Mord założycielski III RP
Jak naprawdę wyglądało uprowadzenie i zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki?
Kulminacyjny punkt operacji zafałszowywania prawdy miał miejsce nocą z 25 na 26 października 1984 r. Z zeznań świadków i dokumentów wynikało, że w nocy z 25 na 26 października 1984 r. zwłoki ks. Jerzego zostały wrzucone z tamy w nurty Wisły, a następnego dnia, po otoczeniu terenu milicyjnym kordonem, odnalezione przez nurków. Wrzucenie zwłok księdza Jerzego do Wisły w nocy z 25 na 26 października 1984 r. oznaczało, że oprawcy księdza skazani w procesie toruńskim musieli mieć nieznanych dotąd wspólników, ponieważ sami przebywali w areszcie już od 23 października. Prokurator Andrzej Witkowski dotarł do nowych świadków, m.in. zmarłego w dziwnych okolicznościach w maju 2013 roku funkcjonariusza MO Romana Nowaka.
W latach 80. Nowak pełnił służbę w toruńskiej komendzie, był opiekunem psa tropiącego. 19 X 1984 roku, po godzinie 22. Nowak został wezwany do miejscowości Górsk w pobliżu Torunia, gdzie kilkadziesiąt minut wcześniej uprowadzono księdza Jerzego Popiełuszkę. Nie został przesłuchany ani przez sąd ani przez prowadzących wówczas sprawę prokuratorów. Zeznania złożył dopiero prawie 20 lat później przed prokuratorem IPN. Z protokółu przesłuchania Nowaka wynika, że pies podjął ślad zapachowy w samochodzie księdza, przeszedł 244 metry wzdłuż drogi i zgubił ślad przy bocznej drodze. Próby powtarzano trzykrotnie, za każdym razem z takim samym rezultatem. Nowak zeznał, iż wskazywało to na to, że ksiądz Popiełuszko został wyprowadzony z samochodu i przeprowadzony dalej, do auta, które stało przy drodze odchodzącej w bok. To zaś oznaczało, że jego porywaczy musiało być więcej, a przebieg uprowadzenia wyglądał inaczej niż zeznawali skazani esbecy.
Okazało się, że na miesiąc przed zbrodnią już 15 września nakazano objęcie obserwacją morderców i porywaczy Adama Pietruszki, Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Obserwacje prowadzili funkcjonariusze Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Tragicznego wieczora 19 października 1984 r. Piotrowski i jego współpracownicy byli obserwowani przez sześciu funkcjonariuszy WSW. To oznaczało, że było sześciu (pięciu mężczyzn i jedna kobieta) nieznanych dotąd świadków uprowadzenia ks. Jerzego. Witkowski i jego współpracownicy poznali ich nazwiska i poddali przesłuchaniu. Trzech z przesłuchiwanych zadeklarowało wolę współpracy z prokuratorami, stawiając jeden warunek: gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodzin.
Gdy Witkowski dotarł z tą informacją do ministra sprawiedliwości Wiesława Chrzanowskiego, w dniu 22 listopada 1991 został odsunięty od śledztwa, które zostało skazane na zapomnienie. Przypomnijmy w tym czasie rządził gabinet Jana Olszewskiego!
Jak do tego doszło? „W ramach śledztwa u generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka założono podsłuchy telefoniczne. W trakcie jednej z rozmów Jaruzelski poinformował Kiszczaka, że sprawy zaczynają przybierać niekorzystny obrót i trzeba »zrobić coś z tym prokuratorem ”– mówi proszący o anonimowość współpracownik Andrzeja Witkowskiego. Kilka godzin po tej rozmowie Witkowski dowiedział się o zakończeniu swojej misji. Do drugiego przesłuchania sześciu oficerów WSI, którzy byli świadkami uprowadzenia księdza Jerzego Popiełuszki, nie doszło nigdy.
Wraz z powstaniem IPN zrodziła się możliwość powrotu do sprawy. Śledztwo zostało przywrócone Witkowskiemu, któremu częściowo udało się reaktywować grupę współpracowników. Przez 10 lat śledztwo stało w martwym punkcie. Witkowski w ramach IPN rozpoczął pracę od zera, gdyż cały dorobek śledztwa z lat 1990–1991 przepadł bez wieści. Nigdy nie udało się wyjaśnić, w jaki sposób zniknęły dokumenty i wiele dowodów zebranych dziesięć lat wcześniej.
Odkrywając kolejne elementy tajemnicy prokuratorzy poznali smutną prawdę o osamotnieniu ks. Jerzego w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Relacje przyjaciół ks. Jerzego pozwoliły na zrozumienie ogromu tragedii, która zaczęła się na długo przed zbrodnią. Osaczony przez SB, opuszczony przez własne środowisko, zdradzony przez współpracowników ks. Jerzy samotnie zmierzał ku swemu przeznaczeniu. Wielkie tu zaniedbania episkopatu i prymasa Józefa Glempa.
M.in. Waldemar Chrostowski kierowca zamordowanego księdza miał być współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
Współpracownicy Witkowskiego dotarli do taśm i stenogramów z lat 1984 - 1990, opatrzonych klauzulą najwyższej tajności. Nagrania pochodziły z podsłuchów rodzin oraz przyjaciół funkcjonariuszy SB skazanych w procesie toruńskim. Z treści rozmów rysował się obraz „spreparowania sprawy” przez kierownictwo MSW z uwypukleniem roli gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Kluczową rolę w sprawie miał odegrać Jaruzelski, który żądał od Kiszczaka „uciszenia” ks. Popiełuszki. Dla Witkowskiego informacje uzyskane z podsłuchów stanowiły kropkę nad „i” dla przekonania o kierowniczej roli, jaką w sprawie odegrali Kiszczak i Jaruzelski. Sześćset godzin zachowanych rozmów stanowiło ułamek podsłuchów prowadzonych przez MSW w ramach operacji o kryptonimach „Teresa”, „Trawa”, „Robot”, już jednak ten fragment pokazywał skalę przedsięwzięcia: pełną inwigilację blisko stu osób prowadzoną przez 6 lat przez kilkuset funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB.
Uzyskane nagrania były dowodem, że „scenariusz” ukrywania i fałszowania prawdy zaczęto realizować bezpośrednio po zbrodni i realizowano dużo dłużej, niż do czasu przemian z 1989 roku.
Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i ściśle tajnych dokumentów MSW wskazujących, że uprowadzenie i zamordowanie ks. Jerzego poprzedziło szereg przygotowań, odnośnie których decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu.
Prokuratorzy zdobyli dowody, że uprowadzenie Kapelana Solidarności było zaplanowane w oparciu o kombinację operacyjną, której celem było nie tylko zamordowanie ks. Jerzego, ale też próba przerzucenia odpowiedzialności za zbrodnię na wybranych, szczególnie niewygodnych z punktu widzenia reżimowych władz, przedstawicieli opozycji i duchowieństwa. Na ostatnim etapie śledztwa pojawiły się sygnały o planowanym rozbiciu zespołu śledczego Witkowskiego. Jedyną szansą na odwrócenie trendu było przyspieszenie sprawy, postawienie zarzutów i wywołanie reakcji łańcuchowej. W październiku 2004 akt oskarżenia był gotowy. Wśród oskarżonych o współudział w zbrodni bądź w okolicznościach z nią związanych miało się znaleźć kilkanaście osób, w tym m. in. generał Czesław Kiszczak.
Do przekazania aktu oskarżenia do sądu nie doszło nigdy. 14 października 2004 r., niemal dokładnie w dwudziestą rocznicę zbrodni, szef pionu śledczego IPN profesor Witold Kulesza ogłosił, że misja Witkowskiego została zakończona.
27 października 2004 roku prokurator Piotr Zając, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, poprosił kolegów na naradę. Był przygnębiony. Krótko oświadczył, że dzień wcześniej podczas narady służbowej naczelników IPN w Warszawie nakłaniano go do mówienia nieprawdy przed kolegium prokuratorów. Z relacji wynikało, że profesor Witold Kulesza, szef Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, miał domagać się, by naczelnik zwołał konferencję prasową, podczas której oznajmi, że to on – Piotr Zając – podjął decyzję o odsunięciu prokuratora Andrzeja Witkowskiego od śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki. Naczelnik odmówił. W odpowiedzi usłyszał, że nie panuje nad podległą sobie komórką IPN. Po odebraniu śledztwa Andrzej Witkowski zrezygnował z pracy w IPN i poprosił o przeniesienie do Prokuratury Powszechnej. Hipotezę Witkowskiego skrytykował też adwokat Krzysztof Piesiewicz sfilmowany w niedwuznacznej sytuacji podczas zabawy białym proszkiem z dwiema roznegliżowanymi panienkami.
Jak wyjaśnił profesor Kulesza, w przeszłości Witkowski miał być przesłuchiwany w charakterze świadka w procesie generałów SB Władysława Ciastonia i Zenona Płatka (domniemanych inspiratorów zgładzenia ks. Popiełuszki), a to – jak wyjaśnił Witold Kulesza – miało wykluczać prokuratora z dalszej sprawy. Profesor Kulesza musiał wiedzieć, że Andrzej Witkowski odmówił w sądzie składania zeznań i nie wypowiedział ani słowa. Musiał to wiedzieć, bo przecież donosiły o tym media szeroko, opisując zadziwiającą sytuację, w której sąd zadawał Witkowskiemu pytania, ten zaś milczał.
Nie tylko wydarzenia z przeszłości, ale także z ostatnich lat wskazują, że zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki i okoliczności związane z tą zbrodnią nie są wyłącznie sprawą historyczną.
W 1992 r. w białostockim szpitalu zmarł syn brata księdza, Józefa Popiełuszki - Tomasz.
Tomek Popiełuszko filmował uroczystość mojego ślubu w kościele w Dąbrowie Białostockiej w grudniu 1990 roku.
Według redaktora „Wprost”, przed zgonem bratanka ks. Popiełuszki jego ojciec Józef otrzymywał anonimowe telefony, żądające, by przestał zajmować się śmiercią brata. Już po śmierci Tomasza anonimowi rozmówcy Józefa Popiełuszki naciskali na niego, aby on i jego najbliżsi nie rozmawiali z prokuratorami IPN, „niczego sobie nie przypominali ani w ogóle nie mówili na temat księdza Jerzego”. Rozmówcy wielokrotnie straszyli Józefa Popiełuszkę i najbliższe mu osoby, grozili śmiercią lub ciężkim pobiciem.
Na ten temat mógłby coś powiedzieć Stanisław Popiełuszko, który – podobnie jak drugi z braci księdza Jerzego, Józef – do dziś nie pogodził się z „ustaleniami” procesu z 1985 r. Po udzieleniu kilku publicznych wypowiedzi na ten temat zaczął odbierać anonimowe groźby. „Nieznani sprawcy” zagrozili, że w wypadku powtórzenia się podobnej „niesubordynacji” śmierć księdza Jerzego nie będzie ostatnią tragedią w rodzinie Popiełuszków. Stanisław Popiełuszko nie przeląkł się i kilka miesięcy później w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła jego żona. Jak wykazała sekcja zwłok, śmierć nastąpiła wskutek przedawkowania alkoholu metylowego. Innymi słowy – Danuta Popiełuszko zmarła z przepicia, co w przypadku abstynentki, która nigdy nie piła alkoholu pod żadną postacią, jest zjawiskiem niezwykłym. W podobnych okolicznościach zmarł jeden ze świadków, którego zeznania złożone przed prokuratorem Andrzejem Witkowskim całkowicie podważały wersję toruńską. Także ten „wypadek” nigdy nie został wyjaśniony, podobnie jak wizyta złożona w grudniu 2008 roku rodzinie Popiełuszków przez rzekomych przedstawicieli kurii biskupiej w Białymstoku, którzy prosili, by bliscy nie zakłócali procesu beatyfikacyjnego „syna” i „brata” i nie wypowiadali się więcej na temat okoliczności jego śmierci. Oburzeni najściem bliscy księdza Jerzego udali się do kurii, gdzie usłyszeli, że nikt do nich żadnych przedstawicieli nie wysyłał.
Na początku kwietnia 2010, tuż przed tragedią smoleńską, w świat została wysłana informacja, że jeszcze przed beatyfikacją księdza Jerzego Popiełuszki prezes IPN, profesor Janusz Kurtyka, przedstawi nowe fakty dotyczące okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki.
Tragedia smoleńska rozwiała te nadzieje. Mocodawcy pozostali bezkarni.
Kulminacyjny punkt operacji zafałszowywania prawdy miał miejsce nocą z 25 na 26 października 1984 r. Z zeznań świadków i dokumentów wynikało, że w nocy z 25 na 26 października 1984 r. zwłoki ks. Jerzego zostały wrzucone z tamy w nurty Wisły, a następnego dnia, po otoczeniu terenu milicyjnym kordonem, odnalezione przez nurków. Wrzucenie zwłok księdza Jerzego do Wisły w nocy z 25 na 26 października 1984 r. oznaczało, że oprawcy księdza skazani w procesie toruńskim musieli mieć nieznanych dotąd wspólników, ponieważ sami przebywali w areszcie już od 23 października. Prokurator Andrzej Witkowski dotarł do nowych świadków, m.in. zmarłego w dziwnych okolicznościach w maju 2013 roku funkcjonariusza MO Romana Nowaka.
W latach 80. Nowak pełnił służbę w toruńskiej komendzie, był opiekunem psa tropiącego. 19 X 1984 roku, po godzinie 22. Nowak został wezwany do miejscowości Górsk w pobliżu Torunia, gdzie kilkadziesiąt minut wcześniej uprowadzono księdza Jerzego Popiełuszkę. Nie został przesłuchany ani przez sąd ani przez prowadzących wówczas sprawę prokuratorów. Zeznania złożył dopiero prawie 20 lat później przed prokuratorem IPN. Z protokółu przesłuchania Nowaka wynika, że pies podjął ślad zapachowy w samochodzie księdza, przeszedł 244 metry wzdłuż drogi i zgubił ślad przy bocznej drodze. Próby powtarzano trzykrotnie, za każdym razem z takim samym rezultatem. Nowak zeznał, iż wskazywało to na to, że ksiądz Popiełuszko został wyprowadzony z samochodu i przeprowadzony dalej, do auta, które stało przy drodze odchodzącej w bok. To zaś oznaczało, że jego porywaczy musiało być więcej, a przebieg uprowadzenia wyglądał inaczej niż zeznawali skazani esbecy.
Okazało się, że na miesiąc przed zbrodnią już 15 września nakazano objęcie obserwacją morderców i porywaczy Adama Pietruszki, Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali. Obserwacje prowadzili funkcjonariusze Wojskowej Służby Wewnętrznej (WSW). Tragicznego wieczora 19 października 1984 r. Piotrowski i jego współpracownicy byli obserwowani przez sześciu funkcjonariuszy WSW. To oznaczało, że było sześciu (pięciu mężczyzn i jedna kobieta) nieznanych dotąd świadków uprowadzenia ks. Jerzego. Witkowski i jego współpracownicy poznali ich nazwiska i poddali przesłuchaniu. Trzech z przesłuchiwanych zadeklarowało wolę współpracy z prokuratorami, stawiając jeden warunek: gwarancje bezpieczeństwa dla siebie i rodzin.
Gdy Witkowski dotarł z tą informacją do ministra sprawiedliwości Wiesława Chrzanowskiego, w dniu 22 listopada 1991 został odsunięty od śledztwa, które zostało skazane na zapomnienie. Przypomnijmy w tym czasie rządził gabinet Jana Olszewskiego!
Jak do tego doszło? „W ramach śledztwa u generałów Wojciecha Jaruzelskiego i Czesława Kiszczaka założono podsłuchy telefoniczne. W trakcie jednej z rozmów Jaruzelski poinformował Kiszczaka, że sprawy zaczynają przybierać niekorzystny obrót i trzeba »zrobić coś z tym prokuratorem ”– mówi proszący o anonimowość współpracownik Andrzeja Witkowskiego. Kilka godzin po tej rozmowie Witkowski dowiedział się o zakończeniu swojej misji. Do drugiego przesłuchania sześciu oficerów WSI, którzy byli świadkami uprowadzenia księdza Jerzego Popiełuszki, nie doszło nigdy.
Wraz z powstaniem IPN zrodziła się możliwość powrotu do sprawy. Śledztwo zostało przywrócone Witkowskiemu, któremu częściowo udało się reaktywować grupę współpracowników. Przez 10 lat śledztwo stało w martwym punkcie. Witkowski w ramach IPN rozpoczął pracę od zera, gdyż cały dorobek śledztwa z lat 1990–1991 przepadł bez wieści. Nigdy nie udało się wyjaśnić, w jaki sposób zniknęły dokumenty i wiele dowodów zebranych dziesięć lat wcześniej.
Odkrywając kolejne elementy tajemnicy prokuratorzy poznali smutną prawdę o osamotnieniu ks. Jerzego w obliczu śmiertelnego zagrożenia. Relacje przyjaciół ks. Jerzego pozwoliły na zrozumienie ogromu tragedii, która zaczęła się na długo przed zbrodnią. Osaczony przez SB, opuszczony przez własne środowisko, zdradzony przez współpracowników ks. Jerzy samotnie zmierzał ku swemu przeznaczeniu. Wielkie tu zaniedbania episkopatu i prymasa Józefa Glempa.
M.in. Waldemar Chrostowski kierowca zamordowanego księdza miał być współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa.
Współpracownicy Witkowskiego dotarli do taśm i stenogramów z lat 1984 - 1990, opatrzonych klauzulą najwyższej tajności. Nagrania pochodziły z podsłuchów rodzin oraz przyjaciół funkcjonariuszy SB skazanych w procesie toruńskim. Z treści rozmów rysował się obraz „spreparowania sprawy” przez kierownictwo MSW z uwypukleniem roli gen. Jaruzelskiego i Kiszczaka.
Kluczową rolę w sprawie miał odegrać Jaruzelski, który żądał od Kiszczaka „uciszenia” ks. Popiełuszki. Dla Witkowskiego informacje uzyskane z podsłuchów stanowiły kropkę nad „i” dla przekonania o kierowniczej roli, jaką w sprawie odegrali Kiszczak i Jaruzelski. Sześćset godzin zachowanych rozmów stanowiło ułamek podsłuchów prowadzonych przez MSW w ramach operacji o kryptonimach „Teresa”, „Trawa”, „Robot”, już jednak ten fragment pokazywał skalę przedsięwzięcia: pełną inwigilację blisko stu osób prowadzoną przez 6 lat przez kilkuset funkcjonariuszy i tajnych współpracowników SB.
Uzyskane nagrania były dowodem, że „scenariusz” ukrywania i fałszowania prawdy zaczęto realizować bezpośrednio po zbrodni i realizowano dużo dłużej, niż do czasu przemian z 1989 roku.
Witkowski i jego współpracownicy dotarli do świadków i ściśle tajnych dokumentów MSW wskazujących, że uprowadzenie i zamordowanie ks. Jerzego poprzedziło szereg przygotowań, odnośnie których decyzja musiała zapaść na najwyższym szczeblu.
Prokuratorzy zdobyli dowody, że uprowadzenie Kapelana Solidarności było zaplanowane w oparciu o kombinację operacyjną, której celem było nie tylko zamordowanie ks. Jerzego, ale też próba przerzucenia odpowiedzialności za zbrodnię na wybranych, szczególnie niewygodnych z punktu widzenia reżimowych władz, przedstawicieli opozycji i duchowieństwa. Na ostatnim etapie śledztwa pojawiły się sygnały o planowanym rozbiciu zespołu śledczego Witkowskiego. Jedyną szansą na odwrócenie trendu było przyspieszenie sprawy, postawienie zarzutów i wywołanie reakcji łańcuchowej. W październiku 2004 akt oskarżenia był gotowy. Wśród oskarżonych o współudział w zbrodni bądź w okolicznościach z nią związanych miało się znaleźć kilkanaście osób, w tym m. in. generał Czesław Kiszczak.
Do przekazania aktu oskarżenia do sądu nie doszło nigdy. 14 października 2004 r., niemal dokładnie w dwudziestą rocznicę zbrodni, szef pionu śledczego IPN profesor Witold Kulesza ogłosił, że misja Witkowskiego została zakończona.
27 października 2004 roku prokurator Piotr Zając, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Lublinie, poprosił kolegów na naradę. Był przygnębiony. Krótko oświadczył, że dzień wcześniej podczas narady służbowej naczelników IPN w Warszawie nakłaniano go do mówienia nieprawdy przed kolegium prokuratorów. Z relacji wynikało, że profesor Witold Kulesza, szef Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, miał domagać się, by naczelnik zwołał konferencję prasową, podczas której oznajmi, że to on – Piotr Zając – podjął decyzję o odsunięciu prokuratora Andrzeja Witkowskiego od śledztwa w sprawie zabójstwa księdza Popiełuszki. Naczelnik odmówił. W odpowiedzi usłyszał, że nie panuje nad podległą sobie komórką IPN. Po odebraniu śledztwa Andrzej Witkowski zrezygnował z pracy w IPN i poprosił o przeniesienie do Prokuratury Powszechnej. Hipotezę Witkowskiego skrytykował też adwokat Krzysztof Piesiewicz sfilmowany w niedwuznacznej sytuacji podczas zabawy białym proszkiem z dwiema roznegliżowanymi panienkami.
Jak wyjaśnił profesor Kulesza, w przeszłości Witkowski miał być przesłuchiwany w charakterze świadka w procesie generałów SB Władysława Ciastonia i Zenona Płatka (domniemanych inspiratorów zgładzenia ks. Popiełuszki), a to – jak wyjaśnił Witold Kulesza – miało wykluczać prokuratora z dalszej sprawy. Profesor Kulesza musiał wiedzieć, że Andrzej Witkowski odmówił w sądzie składania zeznań i nie wypowiedział ani słowa. Musiał to wiedzieć, bo przecież donosiły o tym media szeroko, opisując zadziwiającą sytuację, w której sąd zadawał Witkowskiemu pytania, ten zaś milczał.
Nie tylko wydarzenia z przeszłości, ale także z ostatnich lat wskazują, że zabójstwo księdza Jerzego Popiełuszki i okoliczności związane z tą zbrodnią nie są wyłącznie sprawą historyczną.
W 1992 r. w białostockim szpitalu zmarł syn brata księdza, Józefa Popiełuszki - Tomasz.
Tomek Popiełuszko filmował uroczystość mojego ślubu w kościele w Dąbrowie Białostockiej w grudniu 1990 roku.
Według redaktora „Wprost”, przed zgonem bratanka ks. Popiełuszki jego ojciec Józef otrzymywał anonimowe telefony, żądające, by przestał zajmować się śmiercią brata. Już po śmierci Tomasza anonimowi rozmówcy Józefa Popiełuszki naciskali na niego, aby on i jego najbliżsi nie rozmawiali z prokuratorami IPN, „niczego sobie nie przypominali ani w ogóle nie mówili na temat księdza Jerzego”. Rozmówcy wielokrotnie straszyli Józefa Popiełuszkę i najbliższe mu osoby, grozili śmiercią lub ciężkim pobiciem.
Na ten temat mógłby coś powiedzieć Stanisław Popiełuszko, który – podobnie jak drugi z braci księdza Jerzego, Józef – do dziś nie pogodził się z „ustaleniami” procesu z 1985 r. Po udzieleniu kilku publicznych wypowiedzi na ten temat zaczął odbierać anonimowe groźby. „Nieznani sprawcy” zagrozili, że w wypadku powtórzenia się podobnej „niesubordynacji” śmierć księdza Jerzego nie będzie ostatnią tragedią w rodzinie Popiełuszków. Stanisław Popiełuszko nie przeląkł się i kilka miesięcy później w niewyjaśnionych okolicznościach zmarła jego żona. Jak wykazała sekcja zwłok, śmierć nastąpiła wskutek przedawkowania alkoholu metylowego. Innymi słowy – Danuta Popiełuszko zmarła z przepicia, co w przypadku abstynentki, która nigdy nie piła alkoholu pod żadną postacią, jest zjawiskiem niezwykłym. W podobnych okolicznościach zmarł jeden ze świadków, którego zeznania złożone przed prokuratorem Andrzejem Witkowskim całkowicie podważały wersję toruńską. Także ten „wypadek” nigdy nie został wyjaśniony, podobnie jak wizyta złożona w grudniu 2008 roku rodzinie Popiełuszków przez rzekomych przedstawicieli kurii biskupiej w Białymstoku, którzy prosili, by bliscy nie zakłócali procesu beatyfikacyjnego „syna” i „brata” i nie wypowiadali się więcej na temat okoliczności jego śmierci. Oburzeni najściem bliscy księdza Jerzego udali się do kurii, gdzie usłyszeli, że nikt do nich żadnych przedstawicieli nie wysyłał.
Na początku kwietnia 2010, tuż przed tragedią smoleńską, w świat została wysłana informacja, że jeszcze przed beatyfikacją księdza Jerzego Popiełuszki prezes IPN, profesor Janusz Kurtyka, przedstawi nowe fakty dotyczące okoliczności śmierci księdza Jerzego Popiełuszki.
Tragedia smoleńska rozwiała te nadzieje. Mocodawcy pozostali bezkarni.
Ostatnia aktualizacja: środa, 29 maja 2013 15:39
Ostatnie od Marek Czarniawski
- Módlmy się w intencji Mary Wagner
- Karać klientów prostytutek?
- Czas skaczących laleczek
- Ukraińści szachraji
- Profanacja katolickiego kościoła w Argentynie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz