serca Jezusa i klasztor ss. Franciszkanek od Adoracji Najświętszego Sakramentu został zamknięty 13.V.1946 r. Odtąd we wnętrzu świątyni mieściła się przychodnia zdrowia, natomiast gmachy klasztorne objęła w posiadanie klinika miejska27. Likwidacji uległ także kościół oo. Karmelitów Bosych p.w. Matki Bożej Szkaplerznej i zespół klasztorny w dzielnicy Persenkówka; dzień 15.V.1946 r. położył kres istnieniu tej placówki. Bezpańskie obiekty zamieniono na magazyn i warsztaty naprawy samochodów28. Dnia 4.VI.1946 r. zakończył swe istnienie kościół parafialny p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w dzielnicy Lewandówka. Prawdopodobnie przeszedł na własność Cerkwi prawosławnej, po czym w 1960 r. uległ wyburzeniu29. W innej dzielnicy Lwowa - na Sygniówce, istniały dwa kościoły: stary - p.w. Świętych Piotra i Pawła oraz niedokończony nowy, przy którym prace budowlane wstrzymał wybuch II wojny światowej. Po jej zakończeniu, świątynię parafialną przeznaczono na salę gimnastyczną, w nowej zaś zorganizowano magazyn30. W kolejnej dzielnicy miasta - na Zamarstynowie, funkcjonujący tam od lat międzywojennych kościół oo. Kapucynów p.w. św. Franciszka z Asyżu i klasztor uległ likwidacji na przełomie kwietnia i maja 1946 r. W świątyni pomieszczono składnicę filmów, a gmach klasztorny zasiedlono cywilnymi mieszkańcami31. Na terenie dzielnicy Zniesienie, kościół parafialny Księży Saletynów p.w. Matki Bożej Królowej Polski zamknięty po II wojnie światowej przeznaczono na składowisko artykułów chemicznych32. Natomiast kościół parafialny p.w. Najświętszego Serca Jezusa w dzielnicy Batorówka zamknięto 26 IV 1946 r.; odtąd mieścił się w nim magazyn33.

    Podobny los spotkał rzymskokatolickie świątynie na prowincji. W małych osadach, szczególnie na wsiach, kościoły przejmowały zarządy kołchozów, adaptując je na spichlerze, magazyny płodów rolnych, młyny, składy narzędzi rolniczych. Zarówno większe ośrodki miejskie jak i mniejsze miejscowości chętnie korzystały z opustoszałych obiektów przejmując je na cele
  • muzealno-wystawiennicze (m.in. kolegiata p.w. Niepokalanego Poczęcia NM Panny w Stanisławowie, kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Żydaczowie, kościół p.w. Nawiedzenia NM Panny w Barszczowicach34),
  • sale sportowe (m.in. kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Brodach, kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Bolechowie, kościół p.w. Narodzenia NM Panny w Dolinie, kościół p.w. Trójcy Świętej w Bursztynie, kościół p.w. św. Walentego w Kałuszu, kościół p.w. Św. Mikołaja w Bóbrce, kościół p.w. Wszystkich Świętych w Chodorowie35),
  • zamknięte szpitale psychiatryczne (m.in.. klasztor oo. Dominikanów i kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Podkamieniu, klasztor oo. Franciszkanów-Reformatów i kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Sądowej Wiszni36),
  • siedzibę jednostek wojskowych (m.in. Zakład Wychowawczy oo. Jezuitów i kaplica p.w. św. Józefa w Chyrowie37),
  • restauracje, poczekalnie i kasy biletowe komunikacji autobusowej (m.in. kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Żydaczowie38),
  • magazyny produktów rolno-przemysłowych i chlewy (m.in. kościół p.w. Zwiastowania NM Panny w Bołszowcach i klasztor oo. Karmelitów Trzewiczkowych, kościół p.w. Świętego Imienia NM Panny w Hnilczu, kościół p.w. Nawiedzenia NM Panny w Barszczowicach, kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia NM Panny i klasztor oo. Bernardynów w Gwoźdźcu, kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Monasterzyskach, kościół p.w. Narodzenia NM Panny w Komarnie, kościół p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim, kościół p.w. Trójcy Świętej w Janowie k. Lwowa, kościół p.w. Św. Michała Archanioła w Malechowie, kościół p.w. św. Józefa w Trzcieńcu39),
  • składnice książek i rekwizytów teatralnych (m.in. kościół p.w. Krzyża Świętego w Milatynie Nowym, kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny, Krzyża Świętego i św. Bartłomieja w Drohobyczu40),
  • kotłownie miejskie (m.in. kościół p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Buczaczu41),
  • internaty i mieszkania służbowe (m.in. kościół p.w. św. Michała Archanioła w Malechowie - od 1990 r.42),
  • czy nawet fabryki (m.in. kościół p.w. Apostołów Św. Piotra i Pawła w Przemyślanach, kościół p.w. Św. Mikołaja w Starym Samborze43).
    Dosyć często zdarzały się przypadki wyburzania świątyń już to ze względów ideologicznych, albo też;wskutek nieprzydatności po wojennych zniszczeniach. Tak np. okazały kościół p.w. Matki Bożej Nieustającej Pomocy w Tarnopolu na polecenie władz sowieckich zdetonowano w 1954 r., a na jego fundamentach wybudowano dom towarowy44. Podobny los spotkał świątynię p.w. Wniebowzięcia NM Panny w Skałacie. Po likwidacji parafii rzymskokatolickiej w 1945 r., w kościele urządzono magazyn zbożowy, a później warsztat samochodowy. Ta ostatnia okoliczność w znacznym stopniu wpłynęła na przyspieszenie procesu niszczenia budowli, którą ostatecznie wyburzono w 1954 r.45
    Niekiedy opuszczone przez prawowitych właścicieli obiekty sakralne przejmowała Cerkiew prawosławna, adaptując je dla celów kultu (m.in. kościół p.w. św. Doroty w Tuligłowach46). Były to wszakże zjawiska sporadyczne, zwłaszcza bezpośrednio po zakończeniu II wojny światowej, ale potem w dobie dekadencji Związku Sowieckiego pod koniec lat 80. XX w. przybierały one na sile.

    Największe jednak zniszczenia substancji materialnej Kościoła rzymskokatolickiego na terenie Ukrainy Zachodniej przyniosły zbrojne działania ukraińskich nacjonalistów, zapoczątkowane jeszcze w 1939 r., kontynuowane później przez cały okres II wojny światowej, a nawet wybiegające poza ramy 2 połowy lat 40. XX stulecia. W ich rezultacie dziesiątki świątyń padło ofiarą napadów, podpaleń, dewastacji, z których nigdy nie zdołały się już podźwignąć47. Do chwili obecnej zachowały się resztki licznych budowli naznaczonych owych tragicznym piętnem.
    Poza materialnymi śladami in situ świątyń rzymskokatolickich z obszaru Zachodniej Ukrainy oraz fotografiami tychże, dotrwały do naszych czasów pisemne, pełne emocji, relacje świadków religijno-patriotycznych uroczystości towarzyszących zamykaniu świątyń, a tym samym likwidacji parani po zakończeniu II wojny światowej. I tak zachowało się świadectwo rozstania wiernych na długie dziesięciolecia z kościołem św. Elżbiety we Lwowie. Bezpośredni świadek tej bezprecedensowej uroczystości - Zofia Sokolnicka-Izdebska zanotowała: „W roku 1946 zaczęłyśmy dojeżdżać z moją matką do Lwowa [z Brzuchowic - JW] do kościoła św. Elżbiety, jako najbliżej położonego od dworca kolejowego. Jednakże długo to nie trwało, bo już 4 czerwca nastąpiło zamknięcie tego kościoła. Byłyśmy świadkami owego tragicznego wydarzenia. Oto po Mszy św. młody wikary odczytał litanię do Najświętszego Serca Pana Jezusa. Gdy doszedł do wezwania: «Serce Jezusa dobroci i miłości pełne» głos się księdzu załamał, rozpłakał się i uciekł do zakrystii. W tym momencie rozległ się ogólny wielki szloch, aż proboszcz wszedł na ambonę i prosił, żeby się w tej chwili uspokoić, bo on jest odpowiedzialny za porządek w kościele. Następnie jeszcze jeden przykry incydent, gdy po skończonym nabożeństwie ludzie rzucili się na ołtarze i zaczęli rozdrapywać kwiaty «na pamiątkę». 
    Kościół stoi po dziś dzień48 nie odremontowany i oczodołami powybijanych okien woła o pomstę do nieba. Chciano usunąć krzyże z wież tego kościoła, ale człowiek, który to wykonywał spadł i zabił się, wobec czego zostawiono krzyże na dwóch innych wieżach49.
    Ciekawe, że podczas I wojny światowej władze austriackie wydały rozkaz ściągania z dachów kościelnych blachy miedzianej na produkcję armat. Nikt się nie chciał tego podjąć w stosunku do kościoła św. Elżbiety; w końcu zgłosił się jakiś Żyd, który także spadł i się zabił. Kościół służy za bazę żywnościową, często wjeżdżają do środka samochody ciężarowe. Zawsze na drzwiach frontowych ludzie składają kwiaty
    ".50

    Inna autorka - Maria Pokiziak, znana malarka, nauczycielka i taterniczka, rezygnując z ekspatriacji aby spędzić jeszcze kilka dziesięcioleci do końca swego życia we Lwowie -zanotowała w podręcznym dzienniku: „25 IV [1946 r.] czwartek; dziś pożegnalna Msza św. o 10-tej u Bernardynów, były tłumy. Na chórze grali «Z dymem pożarów», a na koniec wszyscy głośno płakali. Nad siły! [...] 14 V wtorek 1946 r. Wczoraj ostatnie majowe nabożeństwo u Dominikanów, nieprzeliczone tłumy przyszły na pożegnanie. «Rozkazuję wam schować chusteczki na łzy radości» powiedział ojciec Sylwester w ostatnim kazaniu wykazującym analogię przeżyć narodu polskiego i jego szlachetność z życiem P[ana] Jezusa, który zmartwychwstał, choć przeciwnicy tryumfowali z jego pokonania. Wczoraj rano ostatnia Msza św. dla wiernych była u SS. Franciszkanek, a w niedzielę ostatnie nabożeństwo Adoracji Eucharystycznej; dziś do dnia jedzie drugi transport księży z klasztorów; nawet nie zarejestrowani otrzymali rozkaz (jak ks. Opacki) opuszczenia Lwowa do 14 bm. Nawet księdza, który miał zostać w katedrze już atakują. Żeby [ocalał - JW] choć jeden kościół, bo to już nad siły ludzkie. My mamy być Tabernakulum, nasze serca - tak mówił wczoraj ojciec. Jadą i SS. Bernardynki, i Karmelitanki"51
    Analogiczną atmosferę utrwalił dominikański kronikarz, opisując ostatnie niemal godziny pobytu zakonników w kościele p.w. Bożego Ciała we Lwowie: „12 V [ 1946 r. - JW]. Dziś na kazaniu, a wypadły słowa Ewangelii «Maluczko, nie ujrzycie mnie - maluczko, a ujrzycie mnie», Ojciec Paweł Kielar fecit sermonem52 składającą się z 2 zdań i na tym koniec. «Prorocze to słowa Pana Jezusa. Patrzmy, by w tej wierze wytrwać. Amen!» Szlochanie straszne, choć pokorne i ciche. Wszak zapowiedziano, że jutro, tj. w poniedziałek ostatnia Msza św. i ostatnie nabożeństwo majowe! (zrozumiano?). Prosimy o zachowanie spokoju"53. Dominikanie opuścili Lwów 14 V 1946 r.

    Przejmująca relacja dotyczy dwóch innych kościołów: p.w. św. Wincentego a Paulo i św. Zofii we Lwowie. Ostatni superior domu Zgromadzenia Księży Misjonarzy, prowadzących duszpasterstwo w owych świątyniach - ks. Stanisław Kałężny wspominał fakt likwidacji pierwszej z wyżej wymienionych: „Nie pomogły żadne starania, otrzymaliśmy nakaz oddania kościoła. Na I niedzielę października zapowiedziałem w kościele św. Wincentego całodzienne wystawienie Najś[więtszego] Sakramentu; zaznaczyłem, że po nieszporach nastąpi przeniesienie Najświętszego] Sakramentu do kościoła św. Zofii, a w poniedziałek rano musimy oddać klucze od kościoła Bolszewikom. Przez całą niedzielę wierni tak z parafii jak i z całego miasta tłumnie przychodzili się pomodlić i pożegnać kościół, który następnego dnia miał być oddany Bolszewikom. Punktem kulminacyjnym nabożeństw tej niedzieli były nieszpory, po których miano wynieść Najś[więtszy] Sakrament do kościoła św. Zofii. Na nieszpory zgromadziło się około 10 000 wiernych; zaledwie połowa dostała się do kościoła. Na rozpoczęcie nieszporów (g[odzina] 16) pozapalano wszystkie światła w kościele, bractwa z zapalonymi świecami ustawiły się w 2 szeregi przez cały kościół; wielka liczba dzieci z kwiatkami i ministranci w komeż-kach, chorągwie stanęły w kościele. O g[odzinie] 16 wyszedł z nieszporami w towarzystwie wszystkich księży ks. superior. Po nieszporach, przy wystawionym N[ajświętszym] Sakramencie powiedział kazanie, w którym żegnał P[ana] Jezusa wypędzonego z kościoła przez Bolszewików, proszą[c] o dalszą opiekę nad parafią naszą. Towarzyszył temu kazaniu ogromny płacz wiernych, który wzmógł się, gdy po kazaniu ks. superior wziął hostię z monstrancji, włożył do puszki i skierował swe kroki do wyjścia z kościoła. Lud płacząc śpiewał: «Nie opuszczaj nas, nie opuszczaj nas, Jezu nie opuszczaj nas», całując szaty kapłańskie. W tym momencie zgaszono «wieczną lampkę» i zostawiono otwarte tabernakulum. Wszyscy odprowadzili P[ana] Jezusa aż na ulicę, po czym «privato modo» ks. superior w towarzystwie księży poprzez park św. Zofii przeniósł N[ajświętszy] Sakr [ament] do kościoła św. Zofii. Tamże czekali już zgromadzeni wierni, którzy poprzez bliższe drogi zdążyli przyjść do kościoła św. Zofii. Przy biciu w dzwon kościelny, w towarzystwie bractw ze zapalonymi świecami wprowadziliśmy P[ana] Jezusa do świątyni. Kościół i cały teren wokoło kościoła zalegli wierni. Odprawiliśmy nabożeństwo, a na koniec zaśpiewali wierni pieśń «Pobłogosław Jezu drogi, tym co serce Twe kochają». Nawet na bolszewikach, którzy mieszkali w pobliżu zrobiła ta uroczystość wielkie wrażenie. Następnie przenosiliśmy do kościoła św. Zofii ołtarze, chrzcielnicę, ambonę, feretrony, chorągwie i część ławek. Konfesjonały zaś w liczbie 4 oraz część ławek przewieźliśmy w poniedziałek w depozyt do kościoła św. Elżbiety, a 20 dębowych klęczników do Katedry. Obrazy i krzyże rozdaliśmy parafianom. Obraz z wielkiego ołtarza w wymiarach 3x2 [metry - JW] zrolowany umieściliśmy na chórku kościoła św. Zofii. W poniedziałek o g[odzinie] 10 przyszli Bolszewicy po klucze od kościoła"54.

    Równie wzruszająca uroczystość miała miejsce w czerwcu 1946 r. w kościele Księży Misjonarzy p.w. św. Zofii. Wspomniany wyżej relator pisał: „6 VI 1946. Mój wyjazd do Krakowa, ostatnia msza św. w kościele św. Zofii. Nadszedł ostatni dzień mego pobytu we Lwowie. Uprzednio, w niedzielę, zapowiedziałem z ambony, iż 6 VI po raz ostatni odprawi się w kościele św. Zofii mszę św. o gfodzinie] 7. Lud zapełnił całą świątynię, śpiewając pieśni, modląc się rzewnie. Wielu ludzi płakało, a płacz spotęgował się, kiedy po rozdaniu Komunii św. tabernakulum pozostało otwarte, a kościelny zgasił «wieczną lampkę». Po mszy św. tabernakulum, chrzcielnic[ę] i inne drobne rzeczy wynieśliśmy na strych kościoła licząc, że może niezadługo powrócimy znów do Naszego Kochanego Lwowa i Kościółka św. Zofii. W czasie tego [zajęcia - JW] pozostały lud nie wychodził z kościoła, ale płacząc śpiewał nabożne pieśni. Kiedy już wszystko w kościele ukończyłem, bardzo serdecznie żegnali mnie parafianie wychodzącego z kościoła. Ponieważ wielu z ludzi pozostało modląc się jeszcze w kościele, bolszewicy przemocą wyrzucali ich z kościoła, zamknęli kościół i poszli"55.

    Także na prowincji dochodziło do jeszcze bardziej dramatycznych wydarzeń. Tak np. w Leszniowie, pow. Brody, woj. Tarnopol, po opuszczeniu przez oo. Bernardynów kościoła i klasztoru 4 V 1945 r. zaczął się okres dekadencji ośrodka religijnego. Kronikarz zanotował:
     „Dnia 4 maja 1945 r. o godz. 7 odprawiłem Mszę św. wotywną o Najświętszym] Sercu Pana Jezusa przy udziale kilku osób, które pożegnałem i prosiłem o czuwanie nad kościołem. Br[at] Donat po śniadaniu odjechał do Brodów, a ja czekałem na przyjazd urzędników, którzy przyjechali o godz. 11, obejrzeli cały kościół, klasztor, budynki gospodarcze, podpisali przyjęcie wszystkiego wraz z kluczami i odjechali, i ja również przygotowaną już furmanką wyjechałem do Brodów, aby tam czekać na transport kolejowy. [...] Klasztor dla żołnierzy był bazą wypadową na bandy ukraińskie, a gdy się wojsko sowieckie z klasztoru wyprowadziło, klasztor stał się łupem różnych rzezimieszków; wykradli i wynieśli wszystko, co się dało, rozbito drzwi do biblioteki i wyniesiono książki. Władze sowieckie nic nie uczyniły, by to zabezpieczyć. Po ograbieniu klasztoru, dobrano się do kościoła i ogołocono ze wszystkiego, co było możliwe do zabrania, tylko obraz M[atki] B[ożej] Częstochowskiej i szaty liturgiczne przeniesiono do cerkwi w Korsowie. Pozostała tam ludność polska została wystraszona i nie dopuszczono jej do kościoła. Miejscowe władze gminy były też na to wszystko obojętne. Wreszcie pewnej nocy sierpniowej 1945 r. UPA podłożyło dwie miny pod klasztor, jedną od strony refektarza, a drugą od strony ogrodu, które zrobiły średnie wyrwy w murze. Po jakimś czasie miejscowe władze pozwoliły na zdejmowanie blachy z klasztoru, a później i z kościoła, co stało się przyczyną zawalenia sufitów i zupełnej ruiny klasztoru i kościoła! W następnych latach rozebrano mury kościoła i klasztoru, i wywieziono na zrobienie drogi z tego materiału do Beresteczka. Miejsca na których stały te budowle zamieniono na pastwiska, a ogród zaorano, budynki spalono"56

    Ostatnie chwile kościoła i klasztoru oo. Dominikanów w Czortkowie prezentuje zakonna kronika: „12 VI [1946r.-JW]. Zdawanie kościoła. Spisywanie pozostawionych rzeczy. Żydy w czapkach buszowali po kościele. Okropne. [...]. 13 VI [1946 r. - JW]. Władze przyszły po klucze od kościoła. Nie oddaliśmy, stąd doszło do poważniejszej kłótni z «Lubiczem» czyli Nussbaumem. [...]. 14 VI [1946 r. - JW]. Ostatnie Msze św. «ad propriam». Ojcowie wołani do Komitetu, gdzie po czterogodzinnym «posiedzeniu» musieli ustąpić z oddaniem kluczy. Po południu odebrano i zamknięto kościół. Zamykały te same ręce, które mordowały Ojców i Braci57, Żyda Nussbauma pseudonim «Lubicz». Był to dzień jego tryumfu. Kiedyś, gdy Komitet okazał się bezsilnym w poruszeniu nas, odezwał się Nussbaum: «Ja się do nich wezmę i dam sobie radę» i dokonał swego, bo jakkolwiek O. Urban z Br[atem] Januarym starali się, by przynajmniej we dwójkę pozostać, nie dało się nic zrobić, bo nie mogli pozwolić na bastion polski w mieście, które było siedzibą województwa tarnopolskiego. Drugim głównym sprawcą był niejaki «Rodak», następny po Walkowiaku «Pełnomocnik» przy Komitecie. Udawał nawet wierzącego i religijnego. Od jego przyjęcia wzmogły się represje i ostatecznie dokonano swego. Ludzie wieczorem modlili się, klęcząc na schodach przed zamkniętymi drzwiami kościoła"58. Podobnych przykładów źródła pamiętnikarskie dostarczają niemało; zacytowane wyżej przybliżają zarówno skalę napięcia społecznego towarzyszącego aktom desakralizacji świątyń rzymskokatolickich, jak i ukazują sowieckie metody depolonizacji Kresów Wschodnich Rzeczypospolitej.

    PRZYPISY
    1. W. Materski, Teheran - Jałta - San Francisco - Poczdam, Warszawa 1987, passim; Teheran - Jałta - Poczdam. Dokumenty konferencji szefów rzędów trzech wielkich mocarstw, Warszawa 1970, passim.
    2. Archiwum Prowincjalne oo. Karmelitów w Krakowie (dalej cyt: AKK), List o. Alojzego Kostyrki OCD do prowincjała, Lwów 29 X 1945 r., k. 1070, sygn. 23/A 130.
    3. W całości były to dekanaty: Drohobycz, Mościska, Rudki, Sambor i Sądowa Wisznia; fragmenty dekanatów: Przemyśl-miejski, Jaworów, Lesko. Zmiany terytorialne w diec[ezji] przemyskiej od wydania ostatniego schematyzmu 1939 r., „Kronika Diecezji Przemyskiej", 40(1947), z. 1-4, s. 32-33; Schematismus universi venerabilis cleri dioecesis rit[us] lat[ini] Premisliensis pro Anno Domini 1938, Premisliae 1938, passim.
    4. Bp Jan Cieński udzielił wprawdzie święceń kapłańskich kilku duchownym obrządku łacińskiego i greckokatolickiego, ale na tym jego aktywność pontyfikalna się skończyła. W powszechnej świadomości duchownych i wiernych uchodził za zwykłego księdza, dzięki czemu uniknął sowieckich represji. Archiwum autora w Krakowie (dalej cyt: AAK), Irena Ivaszkiv, Działalność duszpasterska ks. bpa Jana Cieńskiego 1905-1992, Lublin 2004, passim, mps (kopia); AAK, K. Gumol, Liber memorabilium 1939-1946, Nysa br, passim, mps, bsygn. (kopia).
    5. A. Hlebowicz, Kościół w niewoli. Kościół rzymskokatolicki na Białorusi i Ukrainie po II wojnie światowej, Warszawa 1991, s. 97-117; tenże, Kościół odrodzony. Katolicyzm w państwie sowieckim 1944-1992, Gdańsk 1993, s. 127-156; Zmiany terytorialne, passim.
    6. A. Hlebowicz, Kościół odrodzony, s. 143; W. Urban, Archidiecezja lwowska, w: Życie religijne w Polsce pod okupacją 1939-1945. Metropolie wileńska i lwowska, zakony, red. Z. Zieliński, Katowice 1992, s. 92.
    7. A. Hlebowicz, Kościół odrodzony, s. 143.
    8. Tamże, s. 144, 151-156; J. Waligóra, Ks. Jan Szetela. Duszpasterz, ojciec, dobroczyńca. Duszpasterz parafii p.w. św. Marcina w Nowym Mieście na Ukrainie w latach 1937-1990, Nowe Miasto 1998, passim.
    9. J. Czerniakiewicz, Repatriacje ludności polskiej z ZSRR 1944-1948, Warszawa 1987, s. 31-81,132.
    10. Archiwum Prowincji oo. Dominikanów w Krakowie (dalej cyt: APDK), Kronika klasztoru lwowskiego oo. Dominikanów 1936-1946 do dnia 15 maja 1946, bmr, k. 133, rps, sygn. Lw 318; informacje własne autora.
    11. Informacje własne autora.
    12. AAK, J. Wołańska, Malowidła ścienne Jana Henryka Rosena w kaplicy Seminarium Duchownego obrządku łacińskiego we Lwowie, Kraków 1999, s. 8, mps, bsygn. (praca magisterska napisana na Wydziale Historycznym w Instytucie Historii Sztuki UJ w Krakowie pod kierunkiem dr. hab. Wojciecha Bałusa).
    13. Z. Sokolnicka-Izdebska, Historia Kościoła we Lwowie od 1939 roku. Opracował, przypisami opatrzył i podał do druku J. Wołczański, „Cracovia-Leopolis", 2(1996), nr 2, s. 15; informacje własne autora.
    14. Lwów, w: Encyklopedia wiedzy o jezuitach na ziemiach Polski i Litwy 1564-1995, opr. L. Grzebień, Kraków 1996, s. 381.
    15. Z. Sokolnicka-Izdebska, Historia Kościoła, s. 15; informacje własne autora.
    16. AKK, List o. Alojzego Kostyrki OCD do prowincjała, Lwów 29 X 1945 r., k. 1068; AKK, Kronika klasztorna oo. Karmelitów we Lwowie od dnia 1 czerwca 1937 [do 13 V 1946 r.], k. 45, rps, sygn. 339/96.
    17. Z. Sokolnicka-Izdebska, Historia Kościoła, s. 15; P. Krasny, Kościół parafialny p.w. św. Elżbiety, w: Kościoły i klasztory rzymskokatolickie dawnego województwa ruskiego, t. 12, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2004, s. 174; J. Wołczański, Kościół św. Elżbiety we Lwowie. Geneza -architektura - dzieje, „Radość Wiary" (Lwów), 5(1997), nr 1, s. 5-6.
    18. A. Betlej, Kościół wotywny p.w. Matki Boskiej Ostrobramskiej na Łyczakowie, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 268.
    19. Relacja ustna Janiny Zamojskiej, Lwów 20 VI 2005 r.
    20. AAK, M.J. Pasiecznik, Kościół Najświętszej Rodziny i klasztor Franciszkanów-Reformatów we Lwowie (1896-1946), Zakliczyn n. Dunajcem 1990, s. 74, mps, b. sygn.: K. Brzezina, Kościół p.w. Św. Rodziny i klasztor oo. Reformatów, w: Kościoły i klasztory, 1.12, s. 159.
    21. P. Krasny, Kościół p.w. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy i św. Józefa oraz klasztor ss. Karmelitanek Bosych, w: Kościoły i klasztory,, t. 12, s. 138; informacje własne autora.
    22. J. Wołczański, Zarys dziejów kościoła i parafii św. Marii Magdaleny we Lwowie, w: Lwów. Kościół p. w. św. Marii Magdaleny. Kalendarz 2005, Kraków 2004, s. 2.
    23. Lwów, w: Encyklopedia wiedzy, s. 382; A. Betlej, Kościół p.w. św. Józefa i bł. Andrzeja Boboli oraz Dom Rekolekcyjny ks. Jezuitów, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 209.
    24. Marcin Biernat mylnie datuje owe wydarzenia rok później - 6 i 7 X 1946 r., dodając zarazem, że ostatni duchowny ze Zgromadzenia Księży Misjonarzy opuścił Lwów 6 VI 1946 r.(sic!). Archiwum Księży Misjonarzy w Krakowie (dalej cyt: AKMK), Liber memorabilium Domus Leopoliensis 1919-1946: Kronika domu od 1 września 1939 r. - 6.VI.1946 r., Kraków 2.III.1968, s. 258-261, rps, b. sygn.; M. Biernat, Kościół parafialny p.w. Św. Wincentego a Paulo (misjonarzy), w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 320-321.
    25. AKMK, Liber memorabilium, s. 269; informacje własne autora.
    26. A. Betlej, Kościół p.w. Zmartwychwstania Jezusa Chrystusa oraz klasztor, seminarium i Internat Ruski Ks. Zmartwychwstańców, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 108; M. Perzyński, Zmartwychwstańcy w Polsce, w: Zmartwychwstańcy w dziejach Kościoła i narodu, red. Z. Zieliński, [Katowice] 1990, s. 99.
    27. AAK, M. Pokiziak, [Dziennik 1920, 1943-1962], [Lwów] br, s. 48, rps, b. sygn.; P. Krasny, Kościół p.w. Najświętszego Serca Jezusa i klasztor ss. Franciszkanek Najświętszego Sakramentu, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 83.
    28. Autorzy wcześniejszych publikacji (Benignus lózef Wanat i Józef Skrabski) podawali datę 6 V 1946 r. B.J. Wanat, Zakon Karmelitów Bosych w Polsce. Klasztory karmelitów i karmelitanek bosych 1605-1975, Kraków 1979, s. 188; J. Skrabski, Kościół p.w. Matki Boskiej Szkaplerznej i klasztor oo. Karmelitów Bosych na Persenkówce, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 289; C. Gil, Prowincja polska w latach 1911-1947, w: Karmelici Bosi w Polsce 1605-2005, Księga jubileuszowa, red. C. Gil, Kraków 2005, s. 305.
    29. K. Brzezina, Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Nieustającej Pomocy na Lewandówce, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 220.
    30. J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. ŚŚ. Piotra i Pawła oraz nowy kościół na Sygniówce, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 50.
    31. K. Brzezina, Kościół p.w. św. Franciszka z Asyżu i klasztor oo. Kapucynów na Zamarstynowie, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s, 235-236.
    32. J. Skrabski, Kościół parafialny p.w. Matki Boskiej Królowej Polski i nowy kościół na Zniesieniu, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 249.
    33. J.K. Ostrowski, Kościół parafrazy p.w. Najświętszego Serca Jezusa na Batorówce, w: Kościoły i klasztory, t. 12, s. 340.
    34. Tenże, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w Żydaczowie, w: Kościoły i klasztory, t. 9, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2001, s. 324; P. Krasny, Kościół p.w. Nawiedzenia Najświętszej Panny Marii w Barszczowicach, w: Kościoły i klasztory, t. 8, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2000, s. 14; informacja własna autora.
    35. K. Brzezina, Kościół parafialny p.w. św. Walentego w Kałuszu, w: Kościoły i klasztory, t. 10, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2002, s. 181; P. Krasny, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w Bolechowie, w: Kościoły i klasztory, t. 10, s. 36; tenże, Kościół parafialny p.w. Świętej Trójcy i dawny klasztor trynitarzy w Bursztynie, w: Kościoły i klasztory, t. 10, s. 99; tenże, Kościół parafialny p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Brodach, w: Kościoły i klasztory, t.13, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2005, s. 29; T. Zaucha, Kościół parafialny p.w. Narodzenia Najświętszej Panny Marii w Dolinie, w: Kościoły i klasztory, t. 10, s. 137; tenże, Kościół parafialny p.w. św. Mikołaja w Bóbrce, w: Kościoły i klasztory, t. 11, red. J.K. Ostrowski, Kraków 2003, s. 28; A. Betlej, Kościół parafialny p.w. Wszystkich Świętych w Chodorowie, w: Kościoły i klasztory, t. 11, s. 72;
    36. Ś. Lenartowicz, Kościółp. w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii i klasztor oo. Franciszkanów-Reformatów w Sądowej Wiszni, w: Kościoły i klasztory,, t. 5, red. J.K. Ostrowski, Kraków 1995, s. 174; P. Krasny, Kościół p.w. Wniebowzięcia Najświętszej] Panny Marii i Podwyższenia Krzyża Św[iętego] oraz klasztor oo. Dominikanów wraz z założeniem pielgrzymkowym w Podkarmieniu, w: Kościoły i klasztory, t. 13, s. 140; informacje własne autora.
    37. A. Gluzińska, Zakład Wychowawczy oo. Jezuitów i kaplica p.w. św. Józefa w Chyrowie, w: Kościoły i klasztory, t. 5, red. J.K. Ostrowski, Kraków 1997, s. 45; informacje własne autora.
    38. J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w Żydaczowie, s. 324.
    39. AAK, F. Wołczański, Wspomnienia z życia, Brasilia 2001, s. 19, mps, bsygn.; A. Betlej, Kościół p.w. Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Panny Marii i klasztor Bernardynów w Gwoźdźcu, w: Kościoły i klasztory, t. 4. red. J.K. Ostrowski, Kraków 1996, s. 24; J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w Monasterzyskach, w: Kościoły i klasztory, t. 4, s. 86; J.T. Petrus, Kościół parafialny p.w. Narodzenia Najświętszej Panny Marii w Komarnie, w: Kościoły i klasztory, t. 7, red. J.K. Ostrowski, Kraków 1999, s. 79; A. Betlej, Kościół parafialny p.w. św. Józefa w Trzcieńcu, w: Kościoły i klasztory, t. 7, s. 353-354; P. Krasny, Kościół p. w. Nawiedzenia Najświętszej Panny Marii w Barszczowicach, s. 14; J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. Podwyższenia Krzyża Świętego w Gródku Jagiellońskim, w: Kościoły i klasztory, t. 8, s. 89; P. Krasny, Kościół parafialny p. w. Świętej Trójcy w Janowie, w: Kościoły i klasztory, t. 8, s. 120; Ś. Lenartowicz, Kościół parafialny p.w. św. Michała Archanioła w Malechowie, w: Kościoły i klasztory, t. 8, s. 185; P. Krasny, M. Wójcik, Kościół parafialny p.w. Zwiastowania Najświętszej Panny Marii i klasztor oo. Karmelitów Trzewiczkowych w Bołszowcach, w: Kościoły i klasztory, t. 10, s. 57; J. Skrabski, Kościół parafialny p.w. Świętego Jmienia NM Panny w Hnilczu, w: Kościoły i klasztory, t. 10, s. 164.
    40. D. Nowacki, Kościół p.w. Sw. Krzyża i dom zakonny (plebania) w Milatynie Nowym, w: Kościoły i klasztory, t. 4, s. 70; T. Zaucha, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii, Św. Krzyża i św. Bartłomieja w Drohobyczu, w: Kościoły i klasztory, t. 6, red. J.K. Ostrowski, Kraków 1998, s. 38.
    41. J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Panny Marii w Buczaczu, w: Kościoły i kaplice, t. 1, red. J.K. Ostrowski, Kraków 1993, s. 17.
    42. Ś. Lenartowicz, Kościół parafialny p.w. św. Michała Archanioła w Malechowie, s. 185.
    43. Tenże, Kościół parafialny p.w. św. Mikołaja w Starym Samborze, w: Kościoły i klasztory, t. 5, s. 269; T. Zaucha, Kościół parafialny p.w. ŚŚ. Piotra i Pawła i dawny klasztor oo. Dominikanów Obserwantów w Przemyślanach, w: Kościoły i klasztory, t. 11, s. 220.
    44. T. Kukiz, Madonny kresowe i inne obrazy sakralne z Kresów w archidiecezji wrocławskiej i w diecezji legnickiej, Warszawa 1999, s. 260; informacje własne autora.
    45. Relacja ustna ks. Romana Stadnika, Skałat 16 X 2005 r.
    46. J.K. Ostrowski, Kościół parafialny p.w. św. Doroty, w: Kościoły klasztory, t. 7, s. 364.
    47. J. Wólczański, Eksterminacja narodu polskiego i Kościoła rzymskokatolickiego przez ukraińskich nacjonalistów w Małopolsce Wschodniej w latach 1939-1945. Materiały źródłowe, cl. 1, Kraków 2005, passim.
    48. Autorka pisała ten tekst w 1985 r.
    49. W rzeczywistości usunięto krzyż z centralnej wieży, natomiast na dwóch pozostałych wskutek wspomnianego incydentu ocalały.
    50. Z. Sokolnicka-Izdebska, Historia Kościoła, s. 15.
    51. AAK, M. Pokiziak, [Dziennik 1920, 1943-1962], s. 48.
    52. Łac: miał mowę.
    53. APDK, Kronika klasztoru lwowskiego, k. 131-133.
    54. AKMK, Liber memorabilium, s. 258-260.
    55. Tamże, s. 269-270.
    56. Archiwum Prowincji oo. Bernardynów w Krakowie, W. J. Włodyka, Gród Leszniów Podolski w wiekach chwały i męczeństwa, Alwernia 1989, s. 11-12, mps, sygn. RGP - K - 155.
    57. Aluzja do zabójstwa oo. Dominikanów w Czortkowie nocą 1/2 VII 1941 r., dokonanego przez NKWD, w którego szeregach znajdowali się również Żydzi. J. R. Nowak, Przemilczane zbrodnie, Warszawa 1999, s. 51-52.
    58. APDK, Kronika klasztoru OO. Dominikanów w Czortkowie [1941-1990], bmr, k. 210, rps, sygn. Cz 19.
    59. Obowiązująca do zakończenia II wojny światowej nazwa wsi Trzcieniec, została zastąpiona aktualną do dziś - Wolica.

    Copyright © 2005 ks. Józef Wołczański.
    Wszystkie prawa zastrzeżone.
    http://www.lwow.com.pl/wolczanski/koscioly.html
  • wtorek, 9 grudnia 2014

    czwartek, 4 grudnia 2014

    Mówi ks. Roman Kneblewski, Poznań

    .

    czwartek, 20 listopada 2014

    POczątek "d e m o k r a c j i"

    Krwawe "osiągnięcia" Rewolucji Francuskiej (cz. 1)


         Rewolucja Francuska, rozpoczęta w 1789 roku, uznawana jest powszechnie za wydarzenie przełomowe w nowożytnej historii Europy i świata. W zdecydowanej większości przypadków uważa się, że Rewolucja Francuska była przełomem ku lepszemu. No, bo "zerwała z feudalizmem i absolutyzmem", uchwaliła prawa człowieka i "zapoczątkowała erę demokracji". Krótko mówiąc: postęp we wszystkich dziedzinach. Taką wykładnię dziejów i dorobku Francuskiej Rewolucji napotykamy również w przeważającej większości szkolnych podręczników do historii, także w naszym kraju.

         Z pewnością, należy się zgodzić, że Rewolucja Francuska była czymś przełomowym. Jednak fakty historyczne nie potwierdzają pozytywnej oceny jej dorobku. Rewolucja ta (podobnie, jak każda inna rewolucja w dziejach ludzkości) nie była jutrzenką wolności i wyzwolenia. O wiele bardziej była ona rewolucją antyfrancuską, antychrześcijańską, antyludową. Jeżeli we Francji po 1789 roku coś trwale pozytywnego zaistniało - to nie dzięki, ale pomimo (lub wbrew) Rewolucji. Za hasłami, bowiem o wolności, równości i braterstwie tkwiła ponura i krwawa rzeczywistość. Jakże niewielu ludzi wie na przykład, że wśród ofiar Rewolucji Francuskiej (a więc zgładzonych przez samych rewolucjonistów) procentowo największą grupę stanowiły osoby wywodzące się z tzw. stanu trzeciego (tzn. ludu, nie-szlachty), który rzekomo miał się najbardziej cieszyć z "dobrodziejstw" rewolucyjnego przewrotu we Francji.
         Gdy dziś używamy nazwy "Wielka Rewolucja Francuska", używajmy jej, nie dlatego aby podkreślić nieistniejącą pozytywną wielkość Rewolucji, ale aby podkreślić wielkość i wielość jej ofiar i zbrodni. Jeżeli bowiem w czymś Francuska Rewolucja była prekursorem, była nim w dziedzinie praktykowania ludobójstwa i rządzenia w oparciu o pretotalitarne metody.
         Skoro było tak źle, to dlaczego do dzisiaj tak dobrze mówi się i pisze o Rewolucji Francuskiej? Odpowiedź tkwi w fakcie szczególnego zmistyfikowania i zniekształcania dziejów Francuskiej Rewolucji. Weźmy na przykład datę - symbol: 14 lipiec 1789 rok, data zdobycia Bastylii, uznawana za oficjalny początek Rewolucji.
         W potocznej świadomości (nad ukształtowaniem której pracowały całe pokolenia nierzetelnych historyków) Bastylia jawi się jako XVIII-wieczny odpowiednik obozu koncentracyjnego lub łagru, w którym okrutny, abso-lutystycznie rządzący król Francji arbitralnie wtrącał licznych przeciwników swojej władzy. Wreszcie jednak 14 lipca 1789 roku, działający ze szlachetnych pobudek lud paryski przyniósł wolność uciemiężonym i po długiej i krwawej walce zdobył bronioną przez liczne wojska królewskie, Bastylię. Nastała wolność.

         Jak było w rzeczywistości? Otóż, w istocie 14 lipca 1789 roku paryski tłum w znakomitej większości podburzony i opłacany przez Filipa księcia Orleańskiego, kuzyna króla Ludwika XVI (Filip chciał detronizacji Ludwika XVI, by samemu móc objąć tron) otoczył Bastylię. Bastylia była wówczas bardzo słabo broniona (Ludwik XVI w ogóle dozwalał bardzo małej ilości swojego wojska na obecność w stolicy). Załoga tej fortecy w zdecydowanej większości składała się z inwalidów i weteranów, którymi dowodził kawaler de Launay. Opór załogi Bastylii ograniczył się do oddania jednej salwy, która raniła kilka osób z tłumu. Zaraz po tym de Launay zgodził się na kapitulację Bastylii, pod warunkiem, że jej załoga będzie mogła bez szwanku opuścić twierdzę. Warunek ten został zaakceptowany. Jednak, gdy tylko załoga wraz ze swoim dowódcą znalazła się poza murami Bastylii, tłum rzucił się na nich. Szczególnie okrutnie znęcano się nad de Launayem. Kłuto go pikami, a gdy sam zaczął błagać swoich oprawców o dobicie go, ci oddali go w ręce niejakiego Feliksa Denota, czeladnika rzeźnickiego. Ten stwierdził, że de Launay jest zbyt ranny, aby przywiązać go do ogona konia i włóczyć w ten sposób po ulicach Paryża. Zdecydował się więc na inny sposób mordu, przez odcięcie głowy. Próbował najpierw szablą. Nie był jednak wprawnym katem. Parę cięć szablą nie wystarczyło, by dobić komendanta Bastylii. Denot zdecydował się więc na wypróbowanie na nieszczęsnym de Launayu swoich początkujących umiejętności rzeźnickich. Przytępym rzeźnickim nożem odciął głowę swojej ofierze. Tą makabryczną "zdobycz" obnosił paryski motłoch przez cały 14 lipiec 1789 roku po ulicach stolicy Francji. Taka właśnie rzeczywistość wypełniała dzień, którego każda rocznica jest do dzisiaj świętem narodowym Francji. Czy jest co świętować?

         Kogóż więc uwolniono z Bastylii 14 lipca 1789 roku? Setki, tysiące wycieńczonych i niewinnie więzionych przeciwników królewskiego absolutyzmu? W tamtym dniu uwolniono z Bastylii kilka osób. W większości pospolitych przystępców, dwóch chorych psychicznie oraz jednego szlachcica, osadzonego w twierdzy na prośbę swojego ojca. Prawda jest bowiem taka, że na długo przed rewolucją Bastylia świeciła pustkami. Bardziej straszyła swoim ogromem, niż liczbą więzionych w niej ludzi. W ostatnich latach przed rewolucją osadzano w niej przede wszystkim przedstawicieli szlacheckich rodzin na prośbę ich własnych krewnych (najczęściej powo-I dem było prowadzenie hulasz-I czego trybu życia prowadzącego do zadłużenia) lub autorów libertyńskich i bluźnierczych dzieł. Mało kto dzisiaj wie, że 14 lipca 1789 roku z Bastylii do szpitala Charenton został przeniesiony markiz de Sade, od którego nazwiska pochodzi nazwa jednego z seksualnych zboczeń (sadyzm). Tenże markiz, autor szeregu pornograficznych książek, został uznany przez swoją własną rodzinę za chorego psychicznie i na jej prośbę został osadzony w Bastylii (jego seksualna dewiacja była niebezpieczna dla otoczenia). Rewolucja francuska dla niego, właśnie dla niego, była prawdziwym wyzwoleniem. Jeszcze mniej znanym faktem jest to, że markiz de Sade wypuszczony z Charenton jako "patriota" (w żargonie rewolucyjnym "patriota" oznaczał "jeden z nas") aktywnie zaangażował się w sprawę "wolności, równości i braterstwa". Został członkiem klubu jakobinów (tzn. najbardziej ekstremistycznego stronnictwa rewolucyjnego) i autorem szeregu tekstów rewolucyjnych. De Sade działał w tzw. Sekcji Pik (rewolucjoniści podzielili Paryż na tzw. sekcje) wraz z przywódcą jakobinów i pierwszoplanową postacią całej rewolucji: Maksymilianem de Robe-spierre'em.

         A co z Deklaracją Praw Człowieka i Obywatela uchwaloną przez rewolucyjną Konstytuantę 26 sierpnia 1789 roku? Przecież jest tam tyle wspaniałych słów o równości wszystkich ludzi, o prawie wszystkich do wolności. Cóż w tym może być złego?
         Dla oceny wspomnianej Deklaracji kluczowe spostrzeżenie winno dotyczyć nie tego o czym Deklaracja wspomina, ale tego, o czym nie wspomina. Przede wszystkim bowiem nie wspomina żadnym słowem o Bogu. Jest to Deklaracja praw człowieka, który (wg autorów Deklaracji) nie ma Stwórcy i sam dla siebie i mocą własnego, ludzkiego autorytetu ogłasza sobie przynależne prawa. Zamiast Boga-Stwórcy wspomina się w tej Deklaracji o jakiejś "Istocie Najwyższej", wziętej wprost z masońskiej ideologii (masoneria na długo przed Rewolucją ukuła taki właśnie termin). Zupełnie inną drogą poszli autorzy Deklaracji Niepodległości Stanów Zjednoczonych z 1776 roku, w której znajdujemy jasne odwoływanie się do Boga-Stwórcy.

         Rewolucyjni autorzy francuskiej Deklaracji praw człowieka przeszli zupełnie do porządku nad chrześcijańską nauką, że źródłem godności człowieka, a tym samym jego praw jest fakt przybrania ciała i ludzkiej natury-przez Boga samego. Kościół od początku głosił powszechną równość wszystkich ludzi jako Dzieci Bożych wobec Boga i Jego Prawa (Dekalog i nauki objawione przez Chrystusa Pana). Dla chrześcijanina tylko tak pojmowana równość nie tylko jest faktyczna, ale i jest niezachwianą gwarancją praw i ludzkiej godności. Jednak taki pogląd był obcy autorom Deklaracji praw człowieka. Nie było już odniesienia do Boga jako dawcy i źródła praw ludzkich i praw dla człowieka. Źródłem tych praw ma być odtąd prawo stanowione przez rewolucyjny parlament (Konstytuantę), który wydał tę deklarację.
         Nie słuchano przestróg tych parlamentarzystów, którzy wskazywali na ten brak odniesień do wartości transcendentnych. Część z nich wskazywała również słusznie, że Deklaracja Praw powinna być uzupełniona także Deklaracją Obowiązków Człowieka i Obywatela. Człowiek żyje przecież w społeczeństwie, od którego nie tylko trzeba brać, ale i dać coś od siebie. Już Apostołowie, wskazując na prawa człowieka jako Dziecka Bożego, nawoływali: "Jedni drugiego brzemiona noście". Nie tylko prawa, ale i obowiązki. Jednak i w tym aspekcie autorzy Deklaracji z 26 sierpnia 1789 roku pozostali głusi na wskazania płynące z chrześcijańskiej nauki o człowieku.

         Takie były w największym skrócie filozoficzne i antropologiczne (tzn. dotyczące nauki o człowieku) błędy zwodniczo pięknie brzmiącej Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela. Natomiast w płaszczyźnie konkretnego doświadczenia historycznego wkrótce okazało się, że deklaracja dla samych rewolucjonistów była nic nie znaczącym świstkiem papieru. Parę lat po jej publikacji większość z jej autorów i głosujących za nią w parlamencie, albo straciła życie na szafocie - wysłana tam przez kolegów - rewolucjonistów, albo ratowała się ucieczką na emigrację. Ci sami rewolucjoniści stale posługujący się frazesami zaczerpniętymi z tej Deklaracji (m. in. o równości wobec prawa, poszanowania własności i swobód obywatelskich) uchwalali prawa, które były jednym wielkim ograniczaniem wolności. Cóż bowiem wspólnego z hasłami Deklaracji miało prawo (uchwalone jeszcze w 1789 r.) sankcjonujące rabunek majątków kościelnych i zakonnych (tzw. nacjonalizacja)? Cóż wspólnego z deklarowaną swobodą wyznania miało prawo z 13 lutego 1790 roku likwidujące zakony we Francji oraz prawo z 15 sierpnia 1791 roku zakazujące noszenia przez księży strojów przeznaczonch dla ich stanu (sutanna, habit)? Cóż wspólnego z ogłaszaną równością wszystkich wobec prawa miało niesławne prawo z 17 września 1793 roku, tzw. prawo o podejrzanych (loi des suspects), które zezwalało na skazanie człowieka na śmierć w oparciu o anonimowy donos lub o tak nieostre kryteria jak "arystokratyczne sympatie". Wystarczyło być podejrzanym przez nieżyczliwego sąsiada, by zginąć na gilotynie. Ten tragiczny los (w oparciu o to prawo) stał się udziałem tysięcy Francuzów, wcale nie arystokratów! Jedno jest pewne w czasach "niedobrej", absolutnej monarchii francuskiej: tzw. szary Francuz miał o wiele więcej wolności niż pod rządami Deklaracji Praw Człowieka i Obywatela.

         Tę konstatację potwierdzają inne fakty. Przy pomieć bowiem należy, że jednym z "osiągnięć" Rewolucji Francuskiej było wprowadzenie obowiązku powszechnej służby wojskowej (tzw. leve en masse), nieznanego w czasach monarchii. Rewolucja dała też pożywkę dla rozwoju nacjonalizmu, przede wszystkim we Francji, choć nie tylko. Rewolucyjne hasło o "Francji jednej i niepodzielnej" oznaczało w praktyce administracyjne zniesienie lokalnych odrębności, które pielęgnowała Francja królów. Przytoczmy tutaj przykład Alzatczyków (zachodnia Francja przy granicy z Niemcami). Królowie Francji szanowali ich kulturową odrębność, objawiającą się przede wszystkim w posługiwaniu się przez nich własnym dialektem alzackim (mieszanina francuskiego i niemieckiego). Jednak dla jakobinów Francja i Francuzi mieli być jednakowi. Żadnej tolerancji dla odrębności w zwyczajach i języku.
         Rewolucjoniści doszli więc do wniosku, że Alzatczycy posługują się "nierepublikańskim językiem" (tzn. dialektem, nie będącym literacką francuszczyzną). Na drodze administracyjnych nakazów (cały czas obowiązywała Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela) zmuszano nieszczęsnych Alzatczyków do porzucania tradycji swych przodków. Ci zaś, którzy nie nazbyt ochoczo pozbywali się swojego "nierepubli-kańskiego języka" kończyli na gilotynie. Nie trzeba dodawać, że takie praktyki nie wzmacniały przywiązania Alzatczyków do francuskiego państwa.
         Rewolucjonistów ogarnął prawdziwy szał ujednolicania i zrównywania wszystkiego. Dziś to brzmi groteskowo, ale w 1793 roku poważnie roztrząsano we francuskim parlamencie rewolucyjny projekt jednego z jakobińskich deputowanych zakładający zburzenie wszystkich wież kościelnych we Francji w imię... równości. No, bo jak argumentował projektodawca, nie może być tak w republikańskiej Francji, aby jedne budowle wynosiły się nad inne.

         Zresztą barbarzyński stosunek Rewolucji Francuskiej do dóbr kultury (głównie zabytków architektonicznych) jest osobnym zagadnieniem. Wspomnijmy tutaj tylko o takich "osiągnięciach" Rewolucji jak uczynienie z paryskiej Sainte-Cha-pelle (cudeńko gotyckiej architektury, obecnie na światowej liście UNESCO dóbr kultury) spichrzów zbożowych, zniszczenie wspanialej bazyliki w Cluny (była niewiele niższa od rzymskiej bazyliki św. Piotra), wyrzucenie z grobów bazyliki w Saint-Denis doczesnych szczątków królów (jak byśmy my, Polacy oceniali stronnictwo odpowiedzialne za profanację grobów królewskich na Wawelu - gdyby do takiej doszło?). Jakobini zadekretowali także zniszczenie wspaniałej katedry gotyckiej w Chartres (obecnie również zaliczana przez UNESCO do kulturalnego dziedzictwa ludzkości). Od zniszczenia uchronił ją jeden z bogatszych kupców, który wykupił katedrę od rewolucyjnego rządu po cenie gruzu. Piękna katedra w Chartres stoi do dziś, choć nosi na sobie ślady rewolucyjnego barbarzyństwa (np. uszkodzona figura Chrystusa Króla na portalu przy głównym wejściu).

         Współczesny Rewolucji Francuskiej angielski myśliciel Edmund Burkę (anglikanin, a więc trudno go posądzać o szczególną stronniczość na rzecz katolicyzmu) nie wahał się w 1790 roku użyć bardzo ostrych (ale i bardzo proroczych) słów, pisząc o antykościelnym ustawodawstwie Rewolucji Francuskiej: "Krótko mówiąc, wydaje rru' się, że ten nowy ustrój kościelny ma być tylko przejściową i przygotowawczą fazą prowadzącą do całkowitego wyrugowania wszystkich form religii chrześcijańskiej, gdy tylko umysły ludzi zostaną przygotowane do zadania jej tego ostatniego ciosu za sprawą urzeczywistnienia planu otoczenia jej kapłanów powszechną pogardą. Ludzie, którzy nie chcą wierzyć, że filozoficzni fanatycy, kierujący tą akcją od dawna ją planowali, nie mają pojęcia o ich charakterach i poczynaniach. Ci entuzjaści bez skrupułów głoszą swe przekonanie, że państwo może funkcjonować lepiej bez żadnej religii i że potrafią zastąpić to, co w niej może być dobrego, własnymi pomysłami, a mianowicie wymyśloną przez siebie edukacją, opartą na wiedzy o fizjologicznych potrzebach człowieka, która stopniowo prowadzić ma do uświadomienia sobie własnych interesów, co z kolei... ma ponoć doprowadzić do utożsamienia ich z interesami szerszymi, interesami ogółu" (E. Burkę, Rozważania o rewolucji we Francji, Warszawa-Kraków 1994, s. 162).

         Burkę dotknął sedna rzeczy. Prawdziwym i najważniejszym celem rewolucjonistów było stworzenie nowego człowieka. Nie na obraz Boży, ale na obraz wymyślony przez oświeceniowych i jawnie an-tychrześcijańskich "filozofów" (Rousseau, Diderota, Woltera i in.). Przy ocenie bowiem "osiągnięć" Rewolucji Francuskiej nie wystarczy tylko pamiętać o jej zbrodniach i zniszczeniach. Trzeba też zwrócić uwagę na to, co rewolucja stworzyła. Stworzyła mianowicie podwaliny pod kształtowanie tzw. republikańskiego człowieka - zupełnie oddanego państwu i wierzącego w "Istotę Najwyższą". Zamiast Dekalogu i Ewangelii Chrystusowej, Deklaracja Praw Człowieka i Obywatela oraz "Umowa społeczna" Jana Jakuba Rousseau. To był zupełnie nowy projekt człowieka. Dlatego też chciano zniszczyć Kościół we Francji, bo głosił inną prawdę o człowieku, nie głosił "Istoty Najwyższej", ale Trójcę Świętą, no i miał istotny wpływ na edukację młodego pokolenia.
         Nowy świat i nowy człowiek miał funkcjonować w nowym czasie ("nowy" czyli antychrześcijański). W tym też świetle należy widzieć wrowadzenie przez francuskich rewolucjonistów (od 1792 r.) nowego, tzw. republikańskiego kalendarza. Początkiem nowej ery miała być proklamacja Republiki we Francji (22 wrzesień 1792 r.), a nie narodziny Chrystusa. Zniesiono Dzień Święty - niedzielę (jak i wszystkie inne chrześcijańskie święta), zamiast 7-dniowego tygodnia, utworzono 10-dniowe dekady. Wszystkie te zmiany po to, by wymazać z pamięci ludzkiej prawdę o chrześcijańskich korzeniach naszej cywilizacji. Czas i sposób jego mierzenia ma bowiem niezwykle duży i bezpośredni wpływ na codzienną ludzką egzystencję. Stąd też iście orwel-lowski zapał francuskich rewolucjonistów, by zyskać panowanie nie tylko nad teraźniejszością, ale i nad przeszłością (nowy punkt odniesienia: zamiast narodzin Syna Bożego, proklamacja Republiki).

         Gwoli prawdy historycznej dodajmy, że i w tym przypadku lud francuski nie zechciał docenić tych "dobrodziejstw" opracowywanych dla niego. Mimo oficjalnych zakazów, wielu ludzi nadal świętowało niedzielę i inne chrześcijańskie święta. Ponieważ jednak, jak twierdził jeden z wodzów Rewolucji, L. A. Saint-Just "nie ma wolności dla wrogów wolności", ci, co nie organizowali swego życia według dekad, kończyli w więzieniu i niejednokrotnie na szafocie.

         Co jest prawdziwym wyróżnikiem totalitaryzmu? Na pewno nie same zbrodnie i ich liczba. Totalitaryzm rozpoczyna się tam, gdzie władza państwowa przystępuje do budowania nowego, wspaniałego świata, gdzie pragnie się stworzyć "nowego człowieka" (republikańskiego, aryjskiego czy socjalistycznego). To dopiero w imię tych projektów stworzenia bezbożnego raju na ziemi, dokonuje się okrutnych i licznych zbrodni. Wszyscy totalitaryści powtarzali za Saint-Justem: "nie ma wolności dla wrogów wolności". Jeżeli, człowieku, nie chcesz żyć w przygotowanym przez nas dla ciebie raju (niech on nazywa się: Republika, III Rzesza, Związek Sowiecki), albo co gorsza - wierzysz w innego Zbawiciela - musisz zginąć. Wyraźne cechy takiego właśnie myślenia odnajdujemy u francuskich rewolucjonistów, szczególnie u jakobinów. Snuli oni plany rządów "republikańskiej cnoty" we Francji po ostatecznym zwycięstwie Rewolucji (czyt. po wymordowaniu wszystkich opornych księży, arystokratów i "wrogiego wobec wolności" ludu - jakieś parę milionów osób). W imię tejże "republikańskiej cnoty" planowali oni m. in. odbieranie dzieci rodzicom i wychowywanie ich przez państwo, likwidację prywatnej własności, ujednolicenie strojów. Nie miało być żadnej sfery życia ludzkiego zakrytej przed ewentualną ingerencją Republiki. Badacz intelektualnej historii Rewolucji Francuskiej, izraelski historyk J. Talmon, nie zawahał się zatytułować swojego dzieła poświęconego tej tematyce: "Totalitarna demokracja" (Totalitarian democracy). Za pięknymi słówkami Robespierre'a o "rządach cnoty", skrywało się krwawe widmo totalitary-zmu. Bo, jak powiedział XIX-wieczny poeta niemiecki, Fryderyk Holderlin: "Każda próba zbudowania raju na ziemi, kończy się stworzeniem piekła".

         W następnych odcinkach poznamy dzieje niektórych z tych, którzy tragicznie zostali dotknięci przez piekło Rewolucji. Ginęła w nim cała stara Francja królów i tylu świętych. Pierwszą ofiarą (pierwszą pod względem symbolicznego znaczenia) miał być sam król Francji Ludwik XVI i jego rodzina.



    Grzegorz Kucharczyk

    Publikacja za zgodą redakcji

    nr 9-10/1998 

    niedziela, 16 listopada 2014

    Niewolnicy Bestii - pisze Henryk Pająk

    Nadchodzi bio-elektroniczna apokalipsa. Henryk Pająk

    Mamy przyjemność przedstawić Państwu fragment najnowszej pracy Henryka Pająka pt: „Okupacja dziesięciu pokoleń 1750-2050-?”. Po przeczytaniu prosimy dzielić się materiałem z innymi. Polecamy zgłębić wiedzę całości książki. Jest bezcenna.   SEE


    W przesłaniu do wnuków nie może zabraknąć ostrzeżeń przed trwa­jącym biometrycznym czipowaniem ludzi. Jest nim piętnowanie ludzko­ści „znakiem Bestii” zapowiedzianym proroczo przez św. Jana Apostoła w „Apokalipsie”.
    Współczesny „koncłagier” – Unia Jewropejska zakłada czipy już nie tylko dorosłym. Dobiera się z tym uniwersalnym chomątem (obrożą) do noworodków. Od połowy 2014 roku będzie to obowiązkowe na zachodzie.

    Noworodkom będą wszczepiać czipy w przegubie łokcia. We wszyst­kich barakach Jewropejskiego koncłagru nadzór nad masowym czipo­waniem noworodków będą prowadzić powstające Komitety Doradcze ds. Kontroli Ludności, w skrócie CCCP. Odbywa się to bezpłatnie dla każdego kto tego zapragnie, a noworodkom będą wszczepiać bez wiedzy rodziców, natychmiast po urodzeniu. Niektórzy rodzice w „przodujących” barakach Jewrejołagru na razie nie wierzą w masowość tego zamachu na wolność i „prawa człowieka”, ale inni uważają to za „kontrolowany przeciek”. Na wielu stronach internetowych już w 2013 roku pojawiły się uspokajające informacje, ale bez oficjalnych zaprzeczeń ze strony władz europejskich baraków koncłagru.

    Oto 15 grudnia 2013 roku włoskie media poinformowały, że od maja 2014 roku w całym koncłagrze będą noworodkom obowiązkowo wszcze­piane czipy bezpłatnie. Doniosło o tym poczytne „Corriere di Roma”.

    Mikrochip to tzw. układ scalony o wymiarach zbliżonych do ziarna ryżu, oparty na technologii o nazwie JEE.
    Oficjalny, podstawowy argument na rzecz czipów, to permanentne monitorowanie (przez satelity) „obiektów ludzkich”, co ułatwi np. ustalenie miejsca pobytu porwanego dziecka, zaginionych dorosłych, etc.
    Gazeta podała, że „liczne kraje” już implantują czip podczas maso­wych szczepień, ma się rozumieć – bez informowania o tym znakowanych „obiektów”.
    Urządzenie zawiera informacje o nosicielu, a system GPS nowej gene­racji znajdujący się w urządzeniu, pozwala ustalić położenie „nosiciela” z dokładnością do pięciu metrów.
    Instytucja, o której czytelnicy włoscy dowiedzieli się o tym po raz pierwszy, w wersji włoskiej napisanej literami łacińskimi, nazywa się tak właśnie: Komitet Doradczy ds. Kontroli Ludności. Jeżeli „kontroli”, to wszystko jasne: po prostu permanentnej inwigilacji, przez całe życie ludz­kich „obiektów”.
    Zabieg jest szybki, bezbolesny, dokonywany na lewym łokciu – uspo­kajało „Corriere di Roma”.
    Świat współczesny zagrożony przez porywaczy dla okupu lub dla or­ganów zastępczych, wreszcie odetchnie: Wszystko widzące Oko czuwa, jak niegdyś czuwały nasze MO, ORMO, SB, a teraz UOP, CBŚ, ABW, MBW, itp.

    Gazeta nie powołuje się na żadne rządowe dokumenty. „Corriere di Roma” wyjaśnia swoje zainteresowanie czipowaniem tym, że pismo po­czuło się zawstydzone istnieniem „Komitetu”, o którym nic konkretnego dotąd nie wiedziało[1], podobnie jak rzekomo nie wiedziało o technologii NWO (New World Order – Nowy Porządek Świata).
    Z nieznanego powodu nie wyjaśniło, że informacje są tajne i nie prze­widuje się uprzedniego informowania rodziców niemowląt.
    Na alarm uderzyły strony internetowe oraz duchowieństwo prawo­sławne i greko-katolickie w „zacofanej” Rosji oraz na Ukrainie. W Resztówce Polski, cicho-sza!
    Strona „Rosyjskie matki” (russkije matieri) obawia się, że nie ma dymu bez ognia. W alarmistyczne dzwony uderzyli przedstawiciele średniego szczebla duchowieństwa Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, bo wyższy już od dziesięcioleci jest czcicielem „Czarciej Łapy” i znaku Bestii – „666″, o czym pisałem ilustrując to fotografiami w kilku książkach.
    Od stycznia 2013 roku weszła ustawa rosyjskiej Dumy Państwowej: o jednolitym państwowym demograficznym rejestrze w dokumentach, które potwierdzają obywatelstwo, identyfikują osobę albo jej status so­cjalny[2].

    Konsekwencją będzie – informował Oleg Szczerbaniuk (zob. przypis) – prawo o bio-dowodach. Przewiduje ono wprowadzenie dowodu osobistego nowej generacji – elektronicznego czipu, który trzeba będzie aktualizować co dziesięć lat. Opór teologiczny w aspekcie religijnym to odrębny temat.
    Nazajutrz po informacji w „Corriere di Roma” ukazała się (16 XII 2013 r., www.3rm.info/42092) informacja Centrum Analitycznego INFO- WATCH o kontach bankowych i plastikowych kartach kredytowych. Ogól­ny wniosek: poziom ochrony danych o płatnościach pieniężnych w Rosji i na świecie jest bardzo niski, co wykorzystują cyber-przestępcy. Na banki przypada 29 procent ogólnej liczby wycieków o danych płatniczych: na firmy kredytowo-finansowe 31 procent. Pozostałe przypadki obciążają sieci komercyjno-handlowe:
    Detaliści w większości przypadków po prostu nie biorą poważnie możliwych konsekwencji wycieków w postaci strat finansowych i reputacyjnych. W konsekwencji nie podejmą starań o zwiększenie poziomu bezpieczeństwa danych swoich klientów. W rezultacie detaliści prze­kształcili się w ulubionych cybernetycznych przestępców. Zyskują oni łatwy dostęp do informacji o klientach, włącznie z danymi personalnymi i o płatnościach[3].

    Analitycy INFOWATCH ostrzegają, że jeśli uczestnicy rynku nie wzmocnią bezpieczeństwa poufnych informacji o klientach, to nastąpi drastyczne podważenie zaufania do systemu kart płatniczych. Nawiązują do ustawy rosyjskiego Ministerstwa Finansów o tym, że już w 2014 roku wszystkie zakupy powyżej 600 tysięcy rubli będą dokonywane bezgotówkowo, a w 2015 roku zakupy powyżej 300 tysięcy rubli (1 rubel = 10 groszy).

    Właściciele kont bankowych stają się ofiarami oszustów w chwili doko­nywania zakupów w Internecie. Wzrost tych przestępstw wynika z tego, że Rosja szybko staje się wiodącym rynkiem sprzedaży internetowej on-line Rosja.

    W 2013 roku Rosja zajęła trzynaste miejsce z wolumenem sprzedaży wynoszącym dziesięć miliardów USD. To właśnie w Rosji jest najlicz­niejsza społeczność internetowa – 70 milionów ludzi, z czego 33 miliony użytkowników już kupują towary w sklepach internetowych.
    Wprowadzenie w życie biometryzacji dokumentów osobistych; zinte­growanie całej informacji o ludności w jednym centralnym rejestrze, w róż­nych etapach realizacji tego projektu doprowadzi do stworzenia warunków totalnej kontroli i szantażu także obywateli Ukrainy; do wymuszeń, ma­nipulacji. Jak wiadomo, wiedza o licznych archiwach „X” życia ludzkie­go, będzie przechowywana w tym gigantycznym, nowoczesnym „KGB”, jednej bazie danych. Powstanie także zbiorcza baza danych na podstawie odcisków palców ludności Ukrainy.

    Konsekwencją będzie skupienie całej wiedzy o obywatelach w rękach posiadaczy takiego jedynego, jednolitego rejestru; stworzenie pokusy dyktatury nowego typu, podeptania podstawowych praw obywateli. Je­sienno-zimowe demonstracje na kijowskim Majdanie, prowadzone przez dziesiątki tysięcy „staczy” opłacanych przez dywersyjne forpoczty UniiJewropejskiej na rzecz wejścia Jewrejopy do Ukrainy (a nie odwrotnie!) – ten proceder „kolczykowania” ludzi jaszcze przyspieszy.
    Jednym z podstawowych niebezpieczeństw jest ustanowienie systemu całkowitej kontroli wydatków obywateli rosyjskiego ukraińskiego koncła- gru. To proste – jeśli powstanie obowiązkowa identyfikacja kupującego podczas procedur kupna-sprzedaży, czyli o wydatkach obywateli, to usta¬lanie dochodów do opodatkowania będzie technicznie łatwą formalnością. Wystarczy porównać wydane środki z deklarowanymi dochodami, co już w 2013 roku było stosowane przez wdrożenie zmian w Dekrecie Rady Ministrów Ukrainy (nr 199 z 2002 r.). Manipulacje ustawą doprowadzą do matactw i manipulacji prywatnym majątkiem obywateli; do niekontrolo¬wanego wzrostu „urzędowych” przestępstw. Także do czarnorynkowej transplantologii, etc.

    Kto może być tym zainteresowany?

    W pierwszej kolejności bogaty „Zachód”. Łatwa kontrola ludności, nie do końca opanowana przez KGB, pozwoli zakończyć proces „integracji Ukrainy z europejską wspólnotą.
    Po drugie – skorzystają międzynarodowe struktury mafijno-„komercyjne” specjalizujące się w grabieży „środków budżetowych” i lokowaniu ich w rajach podatkowych, także w legalnych bankach zachodnich czy wymyślnych formach prania zagrabionych milionów i miliardów hrywien.
    Należy wziąć pod lupę identyfikację i weryfikację osoby. Jakimi metodami można je realizować (weryfikować) w konkretnej rzeczywistości kraju ujarzmionego przez scentralizowaną wiedzę o każdym obywatelu?

    biopaszportach będą zakodowane gotowe odpowiedzi na takie pytania. Jeżeli obywatel „A” jest zidentyfikowany przez system jako obywatel „B”, to może on, przykładowo, dysponować majątkiem obywatela „B”.

    Lista nadużyć w takim systemie kontroli może być długa. Najbardziej oczywistym przykładem są machinacje z kartami płatniczymi. Weryfikacja posiadacza karty odbywa się „zdalnie”, w oparciu o kod samej karty. Poprawnie wprowadzony kod określa osobę, posiadacza karty. Potencjalni przestępcy dopuszczeni do bazy kodów-kart, mają setki sposobów. Uzyskują takie kody, następnie wykorzystują fałszywą kartę płatniczą i weryfikują się w oparciu o fałszywy kod jako posiadacze kont. [...]
    Weryfikacja na podstawie cyfrowego obrazu twarzy jest bardzo droga, nie wyklucza niezamierzonych pomyłek, jeżeli twarz człowieka dozna okaleczeń, zmiany rysów twarzy, w wyniku chorób, zmian fizjologicznych powstałych z wiekiem, od chwili narodzin aż do starości.
    Na Ukrainie stosuje się (pisane w 2013 r.) przytoczone metody. Tak samo jak w Kenii – ironicznie dodaje Oleg Szczerbaniuk, autor tego studium.
    Chociaż wszystkie biometryczne metody identyfikacji nie spełniają po-wyższych wymogów, biometryzacja siedmiomilowymi krokami rozlewa się po świecie.
    Na cytowanej tu stronie internetowej opublikowano niedawno (2013 r.) materiał o wydaniu dokumentów biometrycznych mieszkańcom Kenii, głównie koczowniczym plemionom Masajów. Masajowie walczą o bezwizowy ruch z Europą (!), i podobnie jak Ukraińcy, próbują walczyć ze strasznym oszustwem wyborczym.

    Istnieją międzynarodowe metody ICAO w kwestii biometrycznej identyfikacji. W punkcie dziewiątym rozdziału trzeciego, aneks dziewiąty („Uproszczenie formalności”), obowiązkowym jest tylko jeden biometryczny parametr, a mianowiciecyfrowy wizerunek twarzy. Pozostałe są dobrowolne. Wymogi ICAO są obligatoryjne dla wszystkich państw członkowskich, a są to mniej lub bardziej „cywilizowane” kraje. Oznacza to, że w roli głównego identyfikatora został postawiony właśnie cyfrowy wizerunek twarzy albo fotografia trójwymiarowa. Jednak metoda weryfikacji nie jest idealna i z całą pewnością nie nadaje się do wprowadzenia na skalę globalną.

    Jak rozwiązać problem weryfikacji całej ludzkości? Odpowiedź na to kłopotliwe pytanie znajduje się w tymże dokumencie ICAO. W randze jeszcze jednego obowiązkowego parametru, ale nie biometrycznego, występuje punkt o mechanicznie sczytywanej informacji. Ukraińcy mogą go ujrzeć w swoich paszportach zagranicznych. W dolnej części strony, na poliwęglanowej stronie jest dolny wiersz (linijka), na którym pomiędzy symbolami „«…. »” zapisany jestliczbowy identyfikator właściciela paszportu. Składa się on: z pierwszej liczby „jeden” (kategoria); dalej trzy cyfry; kod kraju « UKR », następnie kilka zastrzeżonych symboli, a na koniec narodowy numer identyfikacyjny.
    Taki zapis jest zbieżny z międzynarodową normą ISO 11784/11785; strukturą kodu albo imieniem osoby na czipie.
    W tej technologii cechą identyfikującą jest cyfrowy identyfikator, znany na Ukrainie jako INN. Identyfikacja dokonuje się w oparciu o ten numer, przy czym odpowiada ona wszystkim wspomnianym wymogom.
    Kolejny problem, to przypisanie czipu osobie na stałe. Wynika stąd następne pytanie: co z weryfikacją lub z kontrolą przynależności dokumentu do konkretnej osoby?
    Według tego patentu:

    Niniejszy wynalazek rozwiązuje problemy cechujące inne metody. Unikalny kod kreskowy albo unikalny wzór tatuuje się z zastosowaniem niewidocznych farb na osobniku. Tatuaż może być tymczasowo jak i stały i może być umieszczony na każdym odpowiednim miejscu ciała, najkorzystniej na przedramieniu. Kiedy osoba zechce dokonać operacji handlowej, to tatuaż jest skanowany skanerem.

    Wspomina się tutaj, bez żadnego skrępowania:

    W czasie holokaustu naziści [czyli kto?] tatuowali ręce Polakow, Romów, Żydów i innych grup narodowościowych unikalnym numerem identyfikacyjnym… ani jedna z tych metod nie nadaje się w praktyce do celów transakcji elektronicznych. Po pierwsze, świadomość społeczna dyktuje, że każde znakowanie ludzi nie powinno być zauważalne tak, jak była zauważalna numeracja ofiar holokaustu.
    Oznacza to, że ohydę numerowania ludzi na wzór numerowania Polaków. Ży­dów, Romów,,,  przez Niemców („nazistów”) można i trzeba stosować. Niech żyje prekursorski wynalazek „nazistów”! [...] rodem z IBM. 
    Jeżeli choć jedna cyfra naniesiona na człowieka nie zgadza się z nu­merem na karcie elektronicznej, wtedy żadnych operacji finansowych nie można dokonać.
    Niemożliwe jest także podrobienie takiego znamienia (Bestii!) wytatuowanego elektronicznie. Dokładność weryfikacji jest bliska 100 procent, a koszty eksploatacyjne są groszowe. Szybkość identyfikacji mierzy się w ułamku sekundy. W transakcjach handlowych ten system jest od dawna stosowany perfekcyjnie. Człowiek staje się towarem, paczką zapałek, pojemnikiem. W takich okolicznościach kiełkuje ogromne zagro­żenie tym, że podczas skanowania wizerunku cyfrowego (twarzy), cyfrowe imię w postaci kodu kreskowego będzie tatuowane na czole.
    Na to musi się dobrowolnie zgodzić każda osoba, w przeciwnym razie wolność, tzw. prawa jednostki będą bezczelną, totalitarną kpiną, dobro­wolnym przekroczeniem bram globalnego koncłagru z napisem: „Arbeit macht frei”.

    Biometryczny dowód tożsamości będzie [jest] wydawany na Ukrainie za zgodą konkretnego operatora, co równie automatycznie będzie także zawierało procedurę pobierania danych biometrycznych. Naniesienie zna­mienia (Bestii) opisanego w patencie autorstwa Thomasa Heathera, będzie włączone do tej procedury w sposób tajny, podstępny, bez wiedzy ofiar, w tym niemowląt oraz ich rodziców. W przypadku tatuażu znamienia „Bestii” na ciele niemowlęcia, zabieg ten zostanie powtórzony po dzie­sięciu latach.
    Rodzi się dodatkowe pytanie: jak i kto, po upływie połowy tego dzie­sięcioletniego okresu, zdoła zidentyfikować pięcioletniego chłopca?

    Artykuł 16 ustawy nr 5492 z 20 XI2012 roku bez względu na inne oko­liczności, zobowiązuje każdego do poddania się procedurze skanowania trójwymiarowego wizerunku twarzy. Dużo prościej byłoby dać już ist­niejącym papierowym dokumentom status dokumentów alternatywnych i byłoby to nieporównanie taniej i nie rodziło żadnych problemów dla państwa, ponieważ system ich emisji i funkcjonowania już istnieje.
    Zamiast tego, mieszkańców Ukrainy zawczasu przyuczono do foto­grafowania się za pomocą państwowego sprzętu. Wszystkich ubiegają­cych się o paszport zmuszano do fotografowania się w tzw. OWIR-ach. To oczywiste, że znamię (Bestii) nie było jeszcze nanoszone, ale miało miejsce urabianie opinii publicznej na temat bezpieczeństwa procedur wbijania ludziom znamienia Bestii na czoło.
    Pozostaje nam przywołać proroczą wizję św. Jana Apostoła z jego Apo­kalipsy:

    I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy
    otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło
    i że nikt nie może kupić ni sprzedać,
    kto nie ma znamienia -
    imienia Bestii
    lub liczby jej imienia.
    Tu jest [potrzebna] mądrość liczba to bowiem człowieka.
    A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć

    Wszystkie współczesne towary mają w swoim kodzie kreskowym wpi­sane trzy szóstki – liczbę 666. Tym tajnym znakiem Bestii często posługi­wali się antypapieże – Jan Paweł II oraz Joseph Ratzinger – Benedykt XVI[4].

    W prawosławiu mamy jeszcze inne proroctwa o Bestii i tych na kartach elektronicznych.
    W proroctwie św. Bazylego Nowego, jego uczeń Grzegorz opisuje:

    Potem, odłączy Pan tych co po lewej inne zebranie, i oto przyjdzie oddział kłamliwych i plugawych bardziej niż pozostałych, których oczy są ciemne i mroczne bardziej niżeli tych. Na czołach swych napisy po­siadają: „ szatan” w prawicach mają tabliczki, na której jest napisane: „Wyrzeczenie”.
    Jak wynika z tego proroctwa, karty w rękach i znamię na czole wystę­pują jednocześnie, kto ma kartę (elektroniczną), ten ma znamię na czole i – kto ma znamię na czole, ten ma i kartę w rękach.
    W tyranii automatycznego sczytywania, będzie zapisany osobisty nu­mer człowieka, posiadający we wspomnianej ustawie nr 5492 z 20 XI2012 roku nazwę: „unikalny numer wpisu do Rejestru”.
    Jeżeli nawet podczas skanowania twarzy znamię nie będzie przeniesio­ne na człowieka, to i tak w wyniku machinacji albo fałszerstw dokumentów biometrycznych, ludzie mogą utracić środki do życia. Wtedy naniesienie znamienia na czoło albo implantacji czipa w ciało będzie nieuniknione jako warunek bezpieczeństwa i przetrwania biologicznego.
    Oleg Szczerbaniuk[5]:

    Biometria – to dobrze rozreklamowana iluzja bezpieczeństwa i wy­gody.
    Wygoda polega na tym, że obiekt z czipem jest łatwy do kontrolowa­nia. Jeżeli człowiek wyrazi zgodę na przyjęcie elektronicznego dokumentu z czipem, to jego dokument będzie łatwo i wygodnie identyfikować, a sam człowiek będzie w pełni manipulowany. Dlatego biometryczny dokument to punkt bez odwrotu. To granica bez odwrotu. Przekroczysz ją – to za­wrócić nie sposób. Dalej już nieuniknione naniesienie „znamienia Bestii”, które oznacza wieczną zgubę.
    Pikanteria sytuacji [raczej tragedia] polega także na tym, że uzyska­nie jakiegoś dowodu na ewentualność manipulacji człowiekiem podczas pobierania cyfrowego wizerunku twarzy, jest niemożliwe. Po naniesieniu znamienia przez tych, którzy to znamię wykonują, nie ma po co uświada­miać sobie sprawy o jego naniesieniu. Wtajemniczeni w szczegóły i niu­anse tego procederu także będą milczeć lub uchylać się od odpowiedzi pod byle pretekstem.
    Według wersetu 9 rozdział 14 Apokalipsy św. Jana Apostoła, wiemy, że:
     
    Jeśliby się kto kłaniał bestii i obrazowi jej i przyjąłby znamię na swe czoło, albo na rękę swoją i on pić będzie z wina gniewu bożego, „które zmieszane jest ze szczerym winem w kubku gniewu jego ” i będzie męczony gniewem i siarką wobec aniołów świętych i wobec Baranka[6].

    Znamię to stuprocentowy koniec, śmierć, zguba w tym i przy­szłym życiu. Dlatego tylko wykazanie czujności i trzeźwości i nieuczestniczenie w bezpłodnych sprawach ciemności, o których ostrzega Cerkiew, jest gwarancją nieprzyjęcia „znamienia Bestii” i uchowania swej duszy od wiecznej śmierci.
    Wszystko pozostałe to tylko gra według prawideł „Bestii” na tery­torium „Bestii”, która z pewnością zakończy się „znamieniem Bestii”.

    Wybór należy do nas i niechaj zachowa nas Bóg od niewłaściwego wyboru!
    A kiedy zacznie się spełniać dosłownie, z ludobójczą dokładnością, proroctwo św. Jana Apostoła z jego Apokalipsy? Wiemy tylko, jakie będą okoliczności rozpoczynające tę grozę:

    „niczego nie kupisz, niczego nie sprzedasz”, czyli, po prostu – zdechniesz z głodu pod płotem.
    Otóż, zdychanie pod płotami zacznie się dokładnie od chwili, kiedy mega-morderczy system ludobójstwa zniesie pieniądze jako odwieczny sposób wymiany handlowej kupisz-sprzedaż.
    Już od wielu lat na sparszywiałym „zachodzie”, także a zwłaszcza w USA i Kanadzie, większość operacji kupna-sprzedaży odbywa się za pomocą kart płatniczych lub przelewów bankowych. Posiadanie „luzem” kilku, broń Boże kilkunastu tysięcy dolarów staje się z gruntu podejrzane. Wykrycie takich ilości pieniędzy przez władze kończy się dochodzeniem skarbowym: skąd te pieniądze pochodzą? Dlaczego nie przechowujesz ich w banku? (żydowskim, ma się rozumieć!)
    Gwałtowna redukcja transakcji gotówkowych w Rosji jest przygotowy­wana od 2011 roku przez Ministerstwo Finansów[7]

     Ponadto, w ramach tzw. manewru podatkowego, władze planują tam zmienić wiele podatków bez­pośrednich na podatki pośrednie (zob.: Vladnews.Ru). Minister Finansów Anton Siluanow oświadczył już w 2011 roku, że na pieniężnie rozliczenia gotówkowe „mogą” zostać wprowadzone ograniczenia prawne:

    U nas udział pieniędzy gotówkowych w całkowitym obrocie pienięż­nym wynosi 25%. Wskaźnik ten w krajach rozwijających się [raczej zwi­jających się] wynosi około 15%, a w krajach rozwiniętych od 7% do 10%.

    Autorzy strony internetowej (zob. niżej) poprosili o komentarz do nowych propozycji, duchownego z Cerkwi pw. Narodzenia Jana Chrzci­ciela w Sokolnikach, kierownika Centrum Rehabilitacji Ofiar Religii Nie- tradycyjnych imienia A.S. Chomiakowa, protojereja Oliega Stieniajewa. Oświadczył wprost:

    Pieniądze to wolność. Kiedy zostaną skasowane, nastąpi całkowite niewolnictwo elektroniczne. Dlatego należy robić wszystko, aby zacho­wać pieniądze. Dopóki one istnieją, to człowiek jest wolny. W wypad­ku przeciwnym, znajdzie się w jakimś elektronicznym gułagu, gdzie wszystko będzie przeglądane, gdzie każdy krok jest rejestrowany, monitorowany. Oznacza to, że człowiek przestaje być wolną jednost­ką i łatwo na niego wywierać nacisk. Tak więc nasze Ministerstwo Finansów zmierza w kierunku całkowicie innym niż ten, w którym zamierzają iść prawosławni chrześcijanie. A preteksty do zniesienia gotówki? Różnorakie mogą być wymyślone. Walka z korupcją, walka z terroryzmem, mogą zdetonować gdziekolwiek jakąś bombę atomową, w Paryżu albo w Moskwie, w jednym celu, żeby znieść pieniądze [...]

    A oto tutaj przytaczają oni jakiś podstępny i obłudny argument i obserwują reakcję. Jeżeli wziąć pod uwagę treść Apokalipsy, to oni wprowadzą ten system najprędzej jako system kartek żywnościowych, ponieważ w każdym kraju łatwo jest wywołać głód, wprowadzić kart­ki żywnościowe, a następnie już ich nie wycofywać. Chcą nas zagnać do elektronicznego getta, ale tam nie wolno iść dobrowolnie, ponieważ getto bardzo często kończy się krematorium.
    Rozumie się, że to może nastąpić w centralnych megapolisach[8].
    Następnie granice pomiędzy olbrzymimi megapolisami a małymi miastami będą znikać. Znaczy to oczywiście, że wszystko rozpocznie się od jakiś eksperymentalnych miejsc, następnie wszystko to, jak to eksperymentowali z prawem dla nieletnich i poobserwują, jaka będzie reakcja. My przecież jesteśmy prawosławnym społeczeństwem i po­winniśmy reagować na wszelkie próby ograniczenia nasze wolności.

    [1] Źródła: www.corrierediroma.it;www.annatublen.livejournal.com
    [2] www.3rm_info4/927. O. Szczerbaniuk – „Paszport biometryczny” przypisu: Informaq’a dotyczy Ukrainy.
    [3] Cytowała „Niezawisimaja Gazieta”.
    [4] Zob. H. Pająk: „Lękajcie się”, tomy I i II. Fotografie gestów ich dłoni!
    [5] Specjalista i ekspert w dziedzinie podatków.
    [6] W „Piśmie Świętym Starego i Nowego Testamentu”, wyd. III 1980 r. fragment ten brzmi nieco inaczej:

    Jeśli kto wielbi Bestię i obraz jej,
    i bierze sobie jej znamię na czoło lub rękę’
    ten również będzie pić wino zapalczywości Boga
    przygotowane, nierozcieńczone w kielichu jego gniewu;
    i będzie katowany ogniem i siarką
    wobec świętych aniołów i wobec Baranka.

    [7] Źródło: http:// www.3rm.info/20211-kogda-dengi-otmenyat-nastupit-polnoe-yelektron-noe.html







    Ta waluta będzie w sposób bezlitosny weryfikować i kontrolować zapotrzebowanie na pracę ustalając stawkę godzinową zależnie od zapotrzebowania na określone usługi.



    Czeka nas nowy system Globalnego Niewolnictwa i Kontroli Totalnej z fikcyjną i wirtualną zapłatą za naszą Rzeczywistą i Wymierną Pracę!

     http://abelikain.blogspot.com/2013/04/wirtualna-waluta-i-rzeczywiste.html




     Cząsteczka DNA stanowi ogromny bank informacji. Informacje te są zakodowane w sekwencjach
    czterech zasad - adeniny, cytozyny, guaniny i tyminy. Genom człowieka zawiera 3 mld par tych zasad. Przeliczając na komputerowe bity i bajty, daje to ilość informacji odpowiadającą pojemności jednej płyty CD-ROM. Organizm wszystko to mieści w maleńkim jądrze komórkowym! Obróbki danych w komórce dokonują enzymy. Cząsteczki te potrafią tak manipulować nićmi kwasu deoksyrybonukleinowego, jak dobry program komputerowy manipuluje danymi w prawdziwym komputerze. 
    Niewolnictwo było zbyt intratną rzeczą żeby to zostało faktycznie zakończone więc wynalazkom nie ma końca i każdy z nowych wynalazków jest większej wagi. 




    Globalizacja nie jest nową rzeczą choć wielu uważa że jest to nowy wynalazek. Zglobalizowano greckie i rzymskie bóstwa w jednego Boga, zglobalizowano Kabałę w Stary Testament czyli żydowską Biblię (istnieją inne „biblie”) dodając do niej z tupetem Chrystusa (zakłamując Naukę Boga Ojca )  i Nowy Testament, wynaleziono i zglobalizowano „Naród wynaleziony”.  Proces globalizowania niewolnictwa jest aktualnie w toku: