Im bliżej 11 lipca, tym bardziej mam wrażenie, że już to wszystko kiedyś przeżywaliśmy – znowu odbywa się jakaś podskórna walka o zmarginalizowanie i zakłamanie rocznicy ludobójstwa OUN-UPA.
Oto dochodzą słuchy, że 14 czerwca br. w Gdańsku przy współudziale takich szacownych instytucji jak IPN Gdańsk, Muzeum II Wojny Światowej, Uniwersytet Gdański ma się odbyć debata „Wołyń 1943 – Pamięć i Przyszłość”. Problem w tym, że jako współorganizatorzy występują także Akademia Pomorska w Słupsku i Ukraińskie Towarzystwo Historyczne w Polsce. Z ich ramienia do debaty zaprasza Roman Drozd:
Krwawe, utrwalone w literaturze legendy powstań ukraińskich, nie tyle utwierdziła, ile boleśnie uwspółcześniła wołyńska tragedia, której siedemdziesiątą rocznicę upamiętniamy w roku bieżącym. Wspomnienia uciekinierów z Wołynia, z Podola i Galicji Wschodniej, szczęśliwie ocalałych z „rzezi”, w znacznie większym stopniu niż utwory literackie, kształtowały i dotychczas jeszcze kształtują najżywsze współcześnie mity polskie, poddane bardzo jednostronnemu, zazwyczaj skrajnie negatywnemu widzeniu Ukraińców. Zepchnęły na daleki plan, a może nawet unieważniły wyniki badań historyków, szukających przyczyn owej tragedii, próbujących mimo zagłuszania przez zacietrzewionych publicystów, nacjonalistów i osób niechętnych drugiemu narodowi spojrzeć na wydarzenia roku 1943 w sposób w miarę racjonalny i bezstronny. Prawda świadka jest niewątpliwe ważna, godna szacunku i pamięci, ale bywa też niebezpieczna, gdy zaślepia ją nienawiść, chęć odwetu, obciążanie narodu zbiorową odpowiedzialnością. Taka postawa nie tylko utrudnia, ale wręcz czyni niemożliwymi dobre, przyjazne stosunki między sąsiadami. Pamięć historii zastępuje wówczas krwawe mity, wzajemne relacje zatruwają upiory przeszłości.
Oto od Drozda dowiadujemy się, że ta niby-rzeź (pisana w cudzysłowie!) to jakaś tam „tragedia wołyńska”, zmitologizowana przez uprzedzonych Polaków-nacjonalistów. Nieobiektywni polscy świadkowie budzą upiory i godzą w dobrosiąsiedzką przyjaźń... Obiektywny, racjonalny i bezstronny za to jest  Drozd. Przypomnijmy zatem, co o Droździe pisał w 2000 roku prof. Szawłowski w Przedmowie do dzieła Siemaszków:
Natomiast wśród polskich Ukraińców świeckich w ostatnich latach na czoło wysunął się niejaki R. Drozd z publikacją o UPA , złożoną głównie ze „starannie dobranych” dokumentów i krótkich wprowadzeń. Uderza kłamliwość owej publikacji …” I dalej w przypisie: „Książka ta (…) jeśli chodzi o sytuację z okresu ukraińskiego ludobójstwa na Polakach w czasie II wojny światowej, w reprodukowanych dobranych materiałach upowskich roi się od kłamstw, czy półkłamstw, przemilczeń, manipulacji.
Dlaczego do organizowania tak poważnej debaty wynaleziono takiego człowieka jak Drozd? To ma być człowiek, który przybliży słuchaczom temat?
Jeszcze słówko o tej debacie. O ile skład panelistów dwóch pierwszych części jeszcze dałoby się przełknąć (choć bije po oczach poprawność polityczna, którą kierowano się przy ich doborze), to skład ostatniego panelu, pod znamiennym tytułem „Pamięć i przyszłość”, mówi sam za siebie:
Bogumiła Berdychowska, Mirosław Czech, prof. Jarosław Hrycak, Myrosław Marynowycz, prof. Tomasz Stryjek, prof. Tadeusz Sucharski, Piotr Tyma.
Ja nie znajduję słów, by to komentować.  Ręce opadają. O czym chcą debatować osoby o jednakowych poglądach?*

Jakby tego było mało, nasze polskie władze robią podchody, by rozbić uroczystości Kresowian 11 lipca w Warszawie. Pomimo tego, że uroczystości Kresowian w centrum Warszawy (msza, marsz, koncert) zostały zapowiedziane już rok temu, władze forsują pomysł oficjałki na odludnym Skwerze Wołyńskim. Co gorsza, dochodzą nas słuchy, że władza kusi różne osoby i organizacje kresowe obietnicami profitów, które miałyby na nie spaść w razie przyłączenia się do obchodów władzy. Oczywiście rozłamowcy zobaczą te korzyści „jak świnia niebo”, ale zanim przekonają się, że zostali oszukani, zdążą rozbić jedność Kresowian, okryć się hańbą jako sprzedawczykowie i zepsuć obchody.
O prawdziwych intencjach prez. Komorowskiego świadczy fakt jego spotkania z Myronem Syczem – posłem PO, synem członka OUN-UPA (czyżby ten doradzał prezydentowi, jak "godnie" uczcić ofiary OUN-UPA?) oraz zapowiedź uczestnictwa w obłudnej panachidzie z udziałem biskupa Szewczuka (tego, który ostatnio przeprosił „braci z Polski”, ale chyba sam nie wie, za co, bo niedawno twierdził, że „UPA walczyła za wolność waszą i naszą”).
Sytuacji nie poprawiają głupie głosy płynące nie tyle ze środowisk lewicowo-liberalnych, co ze strony prawicowo-konserwatywnych. W ślady Talagi z Rzepy („nacjonalizm [ukraiński] to pestka” - o czym pisałem wcześniej) poszedł Przemysław Żurawski vel Grajewski, krytykujący upamiętnianie ofiar OUN-UPA i potępianie tych organizacji. Jak zwykle swoje trzy grosze wtrąca Paweł Kowal, ale to nie dziwota, stara się facet, żeby dalej pozwalali mu prowadzić program kulinarny w ukraińskiej telewizji.
Natomiast ukraińscy nacjonaliści nie zasypiają gruszek w popiele. Deputowana skrajnie nacjonalistycznej partii „Swoboda” Iryna Farion odbyła ostatnio tournee po „Zakerzonii” czyli po południowo-wschodnich powiatach Polski. Opisała to na swoim blogu:
Przed Wielkanocą ja i poseł Rady Najwyższej Ukrainy Andrij Tjahnybok, którego większościowy okręg wyborczy częściowo graniczy z tak zwanymi ziemiami Zakerzonia (tj. włączonymi do Polski ukraińskimi etnicznymi terytoriami Łemkowszczyzny, Podlasia, Nadsania, Sokalszczyzny, Rawszczyzny, Chełmszczyzny: 19,5 tysięcy km kw., ponad 1 600 000 Ukraińców ) - wyruszyliśmy do serca ukraińskiej oświaty, zespołu Ogólnokształcących Szkół nr 2 im. Markijana Szaszkiewicza w Peremyszliu, który, ze względu na tragiczne okoliczności historyczne i polityczne w latach 40-50-tych stał się Przemyślem.
Nowy podział Europy, przeprowadzony przez tzw koalicję antyhitlerowską na konferencji krymskiej [w Jałcie] w 1945 r., otworzył nie zagojone do dzisiaj rany na ukraińskiej etniczno-narodowej duszy, odrywając od niej odwieczne etno-komórki, które nie przestawały magicznie przyciągać do siebie przymusowo wysiedlonych, represjonowanych i katowanych Ukraińców i ich potomków...
Cóż zatem jest potrzebne, aby ostatnia przybyła tu fala ukraińskiej imigracji na własne przecież etniczne ziemie nie opolaczała się tak błyskawicznie, nazywając to niedawno stworzonym terminem "socjalizacji"?
Odpowiedź na pytanie zadane przez Farion jest dziecinnie prosta: trzeba więcej Drozdów, Talagów, Berdychowskich, Kowalów, Czechów, Szewczuków, Tymów i Żurawskich vel Grajewskich.
________