16 wrz
2010
2010
Ostatnia warta honorowa przy grobie Matki i Serca Syna — legenda czy fakt historyczny?
Kiedy wycieczki, zwłaszcza z Polski, przyjeżdżają na Rossę, zaczynają
zwiedzać cmentarzyk wojskowy i mauzoleum z sercem Marszałka. Zwykle przewodnicy
pokazują zwiedzającym trzy groby żołnierzy — ostatnią wartę honorową przy Grobie
Matki i Sercu Syna. Żołnierze ci zostali zastrzeleni 18 września 1939 roku przez
wkraczających do Wilna sowieckich „bojców”. W legendzie wileńskiej są oni
bohaterami, obrońcami świętego dla wilnian miejsca. Często pośród zwiedzających
ten cmentarzyk można usłyszeć pytanie, czy faktycznie żołnierze polscy w czasie,
kiedy należało bronić miasta, stanęli na warcie przy grobie Matki i Sercu Syna,
i tam bohatersko zginęli?
Profesor Edmund Małachowicz, autor znakomitej pracy „Cmentarz na Rossie w
Wilnie”, wątpi, by trzej żołnierze wobec zbliżającego się silnego oddziału
sowieckiego mogli stanąć przy grobie, zamiast walczyć w obronie miasta, oddawać
strzały w kierunku wroga i zginąć na polu walki i nie dać się zabić z bronią u
nogi. Zachodzi pytanie czy rzeczywiście trzej żołnierze stanęli przy grobie i
warta honorowa poniosła bohaterską śmierć?
Edmund Małachowicz we wspomnianej książce pisze: „Jest miejscowa wersja
wydarzeń dotycząca ich śmierci. Głosi ona, że byli to członkowie warty honorowej
przy grobie Matki i Serca Syna, zabici na posterunku przez wkraczające wojska.
Zginęli oni 18 września w nieznanych okolicznościach, a byli to:
- Piotr Stacirowicz, szeregowy WP
- Wincenty Salwiński, kapral WP
- Wacław Sawicki, szeregowy WP
Pochowani zostali przez ludność miejscową, a znacznie później (w czasie
okupacji niemieckiej) wykonano trzy betonowe nagrobki, prawie identyczne z
pozostałymi nagrobkami żołnierskimi. Napisy pierwotne zostały zniszczone po 1945
r., ale nowe tabliczki metalowe zawierają tylko jedno nazwisko — Wincentego
Salwińskiego — oraz dwóch nieznanych żołnierzy WP. Wszystkie trzy nazwiska
zachowały się jednakże w spisie mogił z lat 1939-1945, sporządzonym z natury
przez Aleksandra Śnieżkę. Za taka wersję przemawiała liczba dwóch żołnierzy i 1
podoficera, znanych ze starych fotografii, i miejsce (?) śmierci i pochówku.
Zaprzecza temu jednak oświadczenie p. Kazimierza Rolińskiego (artykuł prasowy) z
Warszawy, opublikowane w prasie (K. Roliński, „Na Rossie”). Stwierdza on, że 1
września 1939 wartownicy – żołnierze służby czynnej zostali zdjęci, a zastąpiła
ich drużyna z kompanii Przysposobienia Wojskowego, złożona głównie z
gimnazjalistów wileńskich. Pisze on też: „Los zrządził, iż wraz z moim sąsiadem
i kolegą Malinowskim pełniłem wartę honorową jako ostatnia para. Już się
rozległy wystrzały z kierunku lotniska Porubanek, kiedy z pełnym ceremoniałem
odmaszerowaliśmy z tego posterunku do wartowni, skąd drużyna pomaszerowała na
miejsce zbiórki. Nikt z warty honorowej nie zginął. Skąd więc ta
wiadomość?”.
Prof. Małachowicz pisze dalej: „Wspomniana kompania WP opuściła Wilno,
przekroczyła granice litewską i została internowana. Roliński wspomina wprawdzie
o kompanii podchorążych pozostawionych dla osłaniania odwrotu, ale to nie
dotyczy trzech poległych”.
„W świetle takiego oświadczenia bezpośredniego świadka ówczesnych wydarzeń
wersji „warty honorowej” nie da się więc utrzymać” — stwierdza profesor —
„legendy jednak mają żywot trwalszy niż niejedno wydarzenie rzeczywiste.
Prawdopodobnie więc i ta legenda przetrwa jeszcze, głównie wśród społeczności
ziemi wileńskiej, odznaczającej się szczególną »pamiętliwością« ”.
A zatem autor książki „Cmentarz na Rossie w Wilnie” stwierdził
autorytatywnie, że 18 września 1939 roku, podczas szturmu Wilna przez Sowietów,
warty już nie było. Więc kim byli ci trzej żołnierze, których groby są na
cmentarzyku? Pamięć ludzka, a zwłaszcza pamięć historyczna jest niezniszczalna i
przy każdym wydarzeniu zawsze znajdzie się jakiś świadek, który przekaże
świadectwo prawdy. Po ukazaniu się wyżej wspomnianej książki, odezwał się
Aleksander Dawidowicz, lekarz, znawca Wilna i dawny mieszkaniec Kolonii
Wileńskiej. Dociekliwy badacz historii Wilna, Dawidowicz odnalazł innych,
wileńskich, świadków wydarzeń 18 września 1939 roku i napisał w recenzji
„Cmentarza na Rossie w Wilnie”, opublikowanej w „Panoramie Kresowej”. Moim
zdaniem, warto przytoczyć wersję Dawidowicza w całości: „Autor nie uznaje faktu
bohaterskiej śmierci od kul sowieckich warty honorowej pełniącej służbę przy
mauzoleum marszałka Piłsudskiego na Rossie w czasie wkraczania Armii Czerwonej
do Wilna w dniu 18 września 1939 roku. Stanowisko autora wobec tego faktu należy
przyjąć ze zdumieniem, ponieważ był on powszechnie znany bezpośrednio po zajęciu
miasta przez Sowietów. Świadectwo o tej bohaterskiej śmierci przekazali mi
zgodnie:
- Ludmiła Doroszkiewicz, maturzystka gimnazjum im. Elizy Orzeszkowej w Wilnie, mieszkająca wówczas i do końca swego życia w odległości 150 m od mauzoleum marszałka przy ulicy Rossa 22, mieszkanie 6.
- Zamieszkały w Wilnie bratanek dowódcy bohaterskiej warty kpr. Wincentego Salwińskiego (1914-1939).
„Z osobami tymi” — pisze Dawidowicz — „kontaktowałem się osobiście: z Ludmiłą
Doroszkiewicz wielokrotnie. Była to moja koleżanka szkolna. Z bratankiem kpr.
Salwińskiego spotkałem się przy grobie jego stryja nieopodal mauzoleum marszałka
Piłsudskiego w dniu 16 sierpnia 1987 roku i wydarzenie to opisałem wówczas w
moim pamiętniku.
Kapral nadterminowy Wincenty Salwiński pochodził ze wsi Sokolniki k.
Rudomina, miasteczka położonego 8 km na południowy wschód od Wilna. Miał on
dwóch braci. Jeden z nich, Feliks Salwiński mieszkał w 1987 roku we wsi
Pitokańce pod Wilnem, a drugi w Polsce na Helu. W dniu 19 września 1939 roku
niechlubny rozkaz ewakuacji miasta bez jego obrony wydał dowódca garnizonu
wileńskiego płk. Jarosław Okulicz-Kozaryn. Tegoż dnia rano zostali wycofani
żołnierze Wojska Polskiego z linii obronnej z ustawionymi na niej karabinami
maszynowymi, w zagrodzie przy moim domu w Kolonii Wileńskiej, na wschodnim
przedpolu Wilna. Rozpoczął się masowy exodus ku granicy litewskiej administracji
wileńskiej i wojska.
W tej tragicznej sytuacji i masowej histerii kapral Wincenty Salwiński z
dwoma kolegami, szeregowym Piotrem Stacirowiczem i Wacławem Sawickim podjęli
decyzję zaciągnięcia warty przy mauzoleum marszałka Piłsudskiego na Rossie. Był
to świadomy akt bohaterski. Dwaj wartownicy trzymający straż przy płycie Matki i
Serca Syna zginęli na miejscu od kul sowieckich. Kapral Salwiński, zgodnie z
regulaminem, przebywał w tym czasie w nieistniejącej dzisiaj, przylegającej do
cmentarza legionowego, niedużej wartowni. Widząc śmierć swych kolegów, począł
się cofać w kierunku torów kolejowych. Został jednakże zauważony i zastrzelony w
odległości około 150 m od wartowni. Takie są fakty odtworzone przez moich
rozmówców. Ta bohaterska, żołnierska ofiara, jest jakże znamienna dla
patriotyzmu wileńskiego społeczeństwa”.
Zatem według relacji Dawidowicza, trzej wymienieni wyżej żołnierze WP byli
ostatnia wartą honorową przy grobie Matki i Serca Syna.
Aby obiektywnie odpowiedzieć w kwestii ostatniej warty przy grobie Matki i
Serca Syna zwróćmy się do opracowania naukowego o ataku Sowietów na Wilno 18 i
19 września 1939 roku. Autorem tego opracowania jest dr Czesław Grzelak, który
dokładnie tamte wydarzenia opisał w pracach „Wilno 1939” i
„Wilno-Grodno-Kodziowce 1939”. Oto fragmenty relacji historyka o działaniach
wojennych na Rossie: „17 września, czyli w przeddzień sowieckiego ataku, w
Wilnie znajdowało się ok. 14 tys. żołnierzy oraz ochotników, ale tylko ok. 6,5
tys. było uzbrojonych. W międzyczasie napływały jeszcze różne drobne
pododdziały. 18 września rano sformowano batalion studencki spośród studentów
zdolnych do noszenia broni. Tego samego dnia doszło do rozmowy między gen.
Józefem Olszyną-Wilczyńskim i płk. Jarosławem Okuliczem-Kozarynem, w której ten
pierwszy rozkazał w nieprecyzyjny sposób nie podejmować obrony miasta i odejść
na Litwę.
W rezultacie płk. Okulicz-Kozaryn postanowił nakazać opuszczenie
miasta przez oddziały niebojowe, natomiast pozostałe miały pozostać na swoich
stanowiskach, ale podjąć walkę tylko na wyraźny rozkaz.
Ostatecznie w godzinach
popołudniowych 18 września obrona Wilna wyglądała następująco: we wschodniej
części miasta znajdowały się dwa bataliony marszowe z OZ 1. DP Leg. pod
dowództwem ppłk. Jana Pawlika, bliżej nieokreślone pododdziały piechoty
wzmocnione ochotnikami z PW, spieszony batalion z OZ Wileńskiej BK (na Antokolu)
oraz pluton artylerii 75 mm z OZ artylerii lekkiej w Wilnie, w rejonie Markucia
i Rossy swoje pozycje zajmował Batalion KOP „Troki” mjr. Krasowskiego,
południową i południowo-zachodnią część miasta obsadzały dwa bataliony, na czele
których stał komendant RKU Wilno-Powiat ppk. Stanisław Szyłeyko oraz drużyny
ochotników z PW, pełniące warty przy magazynach wojskowych na Burbiszkach,
kierunek zachodni i północny ubezpieczały pozostałe bataliony Pułku KOP „Wilno”
pod dowództwem ppłk. Kazimierza Kardaszewicza i jeden batalion z OZ 1 Pułku
Legionów, w rejonie śródmieścia rozmieszczona była 20. Bateria Artylerii
Przeciwlotniczej (4 ckm plot.); druga bateria znajdowała się u północnego wylotu
mostu Zielonego, w domu akademickim na Górze Bouffałowej kwaterował słabo
uzbrojony batalion studencki, ale jego część po południu 18 września wyjechała z
miasta w kierunku granicy litewskiej, w okolicach dworca kolejowego stacjonowały
różne luźne pododdziały, m. in. kolejarskiego PW oraz niewielka grupa por.
Świdy, wzmocnione improwizowanym pociągiem pancernym zbudowanym przez kolejarzy.
W sumie były więc to siły, które można przeliczyć na ok. dziesięć batalionów
piechoty (ok. 6,5 tys. uzbrojonych żołnierzy) z 14-16 działami, w tym połową
ppanc., oraz 4-6 działkami plot. 40 mm i kilkudziesięcioma karabinami
maszynowymi. Brak było natomiast moździerzy i granatów ppanc., które starano się
zastąpić butelkami z mieszanką zapalającą. Pomimo słabego uzbrojenia i słabego
wyszkolenia ochotników można jednak było pokusić się o skuteczny opór wśród
miejskiej zabudowy, nawet jednostkom pancernym.
18 września dowódca wojsk Frontu Białoruskiego komandarm II rangi Michaił
Kowalow wydał rozkaz dotyczący opanowania Wilna. Miasto zdobywać miały dwie
grupy bojowe sformowane przez 3. i 11. Armie. Z 3. Armii wydzielono grupę bojową
pod dowództwem kombryga Piotra Achlustina w składzie: 24. Dywizja Kawalerii
wzmocniona 22. i 25. Brygadą Pancerną z zadaniem uderzenia na miasto z
północnego wschodu. Natomiast grupa bojowa 11. Armii pod dowództwem kombryga S.
P. Zybina w składzie: 36. Dywizja Kawalerii wzmocniona 6. Brygadą Pancerną
otrzymała zadanie uderzenia na Wilno z południowego wschodu. Całe miasto miało
być opanowane do wieczora 18 września. Jednakże wobec dużych odległości grup
bojowych od Wilna (ok. 80 km), trudności z zaopatrzeniem w paliwo dla czołgów i
mechanicznych środków transportu oraz przesadnymi ocenami możliwości obrońców
Wilna, termin opanowania miasta przesunięto na rano 19 września.
18 września po godzinie 17 do płk. Okulicza-Kozaryna dotarły oficjalne
meldunki o pojawieniu się od strony Oszmiany pierwszych sowieckich pododdziałów
pancernych. Były to czołgi z 7. i 8. Pułku Czołgów 36. Dywizji Kawalerii. 8.
Pułk Czołgów po kilkudziesięciominutowej walce z kompanią „Olkieniki” kpt.
Antoniego Kwiatkowskiego z Batalionu KOP „Orany” zajął południowo-wschodni skraj
Wilna, pozostając tam do rana 19 września. Natomiast 7. Pułk Czołgów został
zatrzymany na zachodnim skraju Wilna. W rezultacie płk. Okulicz-Kozaryn podjął
decyzję, która negowała całkowicie wcześniej wydane polecenia, a mianowicie
rozkazał wycofanie się wszystkich sił obrony w kierunku granicy litewskiej.
Odwrót miały osłaniać oddziały KOP jako najlepiej wyszkolone i zdyscyplinowane.
Część żołnierzy i policjantów odeszła natomiast do Grodna, gdzie wzięła potem
udział w jego obronie. Jednocześnie w stronę sowieckich wojsk został posłany
ppłk. Podwysocki, aby zakomunikować im o niebronieniu miasta. Został jednak
ostrzelany przez czołgistów i musiał zawrócić. Podpułkownik Podwysocki po
powrocie nie zastał już płk. Okulicza-Kozaryna i w powyższej sytuacji postanowił
bronić miasta. Jednakże wycofała się z niego już większość oddziałów, pozostały
tylko nieliczne, wspomagane przez ochotników, głównie harcerzy i młodzieży.
Tymczasem sowieckie oddziały pancerne, które podeszły do miasta, miały za
zadanie dotrzeć do mostu Zielonego i zablokować Wilno od strony zachodniej.
Jeden z pododdziałów 8. Pułku Czołgów dostał się pod ogień 2 polskich dział 75
mm, które strzelały pociskami przeciwpiechotnymi, tracąc samochód pancerny.
Polacy ponieśli spore straty, ale powstrzymali nieprzyjacielskie natarcie. Z
kolei na Zarzeczu jeden sowiecki czołg został uszkodzony granatami. W rezultacie
główne siły 8. Pułku Czołgów zatrzymały się na południowo-wschodnim skraju Wilna
do rana 19 września, a jedynie drobne pododdziały (po 2-3 wozy bojowe)
prowadziły rozpoznanie w kierunku Wilii. W tym samym czasie ogień do
nieprzyjacielskich czołgów prowadziła także nieokreślona liczba dział 75 mm z OZ
artylerii w Wilnie, usytuowanych na wzgórzu nad Wilenką przy szosie
oszmiańskiej. Prawdopodobnie zniszczyły one 1 sowiecki czołg, a po wyczerpaniu
całej amunicji polscy artylerzyści uszkodzili działa i się wycofali. Z kolei 2
kolejne działa 75 mm strzelały z pozycji na Wzgórzu Ponarskim do sowieckich
wojsk (1. Batalion z 6. Brygady Pancernej) usiłujących zdobyć dworzec kolejowy i
magazyny wojskowe na Burbiszkach. Bronił się tam 33. Batalion Wartowniczy, ale
wobec przewagi wroga musiał się wycofać w nocy z 18 na 19 września.
W godzinach popołudniowych 18 września w rejon dworca kolejowego została
dodatkowo przysłana niepełna kompania żołnierzy i ochotników z PW, uzbrojona w
kilka ckm-ów i karabinów ppanc. Część ochotników zatrudniono przy dokończeniu
budowy improwizowanego pociągu pancernego. Wieczorem pojechał on torem kolejowym
na Lidę, docierając do Burbiszek, gdzie wspomógł obronę magazynów wojskowych,
ale został uszkodzony. W tym czasie kilka czołgów sowieckich z 2. Batalionu 6.
Brygady Pancernej dotarło na tyły magazynów, dostając się jednak pod ogień
polskiej kompanii, która zniszczyła jeden czołg i jeden uszkodziła, ale sama
była zmuszona wycofać się do centrum miasta. Jednocześnie sowiecki batalion
rozpoznawczy z 6. Brygady Pancernej po krótkiej walce opanował lotnisko i składy
paliwa.
Wieczorem 18 września pancerny pododdział z tej brygady zaatakował także
Wilno z kierunku Nowej Wilejki, nacierając wzdłuż Wilii na Górę Zamkową i most
Zielony. Napotkał jednak polski ogień prowadzony przez działko ppanc. 37 mm z
drugiego brzegu rzeki przy koszarach kawalerii i po stracie kilku uszkodzonych
wozów bojowych, które zatarasowały drogę pozostałym, musiał zatrzymać się. Inny
z batalionów sowieckiej 6. Brygady Pancernej zaatakował polskie pozycje przy
cmentarzu na Rossie zajmowane przez Batalion KOP „Troki” mjr. Krasowskiego,
który po stracie kilkunastu zabitych i rannych rozpoczął odwrót. Rosjanie
natomiast skierowali się w stronę centrum miasta, łamiąc słaby opór niewielkiego
polskiego pododdziału z pozostałości marszowej 5 Pułku Piechoty Legionów.
Następnie na ich drodze znalazła się bateria artylerii przeciwlotniczej ppor.
Witolda Brancewicza. Polacy uporczywie się bronili do późnego wieczora, tracąc
obsługę 1 działa, a potem wycofali się w kierunku na Zawiasy ku granicy
litewskiej.
Jak wynika z przytoczonej relacji naukowej dr Grzelaka, Sowieci zaatakowali
na Rossie Batalion KOP „Troki” majora Krasowskiego 18 września 1939 roku
wieczorem. Po stracie kilkunastu zabitych i rannych, wśród zabitych mogli być
Wincenty Salwiński, Piotr Stacirowicz i Wacław Sawicki, mjr Krasowski rozkazał
odwrót w kierunku granicy litewskiej. Historyk nie wspomina warty honorowej,
ponadto według tej relacji, 19 września 1939 roku żołnierzy polskich już nie
było na Rossie. Wydaje się więc, że opisane przez Aleksandra Dawidowicza
bohaterstwo trzech polskich żołnierzy jest tylko legendą. Niech więc tak
pozostanie, ponieważ i ta piękna historia weszła już do bogatego skarbca
wileńskich legend.
Prof. Mieczysław Jackiewicz
Komentarze
6 komentarzy do “Ostatnia warta honorowa przy grobie Matki i Serca Syna — legenda czy fakt historyczny?”
Chyba nie to ważne czy była to warta honorowa, czy śmierć w walce obronnej. Nawet trudno sobie wyobrazić że w obliczu regularnej bitwy ktoś stoi wyciągnięty jak struna na posterunku honorowym. Fakt jest jeden i niezaprzeczalny : Ci trzej żołnierze zginęli w walce z okupantem i i na pewno w rejonie cmentarza . Chwała bohaterom
Mój ojciec jako gówniaż mieszkając blisko Rossy biegał w tym dniu koło cmentarza i ze zwykłej ciekawości obserwował obcych zołnierzy (sowietów) jak wbiegli na cmentarz. Po chwili usłyszał strzały i gdy podszedł w okolice grobu serca Piłsudskiego między nagrobkami widział zabitych trzech żołnierzy Polskich i grabiących ich sowietów. Opowiadał mi to zdarzenie przynajmniej dwukrotnie – choć ja nie chciałem w to wierzyć